Trzymała dziecko na smyczy. Choć miała łzy w oczach, jej argumenty mnie nie przekonują
"Sytuacja, której byłam świadkiem, miała miejsce już 3 tygodnie temu. Mimo to wciąż nie daje mi ona spokoju. Nieustanie się zastanawiam, czy to ja jestem przewrażliwiona, a może coś z tym światem jest nie tak.
Ten widok mnie zszokował
Otóż lecieliśmy z rodziną na wakacje i pierwszym punktem podróży było warszawskie Okęcie. Odprawy poszły całkiem sprawnie i mieliśmy sporo czasu przed odlotem. Nie miałam weny na czytanie książki, więc stwierdziłam, że się przejdę. Zdębiałam, gdy zobaczyłam 2-letnie dziecko prowadzone przez rodziców na smyczy. Zazwyczaj nie zaczepiam obcych i nie doradzam innym mamom, ale aż się we mnie zagotowało. Mam trójkę dzieci i w życiu nie przyszłoby mi do głowy coś takiego.
Bez pretensji, choć trochę nakręcona, podeszłam i zapytałam tych rodziców, skąd pomysł, by prowadzić dziecko na smyczy, nie jest to przecież domowe zwierzątko, a mały człowiek. W sumie nie wiem, czego oczekiwałam, ale byłam trochę zdziwiona, kiedy kobieta podjęła ze mną rozmowę na ten temat. Mąż odpiął smycz i ruszył z dziewczynką na plac zabaw.
Nie mieli wyjścia
Córeczka bardzo często się oddala, odbiega bez słowa i nie reaguje na wołania. To nie jest tak, że nagle stwierdzili, że będą dziecko prowadzać na smyczy. Mama wyjaśniła mi, że pracują z dzieckiem, tłumaczą, proszą, ale na wiele się to nie zdaje. Uczą już także, co robić, gdy się zgubi. Tyle że to nadal jest bardzo małe dziecko. Nieraz dziewczynka była w niebezpiecznej sytuacji. Widać było, że dla tej matki jest to źródłem ogromnego stresu.
Kobieta wypuszcza córeczkę z wózka tylko w miejscach, gdzie dziewczynka będzie miała swobodę, a liczba zagrożeń jest mocno ograniczona. Niestety lotnisko nie należy do takich miejsc, szczególnie że nie planowali zabierać wózka. – Marzyliśmy o zagranicznych wakacjach, ale lotnisko nie dawało mi spokoju, a potem trafiłam na taki plecaczek ze smyczą – wyznała i dodała: – To tylko na czasy, gdy trzeba się skupić na bagażu i dokumentach. Teraz po odprawach możemy jej poświęcić sto procent uwagi i nie zamierzam jej ograniczać.
Nadal nie mieści mi się to w głowie, ale jednocześnie zrobiło mi się trochę żal tej kobiety. Autentycznie robiła wrażenie osoby totalnie bezradnej, która nie wie, jak ochronić własne dziecko. Momentami miała łzy w oczach. Przyznam szczerze, ja się nigdy nie mierzyłam z czymś takim, moje dzieci jakoś się nie oddalały. Ale na litość boską, chyba są jakieś inne sposoby niż smycz? Kiedyś można było tego nie wiedzieć, ale dziś? Wielu specjalistów krytykuje takie rozwiązanie. Przecież to upokarzające".