Szkoły oferują uczniom i pracownikom obiady, najczęściej dwudaniowe, niekiedy jeszcze z deserem. W niektórych placówkach zupy i drugie dania przygotowywane są przez kucharki "na miejscu", inne wynajmują catering. Korzystanie z posiłku jest dobrowolne i odpłatne. Historie ze szkolnych stołówek rozgrzewają do czerwoności, przeczytajcie nadesłany list.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zapach świeżo przygotowanego jedzenia, który unosił się w szkolnych murach, w dzieciństwie kojarzył mi się z domowym ciepłem. Smak niektórych potraw pozostawiał wiele do życzenia, co i tak nie zmieniało faktu, że wizyty na stołówce były miłym akcentem dnia.
Historia ze szkolnej stołówki
Nie każdy uczeń jest fanem szkolnych obiadów. Niektórzy patrzą się w talerz jak sroka w kość, rozkładają danie na czynniki pierwsze i dokładnie przyglądają się każdemu kęsowi. Są też i tacy, którzy jedzą ze smakiem, aż im się uszy trzęsą.
Uczniów, którzy przestrzegają zasad savoir-vivre, ze świecą szukać. Większość je w pośpiechu, samym widelcem, a o nożu w ogóle zapomina. Nauczycielki zwracają uwagę i proszą o kulturalne zachowanie. O jednej z takich, a w sumie podobnych (bo o wiele mocniejszych) sytuacji opowiedziała nam nasza czytelniczka Monika.
"Mój 9-letni syn został w niewłaściwy sposób potraktowany w szkolnej stołówce. Henryk, który ma hinduskie korzenie, doświadczył nie tylko niezrozumienia, ale wręcz przykrości ze strony personelu stołówki. Sprawa dotyczy sytuacji, w której mój syn jadł rękami ryż, zgodne z tradycją i kulturą mojego męża. W Indiach wiele pokarmów spożywa się bez użycia sztućców.
Wychowawczyni wie, że tata Henryka jest Hindusem, ale pani ze szkolnej stołówki, przypuszczam, nie miała o tym pojęcia. Bo inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć jej zachowania i słów skierowanych w stronę mojego syna.
Pracownica stołówki zwróciła mu uwagę w bardzo nieuprzejmy sposób. 'Matka nie nauczyła cię jeść sztućcami?', zapytała na cały głos. Koledzy zaczęli się śmiać pod nosem i coś po cichu komentować. Henryk wstał i pobiegł do łazienki, bo sam nie wiedział, jak się zachować. Co powiedzieć, jak się odezwać. Zawstydził się, spanikował i ucieczkę uznał za najlepsze i w sumie jedyne rozwiązanie.
Rozumiem, że ta pani nie znała naszej rodzinnej historii, ale to nie upoważnia jej do takiego tonu i takich pytań. Gdzie kultura?
Dla mojego męża i po części mojego syna jedzenie rękami jest czymś naturalnym. To nie jest brak manier, złe wychowanie, a zwyczaj praktykowany przez wiele osób m.in. z Indii.
Kiedy mój syn opowiedział mi o tym, jak potraktowano go na stołówce, poczułam się upokorzona. O zaistniałej sytuacji poinformowałam dyrekcję szkoły i mam nadzieję, że zostaną podjęte odpowiednie kroki.
Nie oczekuję niczego poza szacunkiem, zrozumieniem i kulturalnym podejściem. Personel (także ten na stołówce) powinien pamiętać, że szkoła jest miejscem, w którym mogą się spotkać dzieci z różnych środowisk, o różnych korzeniach. Na tak upokarzające słowa nie ma tam miejsca".