Wychowawczyni kolonijna: "To pokolenie wyginie. Wystarczy zajrzeć do ich walizek"
"Jestem pedagogiem z doświadczeniem, mam swoje metody, jestem dobra w tym, co robię. Na obozy jako opiekunka jeździłam już jako podlotek, bo wtedy to były trochę inne czasy, dziś papier jest ważny. Dzisiaj to część mojej pracy. Uwielbiam pracować z nastolatkami, bo to takie żywe, pełne pomysłów dzieciaki. Są pełne werwy, pełne emocji, czują i przeżywają wszystko tak bardzo. Tylko że to wcale nie znaczy, że są nie wiadomo jak ogarnięci. Wręcz przeciwnie, czasem to się o nich boję.
Współczesne nastolatki trzeba prowadzić za rękę
Możecie opublikować moje historie, bo zmieniłam kilka szczegółów, żeby nikt tych moich dzieciaków kolonijnych nie poznał. No to tak.
Sytuacja A. Mamy w planach zajęcia terenowe, ognisko, podchody w lesie. Pytam dzieciaki, czy są dobrze przygotowane. Zawsze, w każdej grupie, znajdzie się kilka takich osób, które zapomniały o długich spodniach albo polarze, które mają tylko sandałki i jakieś trampki, które nie mają nic przeciw owadom. Przy tym ostatnim to pomogę, jesteśmy przygotowani, ale butów przecież swoich nie oddam. Pytam, o co chodzi, to mi mówią: mama nie spakowała. Zapomniałem. Nie pomyślałam.
Sytuacja B. Zdarzają się turnusy, że idziemy do muzeum albo zoo. Wtedy uczniowie muszą pokazywać legitymacje, zwłaszcza ci starsi, bo czasem te 15-latki to wyglądają na co najmniej 5 lat więcej. Nie zliczę, ile razy dzieci nie miały tych legitymacji. Argumenty znów te same: nie pomyślały, że trzeba je zabrać.
Sytuacja C. Dostaję donosy, że jeden Iksiński z drugim Ikregowskim wydzielają niefajny zapaszek. Łapię delikwentów, co się okazuje. Za mało ubrań wzięli, więc chodzą w przepoconych. O prysznicu też jakoś zapomnieli, bo przecież są zajęcia w jeziorze. Dezodorant? Wakacje są, psze pani. A potem mi się skarżą inni, że z brudasami muszą być w domku.
Te wszystkie sytuacje łączy jedno: dzieci, a właściwie nastolatki, bo ja tu piszę o młodzieży takiej w wieku 14-16 lat, w ogóle nie myślą. Oni chcą, żeby rodzice wszystko za nich robili. Jak mama nie spakuje, jak tata nie powie, to one nie zrobią nic. Zginą po prostu. Trzeba je cały czas prowadzić za rączkę. Co z tego, że to taka wspaniała młodzież, skoro gdzieś coś w którymś momencie nie wyszło, co tu będę kryć. Lubię ich, ale strach myśleć, co to będzie, jak się w porę nie ogarną. Tacy ludzie mają decydować o losach naszego kraju? Czarno to widzę".