Powiedzmy to wprost: można być za młodym na małżeństwo. Na pierwszą rocznicę ślubu biorę rozwód

Agnieszka Miastowska
Mam wrażenie, że w Polsce nadal lubimy powtarzać, że każdy wiek jest odpowiedni i na ślub, i na dziecko. Polki nadal rodzą dzieci wcześniej niż mieszkanki innych europejskich krajów, wcześniej także stają się zamężne. To lepiej czy gorzej? Ania już przed pierwszą rocznicą ślubu wiedziała, że decyzja o małżeństwie była pomyłką – "byłam po prostu za młoda, żałuję, że nikt nie powiedział mi tego wprost".
Można być za młodym na małżeństwo. Rok po ślubię biorę rozwód Pinterest

Koleżanka zaręczona w liceum

Anię znam jeszcze ze szkoły, na studiach nasze drogi się rozeszły, ale nadal miałyśmy sporadyczny kontakt na mediach społecznościowych. Pierwsze skojarzenie to dziewczyna bardzo wierząca, poukładana, zorganizowana, rodzinna.
Zaręczyła się ze swoim chłopakiem w trzeciej klasie liceum, co dla nas wszystkich było niesamowitym szokiem. Nie oszukujmy się, ale 18 czy 19-latkowie mimo dowodu w dłoni są dziećmi, a na pewno większość z nas nie myślała wtedy o zmianie stanu cywilnego.


Niektóre z moich koleżanek nawet na studiach, mieszkając z rodzicami, musiały się im tłumaczyć z tego, o której wracają do domu czy na co wydają pieniądze. Nazwiecie to nadopiekuńczością, zbytnim nadzorem? Może i macie rację.

Faktem jest, że zareagowaliśmy na to trochę z zachwytem — bo to już takie dorosłe, czyli my też tacy jesteśmy, trochę z zazdrością — a mój chłopak to by tego nie zrobił, a trochę z pobłażaniem — po co im od razu ślub, ledwo skończyliśmy szkołę.

Tak czy owak Ania na drugim roku studiów wzięła ślub. I wiem, że to już nie powinno być takie zaskakujące, ale dla mnie nadal było. Wiedziałam, że nie mieszka z chłopakiem, jest wierząca, chce pozostać w czystości do ślubu.

Dla mnie jej myślenie było staromodne, żeby nie powiedzieć średniowieczne, nierozsądne. Ale to nie była moja sprawa. Nic nie mówiłam. Niecały rok po ślubie napisała do mnie na Messengerze. Okazało się, że zamiast na rocznicę ślubu szykuje się na rozwód. Zgodziła się anonimowo opowiedzieć swoją historię.

"Byłam za młoda na małżeństwo" — historia Anii

– To nie jest tak, że rodzice zmuszali mnie do ślubu. Po prostu byłam wychowywana zgodnie z religią i wiedziałam, że jeśli chcę być z moim chłopakiem na poważnie, to nie możemy mieszkać, tak jak oni to mówią, " na kocią łapę".

Wszystko powinno być po kolei, od zaręczyn do ślubu aż po dziecko. Moje koleżanki mieszkały z chłopakami już na pierwszym roku studiów. Nie chciałam czekać do 30-stki, żeby z narzeczonym zamieszkać. A nie wyobrażałam sobie robić tego przed ślubem, bo nie było to zgodne z religią.

Moja rodzina też patrzyłaby na to nieprzychylnie. Wiele rozmawialiśmy z narzeczonym o tym, jak to będzie, gdy zamieszkamy razem. Mieliśmy obgadane najważniejsze tematy, ale przerosła nas zupełna codzienność.

Najlepsze jest to, że czułam się bardzo dojrzała. Ciągle żyłam wizją tego, że zostanę młodą mamą, najpierw będę studiującą żoną, potem pracującą młodziutką mamą.

Wiedziałam, że wiele moich koleżanek puka się w głowie, mówiąc że mamy czas na takie rzeczy, że dzieci można mieć i po 30-stce, albo, co najbardziej mnie oburzało, że powinnam spróbować, jak jest z innymi mężczyznami, zanim zdecyduję się na tego jednego.

Ja nie chciałam o tym słyszeć, bo dla mnie to tak nie działało. Zakochałam się w Łukaszu, jeśli chcę okazać sobie i jemu szacunek, to powinniśmy ten związek sfinalizować, myśleć o założeniu rodziny.

Dlatego w wieku 21 lat wzięłam ślub, zamieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce i oboje studiowaliśmy dziennie. Rodzice byli za związkiem, więc finansowo nam pomagali i zaczęło się.

Okazało się, że wiele rzeczy wyobrażamy sobie inaczej. On uważał, że jako kobiecie to mi wypada zajmować się domem, on gotował właściwie tylko jak nie było mnie w domu. W soboty on uważał, że od rana mamy czas na odpoczynek, ja chciałam najpierw sprzątać, potem uczyć się do sesji.

Bzdury powiecie, ale z czasem zaczęło być coraz gorzej. On decydował, gdzie i kiedy jedziemy na wakacje, umawiał mnie ze swoimi znajomymi bez pytania o zdanie. Kiedy chciałam wyjść gdzieś sama, zarzucał mnie argumentami o nierozerwalności i jedności małżeństwa. Jesteśmy małżeństwem, więc powinniśmy mieć wspólnych znajomych, wszystko robić razem.

Myślałam, że małżeństwo będzie czymś wzniosłym, że moje koleżanki mają jakieś przelotne związki, kolejnych chłopaków z kierunku, a ja będę budowała coś naprawdę.

Zachowanie mojego "męża" niczym nie różniło się od zachowanie ich chłopaków. Miałam zresztą wrażenie, że czasami faceci, z którymi moje przyjaciółki były kilka miesięcy, potrafili lepiej zająć się nimi w towarzystwie niż mój mąż mną.

Czasami miałam wrażenie, że przed kolegami wstydzi się tego, że tak szybko wzięliśmy ślub. Zanim to się stało, był dumny, gdy już byliśmy małżeństwem, zdawał się zazdrościć chłopakom, którzy zmieniają dziewczyny, jak rękawiczki, żartują po rozstaniach, że wracają do singielskiego życia.
Ja planowałam skończyć licencjat, zrobić magisterkę i zobaczyć, co będzie dalej. Praca może na uczelni? Może doktorat albo zawód związany z pracą naukową, pisaniem. To zawsze mnie kręciło. On był rozczarowany.

Zapytał mnie, po co tak wcześnie wzięliśmy ślub, jak planuję przedłużać sobie młodość studiami, kolejnym kierunkiem, podyplomówką czy doktoratem, jak to może być czas, w którym moglibyśmy już być rodzicami.

Dosłownie uważał, że niczym mężczyzna w kryzysie wieku średniego próbuję sobie "przedłużyć młodość". Tak jakbyśmy wcale nie byli młodzi!

Po czasie zrozumiałam, że ja dla niego nie byłam sobą. Anią, jego dziewczyną, partnerką. Ja byłam żoną. Kimś, z kim się związał, bo przecież taka jest kolej rzeczy. Zaręczyny, śluby, dzieci, rodziny.

Myślałam, że to moi znajomi są niedojrzali, bo w głowie im nowi partnerzy, signielstwo, podróże, psy zamiast dzieci, nowe hobby. W tamtym momencie zrozumiałam, że to my zostaliśmy oszukani.

Nam to małżeństwo było niepotrzebne. Gdyby nie ten "węzeł", po roku rozstalibyśmy się i za parę miesięcy szukali sobie kogoś innego, imprezowali, zajmowali się pracą. A tak on uważa, że jesteśmy związani na zawsze i trzeba spełniać swoją powinność.

Żona pani domu, mąż osoby decyzyjnej, a razem rodziców. Powiedziałam dość. Rozmawiałam z koleżankami i powiedziały zgodnie, że mam całe życie przed sobą. Błąd popełniony w wieku 21 lat nie przekreśla życia.

Rodzice byli rozczarowani, ale już raz posłuchałam ich zdania. Miałam wsparcie w znajomych i powiedziałam, że się rozwodzę. Nie doczekaliśmy do pierwszej rocznicy. I to była dobra decyzja.

Wiele osób, gdy dowiaduje się, że jako dwudziestolatka jestem już po rozwodzie, zaczyna gadki o tym, że kiedyś to rzeczy się naprawiało, dzisiaj milenialsi wolą wyrzucić stare, wziąć nowe.

Ale dlaczego mam usychać w związku, który nie daje mi szczęścia? W którym się męczę, nie robię tego, co lubię, w którym z partnerem totalnie się różnimy. Ślub to tylko papierek — chciałabym, żeby ktoś powiedział mi to wcześniej.

Wbrew temu co mówi Kościół czy moi rodzice — można być za młodym na małżeństwo. My byliśmy. Ale mamy przed sobą całe życie. Wierzę, że jeszcze znajdę miłość, ale ze ślubem poczekam.