Pierwsza faza związku zawsze jest cudowna – motylki w brzuchu i kołatanie serca, jednak im dłużej jesteśmy razem, tym mocniej musimy pracować nad relacją. Wyobrażasz sobie, że poznajesz swojego chłopaka jeszcze w szkolnej ławce i jesteście razem do ślubnego kobierca i dłużej? Pozostajecie swoimi jednymi partnerami – życiowymi i seksualnymi. Brzmi jak spełnienie marzeń czy nuda? Postanowiłam porozmawiać z kobietami, które mimo dwudziestu-kilku lat są w związkach, 7,8 albo 9 lat i chcą spędzić ze swoim partnerem resztę życia. Jakie są wady i zalety "szkolnych" związków?
Daria jest ze swoim chłopakiem 7 lat, poznali się w 1 technikum na szkolnym korytarzu, zaczęło się od rozmowy o książkach i muzyce. — Gdy Michał dowiedział się, że moją ulubioną grą jest Skyrim, napisał mi: "Wyjdziesz za mnie?". To było po jakichś 2 godzinach rozmowy, mija 7 lat, a on nie może się zebrać, żeby to powtórzyć — śmieje się dziewczyna.
Mówi także, że, chociaż trudno w to uwierzyć nastolatce, od początku podchodziła do tej relacji dojrzale. — Ale nie spodziewałam się, że po 7 latach będziemy mieli swój dom, bandę zwierząt i wspólne plany na całe życie. Życie pisze różne scenariusze — tłumaczy.
Inaczej do ich początków podchodził jej chłopak, po latach przyznał, że ich związek traktował jako swój start w życiu miłosnym i seksualnym, nie podejrzewał, jak bardzo się wtedy mylił.
Są jednak pary, które zaczynały ze sobą jeszcze wcześniej — Ania poznała swojego chłopaka, mając 14 lat, w międzyczasie zdarzały się im rozstania, powroty, docieranie się...
— Straciliśmy rachubę, od kiedy dokładnie jesteśmy razem tak już na stałe, więc zwykle, gdy ktoś nas pyta, jak długo trwa nasz związek, to mówimy po prostu, że 9 lat — mówi.
— Wchodząc w ten związek, nie spodziewałam się takiego stażu, bo ja w zasadzie od początku nie chciałam z Piotrkiem wchodzić w relację inną niż przyjaźń. Pierwsza decyzja o zostaniu jego dziewczyną wynikała z tego, że chyba po prostu pomyślałam, że fajnie by było mieć chłopaka — dodaje.
Pierwsza miłość = ostatnia miłość
Pierwsza miłość jest uczuciem, do którego potrafimy powracać wspomnieniami całe życie, chociaż nie każdy musi zanurzać się w przeszłości, by przypomnieć sobie o pierwszej bratniej duszy. Daria przyznaje, że Michał był jej pierwszą miłością i został już jedyną.
— Mogę szczerze powiedzieć, że jest moją pierwszą i na tę chwilę ostatnią miłością. Nigdy do nikogo nie czułam tego samego. To pewnie głupie i brzmi jak z komedii romantycznej, ale po prostu tak czuję — przyznaje.
Według niej związek trwający od czasów szkoły daje partnerom wypracować wielkie pokłady zaufania i harmonii, do tego stopnia, że para czasem "nie ma się o co kłócić".
— Największą zaletą takiego związku jest ogrom wiedzy na temat partnera. Wszystkiego uczyliśmy się nawzajem, to były prawdziwe pierwsze pocałunki i prawdziwe pierwsze razy. Znamy się bardzo dobrze i wiele razem przeszliśmy. Dlatego dziś dobrze się rozumiemy — tłumaczy.
Podobne zdanie ma Ania, która wprost mówi, że współczuje dziewczynom, które będąc w jej wieku, muszą dopiero szukać miłości. — Jest mi strasznie przykro, gdy obserwuję moje koleżanki, które usilnie próbują znaleźć odpowiedniego faceta i mówią, że chciałyby już mieć kogoś na stałe i nie przeżywać ciągle od nowa tej pierwszej fazy związku. Etapu poznawania się, docierania — przyznaje.
Brat i siostra
Dodaje, że ze swoim narzeczonym znają się jak dwa łyse konie. — Potrafimy doskonale przewidzieć nasze reakcje na różne słowa i zachowania. Śmiało mogę powiedzieć, że przy nikim nie czuję się równie swobodnie, co właśnie przy nim — wyjaśnia.
Jednak wspólne dorastanie nie zawsze bywa czymś pozytywnym. Kamila mówi mi wprost, że mimo miłości do swojego partnera brakuje jej uczucia zakochania, poznawania drugiej osoby, iskry.
W wielu dłuższych związkach namiętność zastępowana jest przyjaźnią, psycholożka zajmująca się relacjami Katarzyna Kucewicz podkreśla, że jest to duże ryzyko w przypadku par o długim stażu.
— Pary będące w długodystansowych związkach narzekają zazwyczaj na wypalenie
namiętności — zastępuje ją przyjaźń pomiędzy dwiema osobami. Ludzie, którzy razem wkraczali w dorosłość, mieli wspólne doświadczenia, nierzadko po czasie widzą w sobie przyjaciół, kompanów, więc pod pewnymi względami mogą zachowywać się jak rodzeństwo — wyjaśnia psycholożka.
Łatwo w takiej relacji przyjąć pozycje brata i siostry. Przyjaźnimy się, ale nie mamy potrzeby kokietowania siebie nawzajem. Uważamy, że znamy się lepiej niż ktokolwiek inny. Partner przestaje nam się jawić jako osoba, którą chcemy zdobywać, odkrywać, a raczej jako ktoś, kogo znamy lepiej niż samego siebie.
— Bo uważamy, że wszystko o nim wiemy. To nie sprzyja namiętności, bo ona opiera
się na niedopowiedzeniach, pewnej tajemniczości, którą bardzo trudno zachować, gdy znamy partnera jak własną kieszeń — dodaje Katarzyna Kucewicz.
Partnerzy mogą mieć mniej powodów do kłótni, ale przestają widzieć siebie jako wyzwanie.
Pierwsze razy
Jeśli partnerzy poznali się jeszcze w szkole, to zazwyczaj ze sobą przeżywali pierwsze miłosne i seksualne doświadczenia.
Daria przyznaje, że dla niej posiadanie jednego partnera seksualnego jest zdecydowanie pozytywnym doświadczeniem. — Wszystkiego uczyliśmy się nawzajem, nawet teraz niczego mi nie brakuje w seksie. Gdybym miała dziś poznawać kogoś na nowo, to czułabym pewien strach — tłumaczy.
Ania mówi, że seksualna droga jej i jej partnera nie obyła się bez wpadek, które raczej nie mają szansy się zdarzyć w przypadku partnerów, którzy już wiedzą jak to jest "obchodzić się z kobietą/mężczyzną".
— Zwykle te wpadki wynikały po prostu z niewiedzy, co zdecydowanie rzadziej zdarza się w przypadku osób, które rozpoczynają wspólne życie seksualne np. w wieku 30 lat. Dorosły człowiek, poznając partnera/partnerkę i idąc z nim pierwszy raz do łóżka, raczej już mniej więcej wie, co go czeka, co inni lubią w łóżku i co lubi ona sam. My nie mieliśmy pojęcia — tłumaczy.
Kamila często zastanawia się, jak by to było z innym mężczyzną. — Czasem myślę po prostu, że żałuję, że poznaliśmy się tak wcześnie. Nasz seks jest super, ale z czystej ludzkiej ciekawości chciałabym spróbować tego samego, ale z kimś innym. Przecież to naturalne, że nie da się całe życie pragnąć tylko jednej osoby — opowiada.
Seksualność jest bardzo ważną sferą życia, zastanawiam się więc, czy posiadanie jednego partnera seksualnego nie zamyka nas na jej rozwój. Psycholożka wyjaśnia, że jest to bardzo indywidualna kwestia.
— Rozwijanie własnej seksualności nie polega tylko na uprawianiu seksu z wieloma
partnerami. Rozwijać się seksualnie mogą nawet single, we własnym zakresie. Problem pojawia się wtedy, gdy jedna strona jest otwarta na zabawy seksualne, a druga nie czuje takiej potrzeby. Seksualność jest sferą życia, o której musimy rozmawiać — tłumaczy.
Z drugiej strony bardzo ważny jest temperament seksualny, wiele osób będzie po prostu dusić się "monogamicznym kieracie", odczuwając brak nowych doznań. Trzeba pamiętać, że partnerzy w tych relacjach mają staże "małżeńskie", ale są dwudziestokilkulatkami, których potrzeby seksualne są często duże. Wtedy pojawia się widmo zdrady albo... inne rozwiązania.
Zdrada dla różnorodności?
Dorota po 8 latach w związku zdradziła swojego partnera, przespała się z kolegą ze studiów, który ze swoją dziewczyną miał bardzo podobny staż.
— Ktoś powie, że to kuriozalne, ale poszliśmy do łóżka, wiedząc dokładnie, że kochamy swoich partnerów i chcemy z nimi być. Po prostu musieliśmy wreszcie na własnej skórze sprawdzić "jak to jest" z kimś innym. I nie mogę powiedzieć, że tego żałuję — mam poczucie, że wreszcie czegoś spróbowałam. To było po prostu jak łyk zimnego napoju w gorący dzień, nic więcej — tłumaczy.
Katarzyna Kucewicz podkreśla, że zdrady zdarzają się w różnych związkach, nawet w tych z wysokim poziomem namiętności i satysfakcjonującym życiem seksualnym. Z drugiej strony w związkach, w których partnerzy mają niskie doświadczenie seksualne, często pojawia się zwykła ciekawość.
— Ludzie różnie sobie radzą z tą potrzebą nowości, w dzisiejszych czasach są coraz bardziej pomysłowi. Niektórzy postanawiają otworzyć związek, decydują się na swing, seksualny trójkąt, zdradę kontrolowaną — to wcale nie jest aż tak egzotyczne, jak mogłoby się wydawać — wyjaśnia psycholożka.
Ale są też pary, które mają w sobie bardzo silne poczucie wyłączności i nie spodoba
im się wyznanie o tym, że ktoś chciałby spróbować z inną osobą. Moje rozmówczynie w większości nie chcą o tym słyszeć.
Daria tłumaczy, że zanim zaczęła spotykać się ze swoim chłopakiem, miała problemy z akceptacją swojego ciała, to dopiero przy nim się otworzyła i nie tęskni do doznań z innymi mężczyznami. Boi się także, że ktoś inny mógłby jej nie zaakceptować.
— Nie uważam, że jeśli zostaniemy ze sobą, to będę czuła jakiś żal czy ciekawość, bo widziałam w życiu za mało penisów. Jasne to czasem przejdzie przez głowę, najczęściej jak się z kimś pokłócisz. Ale nigdy nie brałam tych myśli jakoś na poważnie — tłumaczy.
Ania swoje porównania opiera na relacjach koleżanek, które są bardziej doświadczone.
— Kiedyś zapytałam o to przyjaciółkę, która miała kilku partnerów, jak to jest? Któryś był lepszy, gorszy? Powiedziała, że przyjemność w seksie zależy też od tego, co czujemy do danej osoby, no i w sumie się z tym zgadzam. Nie odczuwam też braków, ze strony mojego partnera, więc nie za bardzo mam czego żałować — mówi.
Spełnienie marzeń dla kobiety — koszmar dla faceta
Często słyszy się, że trwanie w "wiecznej monogamii" to najgorszy koszmar każdego faceta. Dla kobiet za to spełnienie romantycznych marzeń o jedynej miłości na całe życie. To stereotyp czy potwierdza się w naszym zachowaniu?
Katarzyna Kucewicz podkreśla, że mężczyźni miewają zwykle większe potrzeby seksualnie. — Seks jest dla nich ważniejszą częścią życia niż dla pań. Kobiety łatwiej przyjmują optykę monogamii – bycia całe życie z jednym mężczyzną, bo on spełnia ich potrzeby rodziny i bezpieczeństwa. Ale nie jest to oczywiście reguła — wyjaśnia.
Potwierdza się to w historiach moich rozmówczyń, które bardzo cenią sobie naukę seksualności na swoich partnerach i fakt, że to z nimi czują się najbezpieczniej i najswobodniej. Jednak po raz kolejny nie jest to reguła.
Monika mówi mi, że w czasie związku zdarzają się jej flirty, randki, a nawet fizyczne zdrady. Nie traktuje tego, jako krzywdzenia swojego partnera.
— Wiem, że będziemy razem do końca życia, ale potrzeba bycia zakochaną, poznawania nowych mężczyzn jest dla mnie zbyt silna. Nie czuję, żebym cokolwiek odbierała mojemu partnerowi, "bawiąc się" w ten sposób — tłumaczy.
Selfcare — sexcare
Katarzyna Kucewicz podkreśla, że seks jest fundamentem związku, seksualność jedną z najważniejszych sfer życia, a gdy dorastamy, nasze potrzeby mogą się zmieniać. Często jeden z partnerów, zazwyczaj mężczyzna, musi dostosowywać własne potrzeby seksualne do potrzeb partnerki, by w ogóle zachować życie seksualne.
— Często mężczyźni próbują dostosować się do sztywnego kieratu monogamicznego,
uprawiania seksu raz na miesiąc, jak to bywa w związkach starają się dostosować
własną seksualność do seksualności kobiety — wyjaśnia psycholożka.
Niektórzy z nich, tak jak Paweł, który ma jedną partnerkę od pierwszego roku studiów, czują, że wreszcie się złamią. — To nie jest tak, że ja planuję zdradę. Ale widzę inne kobiety i jest mi zwyczajnie żal, że miałbym do końca życia już żadnej nie dotknąć, nie zaspokoić, nie spełnić żadnej fantazji. To jest po prostu przykre — tłumaczy.
Należy jednak powiedzieć wprost, że namawianie partnerki do seksu w jakikolwiek sposób jest niedopuszczalne. Nie można wymagać od partnera takiego samego poziomu libido, jaki sami mamy.
— Nie można nikogo zmuszać, wzbudzać litości ani poczucia winy w partnerze/partnerce ze względu na to, że nie chce współżyć wystarczająco często. To są formy szantażu, grożenia, obrażania się... — wyjaśnia psycholożka.
Czy da się więc w ogóle zachować pożądanie i namiętność w związku, z kimś, kogo znamy lepiej niż samego siebie? Ekspertka tłumaczy, że sexcare (pielęgnacja własnej seksualności) jest równie ważna, jak selfcare.
Nie ma cudownego leku na rozpalenie iskry pożądania i to niezależnie od stażu związku i temperamentu partnerów. Najważniejsza jest rozmowa o swoich potrzebach i otwartość.
Jednak związki szkolne powinny zwrócić uwagę na to, by zapewnić sobie indywidualną przestrzeń do rozwoju czy odpoczynku.
— Nie wszystkie długodystansowe związki młodych ludzi kończą się wypaleniem, nie
zawsze pojawia się w nich zdrada. Kluczem jest to, żeby pamiętać w związku o przestrzeni osobistej – żeby realizować siebie – mieć swoje pasje, znajomych, zajęcia – mieć swoją niszę, do której nasz partner niekoniecznie jest dopuszczony. To sprawia, że w relacji ogień stale się podtrzymuje — tłumaczy psycholożka.
Przechodzony związek?
Szkolne związki to zazwyczaj relacje z długim stażem, ale partnerzy są nadal bardzo młodzi. W końcu zupełnie inną sytuacją jest poznanie partnera koło 30 i ślub czy dzieci po kilku latach. Czym innym sytuacja, w której poznajemy się, samemu będąc dziećmi, a po latach związku nadal jesteśmy dwudziestokilkulatkami.
Często więc pary nie podejmują jeszcze kroków takich jak zaręczyny, ślub, dzieci. Zaczynają słyszeć z boku, że ich związki są "przechodzone", bo brak w nich poważnych decyzji.
Daria wyjaśnia jednak, że nie uważa tego za symbol braku zaangażowania Piotrka. — Mimo że jesteśmy ze sobą długo, nie posiadamy dzieci. (Oprócz 4 kotów i 5 psów, chyba coś poszło nie tak...) — śmieje się.
— I chociaż często rozmawiamy ze sobą na temat przyszłego życia, ślubu czy wesela, to do ich realizacji jeszcze długa droga. Większość znajomych już wzięła śluby i posiada dzieci i szczerze nie wyglądają mi na szczęśliwych z tego powodu. Nie trzeba się z tym śpieszyć, zwłaszcza że opinie pato-kato ciotek nas nie interesują — podsumowuje.
Psycholożka wyjaśnia, że brak ślubu czy dzieci nie jest jednoznaczny z trwaniem w przechodzonym związku. Istotne są potrzeby partnerów i to, czego od siebie oczekują.
— Przechodzony związek to taki, gdy jedna osoba nie jest w stanie rozwijać relacji
dalej, zatrzymuje się na pewnym etapie wspólnego życia i nie chce wjechać na
poziom wyżej, np. wspólnie zamieszkać, zaręczyć się, mieć dzieci — tłumaczy ekspertka
— Każdy związek jest podróżą, gdzie pojawiają się konkretne przystanki. Wspinamy się wspólne ku górze po kolejnych szczeblach relacji. Przechodzenie jest wtedy, gdy zamiast iść pod górę, idziemy na około — dodaje.
Niekoniecznie tymi krokami muszą być ślub i dzieci, mogą być to wspólne cele, zobowiązania takie jak mieszkanie. Pytanie także, jak czują się osoby w takiej relacji.
Jeśli obydwu stronom to odpowiada to wszystko w porządku. Problem pojawia się, gdy jedna strona chce się rozwijać w tych krokach, a druga nie wykazuje takiej potrzeby i ciągle pozostaje na tym samym poziomie
Strach przed czymś nowym?
Często słyszy się opinie, że tak długie związki, w których partnerzy mają siebie od początku na wyłączność, trwają z przyzwyczajenia. Z poczucia, że poznanie kogoś nowego, otworzenie się przed nim byłoby wyjściem ze strefy komfortu. W której przez tyle wspólnych lat dorastania i przyjaźni łatwo się zasiedzieć.
Jednak związek powinien opierać się na wzajemnym zaangażowaniu, a nie strachu przed tym, że w razie rozstania nie moglibyśmy sobie kogoś znaleźć, lub nowy partner nie zaakceptowałby nas.
Daria przyznaje, że sama ma takie myśli. — Jeszcze zanim poznałam Piotrka, miałam duże kompleksy, problemy z akceptacją swojego ciała. Można powiedzieć, że dzięki wspólnemu poznawaniu swoich ciał od początku pozbyłam się nich. Nie chciałabym teraz odkrywać się przed kimś nowym — wyjaśnia.
Ania mówi, że w jej związku faktycznie pojawiła się myśl, że jej partner jest jej jedynym przyjacielem i wsparciem. — Były momenty, gdy on stawał się zaborczy, a ja jako młoda dziewczyna poddawałam się temu. Ograniczyłam wyjścia, kontakty ze znajomymi, żeby więcej czasu spędzać z nim... — tłumaczy.
Jak więc mimo trwania w długoletnim związku osiągnąć poczucie, że nawet w razie rozstania, odrzucenia przez partnera świat się nie skończy, a my naprawdę odnajdziemy się jeszcze w innych relacjach?
— Ważne w związku długoletnim jest utrzymywanie relacji z innymi ludźmi, przyjaciółmi, znajomymi, nie warto w relacji się izolować. Jeśli para jest ciągle ze sobą i ma także wspólnych znajomych, pasje, prace to faktycznie rozstanie z partnerem, jawi nam się jako koniec naszego świata — wyjaśnia psycholożka.
Pierwszą osobą, z którą musimy lubić spędzać czas i rozumieć się w pełni jesteśmy my sami. Bo jedyny związek, który przetrwa mimo wszystko, będzie nasz związek ze sobą, dlatego tak ważne jest pamiętanie o selfcare.