Wyścig szczurów już w przedszkolu. Tablice motywacyjne to sortowanie dzieci na lepsze i gorsze

Sandra Skorupa
Uśmiechnięta buźka, smutna buźka, zielony plusik i czerwony minusik. Tak właśnie ocenia się działania i zachowania uczniów w wielu przedszkolach. Służą do tego tzw. tablice motywacyjne czy też "tablice dobrego zachowania" lub jeszcze inaczej "moich obowiązków", które wiszą w salach jak ranking przegranych i zwycięzców. Choć niektórzy uważają to za naukę dyscypliny, eksperci są zgodni: tak niszczymy dzieci!
Tablice motywacyjne w przedszkolu Fot . Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta [zdjęcie ilustracyjne]

Tablice motywacyjne w przedszkolu

Dziecko się cieszy, gdy zdobywa uśmiechnięte buźki i dostaje plusiki za "dobre zachowanie". Jednak dziecko to dziecko i nie zawsze potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Dlatego przytrafiają mu się gorsze dni, a nawet całe cykle, podczas których nie może zdobyć żadnej pozytywnej odznaki, a na tablicy wpisywane są minusy i doczepiane smutne buźki.

Wtedy i dziecko się smuci, a czasem nawet płacze, bo mimo że bardzo się starało, nie zostało docenione. Z kolei "zielony cykl" wzmaga w przedszkolaku presję, by jak najdłużej go utrzymać. To oczywiście niemożliwe i wtedy każdy dzień bez nagrody, jest dniem porażki.


Tak kształtuje się (w kilkulatku!) przekonanie, czym jest sukces. Nagrody, wyróżnienia, medale, czerwone paski... Za co? Za dopasowanie się do wymagań innych. Tak, dobrze kojarzycie. To ten sam mechanizm, co w niszczących korporacjach.

Efekt takiej motywacji jest bardzo krzywdzący, o czym na jednej z grup dla rodziców pisała jedna z mam.

Kobieta pisała, że syn na myśl o dostaniu czarnej pieczątki trzęsie się i płacze. Tę otrzymywało się za karę — rzekomo za złe zachowanie.

To znaczy np. wtedy, gdy dziecko nie potrafiło narysować wrony lub nie nauczyło się słówek z języka obcego. Jeszcze inna mama pisała o punktowaniu dziecka i karze nieprzynoszenia własnej zabawki za zbyt niski wynik.

Jesteś słaby, nie liczysz się i będziemy cię za to piętnować. Spędzanie 8 godzin w takim przedszkolu dla kilkulatka to koszmar. Zamiast uśmiechu na twarzy pojawiają się łzy. Nie są to łzy szczęścia, a wręcz przeciwnie — niezadowolenia. Nawet jeśli porażką jest nie kciuk w dół, ale brak kciuka w górę.

Dobroć i koleżeńskość nie bezinteresownie


System nagród i kar uczy dzieci, że wartość człowieka wynika z tego, co otrzymują i tego, co mają. To zaburza ich mniemanie o sobie i mimo że są wspaniałymi dziećmi, wydaje im się, że tak nie jest. Powód? Na ich tablic pojawiły się minusy, kojarzące się z tym, że coś jest z nimi nie tak. Lub nie pojawiło się nic, jeśli tablice opierają się wyłącznie na nagrodach.

Co więcej, taki mechanizm motywacyjny przyzwyczaja przedszkolaków do tego, że dobroć, koleżeństwo i nauka nie są bezinteresowne. Że nie mają wartości samej w sobie, bo środek ciężkości przeniesiony jest na nagrodę, którą można za dobre zachowanie i aktywność na zajęciach dostać. Motywacja zewnętrzna gasi motywację wewnętrzną.

— Motywacja w postaci nagród i kar, powszechnie nazywanych "kijem i marchewką" w mojej ocenie nie sprawdza się długofalowo na żadnym poziomie edukacji i życia. Tablice motywacyjne początkowo mogą przynosić pozytywne efekty, a później mogą być powodem przykrości i frustracji dzieci. Zamiast tego, niezwykle ważna jest rozwojowa informacja zwrotna, która daje dziecku wiadomość o jego mocnych i słabych stronach — tłumaczy metodyk nauczania Magdalena Kaźmierkiewicz z bloga zpamietnikametodyka.pl.

Jeśli rodzic wytłumaczy dziecku, że odznaki nie świadczą o wartości człowieka, to jeszcze pół biedy. Choć dysonans poznawczy mamy tu murowany. Bo jak to: w przedszkolu znaczą wiele, w domu nic? To może skołować małego człowieka.

Zielone plusy i czerwone minusy to segregowanie dzieci na lepsze i gorsze, Czy tego chcemy, czy nie. Dzieci dokładnie tak to rozumieją, bo taki wniosek narzuca się sam, gdy tylko zerkamy na tablicę motywacyjną.

Wyścig szczurów w przedszkolu

Stosowanie tablic motywacyjnych to zaszczepianie w dziecku przekonania, że wszystko w życiu robi się dla nagrody. Co więcej, przez nie już od małego przedszkolaki biorą udział w swego rodzaju wyścigu szczurów, który niszczy nawet dorosłych, dojrzałych ludzi. A co dopiero dzieci.

— Poprzez tablice motywacyjne, dzieci również uczą się wartościować wykonywane czynności na podstawie ich wyników, a nie tego, co jest ważne dla ich rozwoju emocjonalnego. Co więcej, uczą się porównywania z rówieśnikami, przy nieuświadomionych jeszcze indywidualnych różnicach między osobami. Dzieci potrzebują podmiotowego traktowania i zaspokojenia potrzeb docenienia i poczucia bycia ważnym, wynikającym z faktu istnienia, a nie osiągnięć przedstawionych na tablicy — dodaje ekspertka.

Wielu rodziców i nauczycieli chwyta się argumentu, że przecież w szkole są oceny, a w pracy taki wyścig właśnie występuje, więc dzieci trzeba jakoś przygotować. Zahartować, przygotować, by nie zginęły w tłumie. Słyszycie to już? Uformować, bo świat tego od nas wymaga...

Tablice motywacyjne mają być treningiem, a są formą opresji, nawet kiedy bywają źródłem dumy i radości. Jak to możliwe?

Silny człowiek to taki, który zna swoje mocne strony, dobrze zna siebie. Zna swoją wartość. Wie, co jest dla niego ważne. Jak ma się tego dowiedzieć o sobie i skąd ma czerpać tę siłę, skoro od najmłodszych lat wsadza się go w rankingi? Wymaga się przystosowania, zamiast tłumaczyć, co jest dobre, a co złe?

Tak, tłumaczyć. Kilkulatek potrafi odróżnić dobro od zła. Potrafi zrozumieć logiczne argumenty. Trochę wiary w dzieci!

Stosując tablice motywacyjne i godząc się na nie, podejmujecie wybór: chcę, by moje dziecko stawało do tego wyścigu. Serio? Chcecie?

Pozytywna dyscyplina alternatywą?

Poza szkodliwym wpływem wprowadzania kar i nagród, jest też... brak skuteczności. Nauczyciele, którzy ich używają sami na siebie kręcą bat.

Dzieci, które radzą sobie gorzej nierzadko rezygnują ze zdobywania odznak i nagrody przestają mieć dla nich znaczenie. Czują się źle, więc dalej zachowują się źle, uznając, że nagrody są nie dla nich.

Zaś czasem zachowują się "źle" z nudów i dostają za to minusa lub brak nagrody. Dziecko dostaje karę za to, że nauczyciel przynudza... Bo ma siedzieć cicho i nie przeszkadzać... Poza tym przedszkolaki są bystre i prędzej czy później dostrzegają momenty, w których taką nagrodę można zdobyć.

Przestają starać się przez cały czas obecności w przedszkolu, a jedynie są grzeczne w momentach, gdy można otrzymać odznakę np. (podczas wspólnego czytania, jedzenia, spania czy sprzątania). Czyli już na tym etapie, zależy im nie na tym, by było miło i każdy czuł się dobrze, a na nagrodzie. Czy istnieje alternatywa dla tego systemu motywacji?

Alternatywą dla tablic motywacyjnych jest gruntowna zmiana podejścia z "kija i marchewki", na choćby pozytywną dyscyplinę. Według badań prowadzonych w Polsce przez dr Agnieszkę Wilczyńską w latach 2011-2014, kształtowanie kompetencji społecznych i poczucie przynależności, przekładają się wyraźnie na wyższą samoocenę dzieci, kontrolę wyrażania gniewu czy nawet finalnie lepsze efekty w nauce — wyjaśnia metodyk nauczania.

Może lepszym sposobem na motywację do bycia uprzejmym i miłym byłoby wprowadzenie do przedszkoli i szkół lekcji empatii? Dzięki temu dzieci uczyłyby się wyrażać i określać emocje, a także współczuć. Cała grupa czułaby się dobrze we własnym towarzystwie, znałyby wagę takiego stanu i byłaby tego świadoma.

Co więcej, warto byłoby też pochylić się nad kwestią pozytywnej dyscypliny. Ta ma zupełnie odwrotne założenia niż tablice motywacyjne. Przede wszystkim chodzi o mądre uczenie dzieci, czym jest dobro, a czym zło, a nie wskazywanie odznaką, kto się dobrze zachowuje, a kto źle. Dla dzieci to jasne: jedno są źli, inni dobrzy. Mądrzy i głupi...

Pozytywna dyscyplina skupia się również na zaangażowaniu dorosłych w pomoc dziecku z radzeniem sobie z trudnymi emocjami i problematycznymi zachowaniami. Czego nie można powiedzieć o tablicach.

Jasne, w grupie dzieci jest wiele. Nie ma tu miejsca na indywidualne podejście. To może by tak po prostu zrezygnować z opresyjnej metody, która rujnuje dziecięcą samoocenę, uczy bycia interesownym i zacząć traktować dzieci tak jak na to zasługują: jak rozumne i czujące, dobre istoty?