Jasełka, w których główne role odgrywają maluchy, są przepiękną przedszkolną tradycją. W wielu placówkach występy, którym towarzyszyła świąteczna atmosfera, już się odbyły. Nauczycielki nie kryją swojego zadowolenia i rozpierającej dumy. Szkoda, że nie wszyscy w jasełkach uczestniczą w taki sposób, jak należy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nauczycielki z wieloletnim stażem niejedno przeżyły i niejedno widziały. Te, które dopiero rozpoczynają swoją przedszkolną przygodę, mierzą się z wyzwaniami, na które nie były przygotowane. I co ciekawe, głównymi bohaterami nie są dzieci, a rodzice.
Myślałam, że gram w filmie
"Emocje, które pojawiły się na moich pierwszych jasełkach w naszym przedszkolu, nie chcą ustąpić i wciąż się we mnie kumulują. Występ był wyjątkowy, dzieci z wielkim zapałem się do niego przygotowywały. Uczyły się ról, śpiewania kolęd, a nawet choreografii. Włożyły w to całe serce, a mnie, jako ich nauczycielkę duma rozpierała.
Miało być odświętnie, wyjątkowo, jednak rodzice na to nie pozwolili. Już wyjaśniam. Zachowanie opiekunów, którzy pojawili się na przedstawieniu, całkowicie zaburzyło magię i świąteczną aurę.
Rodzice, zamiast być obecni duchem i ciałem, zamiast patrzeć na swoje dzieci, bić brawo i wspólnie śpiewać kolędy, wcielili się w zupełnie inne role: operatorów kamer. Nagrywali każdy ruch swoich pociech, nie odrywali oczu od telefonów. Tu filmik, tu zdjęcie w pionie, potem w poziomie, no i jeszcze ze skosa, jakby było mało.
Widziałam, jak przedszkolaki, które z przejęciem recytowały role i śpiewały, często zerkały na swoich bliskich. Szukały uśmiechu, braw, wsparcia, pomachania, a zamiast bliskości i ciepła wiecie, co znalazły? Chłodne światło aparatów i fleszy.
Na to, co działo się podczas tych jasełek, patrzyłam z niedowierzaniem. To my, nauczycielki, uczestniczyłyśmy w nich razem z dziećmi. Kolędowałyśmy, dopingowałyśmy, dodawałyśmy otuchy, gdy ktoś się pomylił. Przeżywałyśmy każdy ich gest, każde słowo, odegraną rolę. A rodzice zachowywali się tak, jakby przyszli tylko po to, by nagrać filmik.
Z bólem serca patrzyłam na to, co się tam działo. No ale co ja mogę? Przecież nie wypada mi podejść i zwrócić uwagi, czy wyrwać telefonu z ręki. Zagryzłam zęby, odwracałam wzrok i starałam się nie wybuchnąć. Jednak gdybym mogła, to najchętniej na cały głos bym krzyknęła: 'Obudźcie się, tu występują wasze dzieci, a nie gwiazdy filmowe!'.
Kolędy, które miały być śpiewane wspólnie, tak naprawdę były śpiewane w samotności, bo zamiast głosów rodziców, słychać było tylko dźwięki wydobywające się z telefonów.
Chciałabym zaapelować do wszystkich rodziców, którzy to czytają. Zrozumcie, że dzieci nie potrzebują perfekcyjnych nagrań, a waszej uwagi, oklasków i uśmiechu. Tu i teraz, a nie podczas chwalenia się filmikiem jednej czy drugiej koleżance, bo zapewne po to je kręciliście?".