Przeczytałam w internecie post kobiety, która martwi się zachowaniem dzieci w jej dzielnicy. Internautka opisała sytuację, która spotkała ją podczas spaceru, w komentarzach zwyczajowo padły sformułowania: bezstresowe wychowanie i patologia. Tylko czy to nie jest zbytnie uproszczenie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kobieta pisze, że jest przerażona zachowaniem dzieci i młodzieży w jej dzielnicy. Podczas spaceru minęła ją grupka chłopców, na oko młodszych niż 10 lat. Mieli bardzo przeklinać, rzucając słowem na K co drugie słowo. Nie przeszła wobec tego obojętnie, zwróciła im uwagę.
W odpowiedzi usłyszała soczystą wiązankę, w której nasze narodowe przekleństwo było najbardziej przyjaznym z wyrażeń. Internautka apeluje więc do rodziców, by wychowywali swoje dzieci, a nie tylko je hodowali. I kończy ponurą przepowiednią, że będzie jeszcze gorzej.
Te dzisiejsze dzieci?
Czy ta sytuacja was dziwi? Mnie nieszczególnie. Niekoniecznie też wydaje mi się typowa dla dzielnicy, w której mieszka ta kobieta. Mogła zdarzyć się wszędzie. Pójdę dalej – mogła zdarzyć się też 10 i 20 lat temu. A nawet 30, kiedy chodziłam do liceum. Tylko wiadomo, wtedy nie było mediów społecznościowych, w których można wylać swoje żale, a przy okazji, co uczynili ludzie w komentarzach pod wspomnianym postem, poużywać sobie na rodzicach i bezstresowym wychowaniu.
Czytam więc w komentarzach, że dramat, smrody, winne są media, winna jest szkoła, internet, ulica. "Bezstresowe wychowanie" pada najczęściej – słowo-wytrych, w którym mieści się wszystko. Współczesne metody wychowawcze, szacunek dla dzieci i brak szacunku dla innych. Ale dla mnie osobiście w tym wyrażeniu mieści się ignorancja osoby go używającej.
Ot, "kiedyś to było lepiej, za moich czasów, a w ogóle to mnie bito i wyrosłem na ludzi". A że niezbyt mądrych, to już nie tej osoby zmartwienie, przede wszystkim dlatego, że nie zdaje sobie z tego nawet sprawy. Bo patrz wyżej: ignorancja.
To nie "bezstresowe wychowanie"
Zacznijmy od tego, że nawet nieudolny wychowawczo rodzic, taki, który nie stawia dziecku granic, nie modeluje akceptowalnych zachowań, jest zbyt permisywny, nie jest w stanie usunąć stresu z procesu wychowywania dziecka. To niewykonalne. Terminu "bezstresowe wychowanie" w pejoratywnym znaczeniu używają ludzie, którym po prostu nie mieści się w głowie, że można wychowywać dziecko z szacunkiem, bez uciekania się do gróźb, kar i twardej ręki.
Ale dobrze, w języku potocznym "bezstresowe wychowanie" stało się synonimem braku wychowania. Czy pamiętacie z czasów swojego dzieciństwa i młodości tych wszystkich dorosłych utyskujących na "niewychowane dzieci"? Teraz po prostu określiliby je mianem bezstresowo wychowanych. Kryje się za tym dokładnie to samo.
Czemu te dzieci są takie okropne?
I przeklinają? I nie szanują starszych? I nie potrafią się zachować w przestrzeni publicznej? Upatrywanie odpowiedzi w uproszczeniach takich, jak te przytoczone wyżej, wydaje się szkodliwe. Tak, dzieci przeklinają, i tak, zdarza się, że nie szanują starszych. Ale przyczyny są złożone.
Może to być środowisko, w którym się wychowują, nierzadko patologiczne i przemocowe rodziny. Mogą to być rówieśnicy, wśród których się obracają i na których akceptację chcą zasłużyć. Winny rzeczywiście może być internet ze swoimi patoinfluencerami, tak chętnie oglądanymi przez dzieci. Przekleństw nie brakuje w filmach, serialach i piosenkach. Bez znajomości kontekstu, trudno stwierdzić, co faktycznie zawiniło w przypadku tych konkretnych chłopców. Ale jury wydało werdykt.
Twoim zdaniem dzieci teraz zachowują się gorzej czy może nie jest to znak czasów? Podziel się swoją opinią, pisząc na mamadu@natemat.pl.