No właśnie: jak to pokolenie ma sobie poradzić, jak ma nie "wyginąć", kiedy brakuje mu tego, co najważniejsze? Nie mam na myśli umiejętności praktycznych, myślę o czymś innym: wsparciu dorosłych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kojarzycie filmik z marchewką? Wyświetlono go prawie 4 mln razy. Mama uczy na nim nastoletniego syna, jak obierać marchew przy pomocy obieraczki. Podobne historie zalewają media społecznościowe: tata kpiący z nastoletniej córki, bo ta nie umie pokroić chleba, matka skonsternowana na widok kilkulatka, który nie wie, jak umyć ręce przy pomocy mydła w kostce.
Wszystkie te "dowody na to, że pokolenie alfa wyginie", opierają się na przekonaniu, że młodzież jest, po prostu, głupia. Nie to, co my, alfy i omegi, przedstawiciele starszych pokoleń (zetki, nie cieszcie się, to nie o was – wy też wyginiecie, bo na rozmowy o pracę przychodzicie z rodzicami).
Rzecz w tym, że my, iksy, igreki, boomersi, słyszeliśmy o sobie dokładnie to samo. Byliśmy krytykowani przez starszych, wytykano nam błędy, musieliśmy słuchać, jak to było w czasach naszych rodziców czy dziadków. Było inaczej, z perspektywy starszych – lepiej. Dziś robimy dokładnie to samo względem młodszych pokoleń. Oceniamy je, kpimy z nich, brakuje nam empatii i zrozumienia. Zapomniał wół, jak cielęciem był – tak, wiem, brzmię jak boomerka.
Ta nieporadna, zahukana młodzież
W popularnym serwisie Upworthy, którego misją jest (było?) promowanie pozytywnych treści, podnoszących na duchu, budujących, opublikowano tekst o tytule: "'Dorośli' są naprawdę zdezorientowani tymi 15 rzeczami, które kręcą młodsze pokolenia" (ang. 'Adults' are honestly confused by these 15 things the younger generations are into). Budujące? Chyba tylko tych "dorosłych", którzy zapomnieli, co mówiono o nich, kiedy byli dziećmi i nastolatkami.
Oto kilka z tych 15 wymienionych w tekście rzeczy:
Nagrywanie siebie płaczącego
"Nie wiem, jak duża musi być potrzeba dowartościowania z zewnątrz, żeby podczas płaczu pomyśleć: 'Światła, kamera, akcja, upewnijmy się, skarbie, że jak najwięcej osób to zobaczy'".
Potrzeba dowartościowania? Może. Ale może też samotność, poczucie pustki, chęć pokazania innym, którzy przeżywają to samo, że wcale nie są sami? Media społecznościowe to umożliwiają. Jeśli dzieciaki nie mają oparcia w dorosłych – rodzicach, nauczycielach – szukają go u obcych ludzi. Czyja to wina?
Kompletna bezradność
"Jestem nauczycielką. Moi uczniowie non stop twierdzą, że czegoś nie umieją zrobić, zamykają się w sobie i rzeczywiście nic nie robią. Taka wyuczona bezradność. Wiedzą, że mogą mi zadawać pytania, ale kiedy chodzę po klasie i wyjaśniam coś każdemu po kolei (w klasie jest ponad 20 uczniów), oni po prostu siedzą i nic nie robią. A potem są zaskoczeni, że są w tyle za resztą klasy".
A to 10, 20, 30 lat temu nie było takich sytuacji? Nie było w uczniach i uczennicach stresu przed zadaniem pytania nauczycielowi? Nie było obawy, że zostaną wyśmiani, lęku przed wyjściem na durnia przed resztą klasy? Ciekawe.
Telefony przyklejone do rąk
"Dlaczego oglądacie koncert na żywo, za który zapłaciliście naprawdę duże pieniądze, przez obiektyw własnego telefonu?";
"Uwielbiam latać samolotem, bo mam wtedy kilka godzin dla siebie na refleksję. Poproś młodego człowieka, żeby odłożył telefon. To jak prosić, żeby uciął sobie dłoń".
Rozumiem, naprawdę. Myślę z nostalgią o czasach, kiedy na koncertach jedynym ekranem przede mną był telebim, a nie setki telefonów w dłoniach ludzi stojących przede mną. Wiem, jak to wygląda, kiedy w autobusie czy tramwaju 90 proc. młodych ludzi gapi się w telefon, zamiast przez okno. Ale czy mogę ich o to obwiniać? Czasy się zmieniły.
Nieradzenie sobie ze stresem
"Młodzi ludzie kompletnie nie radzą sobie ze stresem, od razu się rozsypują. Prowadziłem wykład, jeden ze słuchaczy cały czas miał telefon w ręce. Poprosiłem, by go odłożył. Był w szoku, przez następny kwadrans siedział jak mysz pod miotłą. Potem zadałem mu pytanie, a on wyszedł z sali. Następnego dnia dowiedziałem się, że złożył na mnie skargę, że wywieram na nim presję i wywołuję w nim stany lękowe".
Znowu: ja naprawdę rozumiem. Rozumiem frustrację wykładowcy. Ale z drugiej strony: czy ta jedna osoba reprezentuje całe pokolenie? Powiedzmy, że w wykładzie brało udział 50 studentów, zapewne w tym samym wieku. 49 nie korzystało w trakcie zajęć z telefonu, nie wyszło z sali po usłyszeniu pytania. Poza tym nie lubię tych kpin z troski o własne emocje i wyznaczanie granic. Może ja też jestem płatkiem śniegu?
Wszyscy wyginiemy
Zamiast się podśmiechiwać z tych nieporadnych nastolatków, co to chodzą w butach na rzepy i nawet puszki nie otworzą, uczmy je samodzielności, uczmy je praktycznych umiejętności, których kiedyś ktoś nas nauczył.
Zamiast przewracać oczami na widok dzieci i nastolatków z telefonami w rękach, bądźmy przykładem i pokazujemy, jak spędzać czas inaczej niż przed telewizorem czy ekranem komputera.
Zamiast kpić z wrażliwości pokolenia alfa, jego troski o zdrowie psychiczne, zastanówmy się, jakie braki sami musimy uzupełnić i z czego wynika ta nasza ocena. Być może to my potrzebujemy terapii.
Tak, alfy wyginą. Tak jak wszystkie inne pokolenia.