O współczesnych nastolatkach i 20-latkach mówi się naprawdę dużo. Zetki stały się już nie tylko nazwą pokolenia, ale synonimem pewnego zestawu cech, które charakteryzują wyłącznie tę generację. Wśród nich jest też często brak marzeń o materialnych przedmiotach: nastolatki nie chcą dostawać prezentów z okazji urodzin czy Dnia Dziecka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wielu powtarza, że pokolenie zetek to dzieci wychowane na płatki śniegu, dla których wygoda i spokój wewnętrzny są ważniejsze niż rodzina, dzieci i sukcesy. Pojawiają się też zarzuty, że to najbardziej roszczeniowa z generacji.
Wielokrotnie czytałam też, że to osoby, którym rodzice dali wszystko, czego sami nie mieli, a to wcale nie wyszło im na dobre. Obserwując młodych z mojego otoczenia, zastanawiałam się, ile w tym ostatnim stwierdzeniu jest prawdy i doszłam do wniosku, że sporo.
Moje nastoletnie i wchodzące w dorosłość kuzynki nigdy nie chcą, żeby kupować im prezenty na urodziny czy Gwiazdkę. Zawsze, gdy staram się je dyskretnie podpytać, o czym marzą albo chciałyby mieć, ale nie mają na to funduszy, najczęściej odpowiadają, że mają wszystko i niczego nie potrzebują. Z jednej strony myślę sobie, że to dość miłe, że nie skupiają się na materialnych rzeczach. Z drugiej strony widzę, że brak chęci posiadania może się innym wydawać smutny.
"Kiedyś to było..."
O tym samym w jednym z ostatnich wpisów na Facebooku wspominała Dorota Zawadzka, psycholożka znana większości jak ekspertka od wychowania z programu telewizyjnego "Superniania". "Ostatnio byłam u znajomej, która ma nastoletnie wnuki. Fajni dobrze wychowani, otwarci młodzi ludzie. Rozmowa przy ciastku dotyczyła wakacji, a wcześniej prezentów na Dzień Dziecka" – pisze Zawadzka. Następnie wspomina czasy, kiedy sama była nastolatką. Opowiada o tym, jakie miała marzenia i jak wyglądała rzeczywistość dzieci: każde pragnęło mieć jakieś zabawki i przedmioty, które częstokroć były nieosiągalne w epoce PRL-u.
"Gdy poszli, wspominałyśmy nasze nastoletnie lata. O iluż to rzeczach się marzyło. A nie były w zasięgu. To gonienie króliczka, zbieranie do skarbonki, to niosło za sobą wartość. Rzeczy były cenne. Dbało się o nie. Reperowało, gdy szwankowały. Teraz jest inaczej… Przypomniał mi się przy okazji mój chyba największy skarb z dzieciństwa. Najlepsza 'zabawka'. Otóż był nią gruby katalog produktów z działu dziecięcego amerykańskiego sklepu. Miał ze 100 stron, usztywnioną okładkę i prezentował CUDA, czyli zabawki" – opisuje psycholożka.
Możemy przeczytać o konkretnych marzeniach małej dziewczynki, która z całego serca pragnęła mieć różne gry, pluszaki, akcesoria dla lalek. A nawet nie żeby mieć, ale jak to opisuje Zawadzka: "żeby wejść do takiego sklepu i zobaczyć to na własne oczy i dotknąć". Oczywiście wynikało to z realiów PRL-u, czyli pustych sklepowych półek i trudności w dostaniu różnych zabawek i gier dla dzieci.
Doskonale to rozumiem, mimo że jestem milenialsem i kiedy dorastałam w latach 90., już w sklepach nie było aż takiego problemy z zabawkami. Tzn. produkty dla dzieci były bardziej dostępne, ale często ich ceny były wysokie i mało kogo było stać na to, by przy każdej okazji zasypywać najmłodszych zabawkami. Dzieciaki lat 90. również przeglądały katalogi, zaznaczały w nich swoje typy i marzyły o lalkach, misiach i innych gadżetach do zabawy.
Nie mają marzeń?
Pokolenie Z natomiast urodziło się i wychowywało w czasach, w których ludziom coraz łatwiej się żyło, dorośli zarabiali pieniądze, które mogli wydawać w sklepach pełnych towarów. To generacja, której rodzice wychowani często w latach PRL-u mieli naprawdę niewiele, dlatego bardzo zależało im na tym, by swoim dzieciom zapewnić wszystko, czego sami nie mieli. Tym sposobem być może część z nich przesądziła w drugą stronę: dała swojemu potomstwu tyle, że teraz ono nie czuje potrzeby posiadania i nie marzy o materialnych przedmiotach.
Z jednej strony to budujące, bo dzięki temu wychowujemy pokolenie, dla którego przedmioty materialne nie mają dużej wagi, przez co nie stanowią źródła frustracji. Z drugiej: brak marzeń sam w sobie wydaje się niezwykle smutny. O tym też wspomina Zawadzka, pisząc: "I okazało się, że oni nic nie chcą, nic nie potrzebują, wszystko mają. O niczym nie marzą. Zrobiło mi się trochę smutno".
Mają inne priorytety
Może nie jest tak, że nie marzą o niczym, bo pokolenie Z na pewno ma zupełnie inne marzenia w związku z brakiem deficytów materialnych. Marzą o podróżach, zdrowiu, dobrych relacjach, zyskiwaniu doświadczeń. Z drugiej strony nie mają w życiu tej nuty ekscytacji, że na coś trzeba oszczędzać, czekać, nie zawsze jest perspektywa, że się to dostanie. Nie znają pojęcia katalogów, w których na papierze można było oglądać kolorowe ilustracje i zdjęcia z wysokopółkowymi produktami, do których wzdychały wszystkie małe dzieci.
Teraz w sieci za pomocą kilku kliknięć mogą kupić wszystko (o ile oczywiście mają na to fundusze, ale z tym też jest mniejszy problem niż kiedyś): nawet produkty z drugiego końca świata są dostarczane w paczce pod dany adres po kilku dniach od zakupu. Wszystko stało się osiągalne i dostępne na wyciągnięcie ręki, a przez to mało atrakcyjne.
Czy myślicie o tym, że dziś dzieci mają wszystko, więc tak naprawdę nie potrzebują niczego? O czym marzą wasze córki i synowie? Mam takie poczucie, że dzisiejszy świat ma też plusy: dzięki tej wszechogarniającej dostępności nie tylko łatwiej dziecku to zapewnić. Przede wszystkim dzięki brakowi niedostatku, łatwiej skupić się dzieciom i rodzicom na innych, ważniejszych aspektach życia. Dzieci nie dbają o materialne przedmioty, a przez to uczą się postawy, że te rzeczy nie są aż tak ważne jak doświadczenia.
Podzielcie się swoimi obserwacjami na temat współczesnego pokolenia nastolatków w mailach do redakcji: redakcja@mamadu.pl lub bezpośrednio do mnie: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl.