Każde nowe pokolenie ma swoje nawyki i potrzeby, które odróżniają je od poprzednich generacji. Dorosłe iksy i igreki różnią się od siebie w stylu życia i mentalności. Podobnie jest w przypadku pokolenia Z, które właśnie wchodzi w dorosłość. Priorytety życiowe "zetek" są znacząco odmienne od tych wyznawanych przez ich rodziców. Sęk w tym, że może to namieszać w rzeczywistości każdej generacji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pokolenie Z to ludzie urodzeni między 1995 a 2012 rokiem (wg niektórych danych do 2010). Jego przedstawiciele już zmieniają rynek pracy, a jak się okazuje, ich wpływ na życie całego społeczeństwa jest dużo większy. W rozmowie z PAP prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego mówił o tym, że "zetki" wchodzą w dorosłość na naszych oczach. A potrzeby tej generacji są inne:
– (To) Pokolenie, które zupełnie inaczej widzi przede wszystkim emblematy sukcesu. Pokolenie, dla którego być może posiadanie życiowego partnera, posiadanie dziecka, nie jest już wyznacznikiem dorosłości, sukcesu życiowego, jakiegoś osiągnięcia wskazującego na stabilizację w życiu – wyjaśniał.
To jedno z wyjaśnień statystyk dotyczących sytuacji demograficznej w Polsce przedstawionych pod koniec stycznia przez Główny Urząd Statystyczny. Według szacunkowych danych w 2023 roku urodziło się ok. 33 tys. dzieci mniej niż w poprzednim roku. 272 tys. urodzeń to najniższa liczba w całym okresie powojennym. Jak wiemy na podstawie danych z poprzednich lat, ten trend się pogłębia.
Dlaczego rodzi się mniej dzieci?
Inne priorytety życiowe "zetek" to tylko jeden z czynników wskazanych przez prof. Szukalskiego jako przyczyny spadku dzietności. – Długofalowo jesteśmy skazani na zmniejszanie się liczby urodzeń z uwagi na to, że zmniejsza się liczba kobiet w wieku rozrodczym – zauważył naukowiec. To pokłosie utrzymującego się przez dwie dekady znaczącego spadku urodzeń po 1983 roku.
Jednak, jak podkreślał prof. Szukalski, mniejsza liczba kobiet w wieku rozrodczym mogłaby wyjaśniać spadek liczby urodzeń o 2,3 do 4 proc., współcześnie mamy jednak do czynienia ze znacząco większym, bo aż 10-proc., spadkiem.
Przyczyn tego stanu profesor upatruje m.in. w pandemii COVID-19, toczącej się za naszą wschodnią granicą wojnie oraz w obawach przed przyszłością. Profesor wskazał też na to, że coraz niższa dzietność jest trendem globalnym, zauważalnym od ok. 3 lat także w innych częściach świata.
Prof. Szukalski uspokaja jednak, że dopóki nie znamy dokładnego współczynnika dzietności za 2023 rok, nie można z całą pewnością wyrokować, że młode kobiety nie chcą mieć dzieci. Jego zdaniem, może się okazać, że po prostu wiek urodzenia dziecka nadal się przesuwa. I te urodzenia będą, znajdą odzwierciedlenie w statystykach, pojawią się jednak na późniejszym etapie życia kobiety.
"Zetki" chcą innego życia
Mniejsza jest też liczba zawieranych małżeństw, co również wpisuje się w zmiany pokoleniowe. W ubiegłym roku zawarto o 10 tys. mniej związków małżeńskich niż rok wcześniej. Zdaniem prof. Szukalskiego ten spadek odpowiada za mniejszą liczbę urodzeń tylko w pewnym stopniu:
– Musimy zdawać sobie sprawę, że od kilku już lat trochę więcej niż jedna czwarta dzieci, rodzi się jako tzw. dzieci pozamałżeńskie. Z czego, jak się okazuje, zdecydowana większość, dziewięćdziesiąt kilka procent, to są tak naprawdę dzieci pochodzące ze związków niesformalizowanych – wyjaśniał.
Pokolenie Z wybiera inny model życia niż jego rodzice i dziadkowie. Prof. Szukalski zauważył, że część "zetek" nie chce lub nie potrafi budować stabilnego związku. I jego zdaniem ten problem nabiera na sile. A to, jak łatwo sobie wyobrazić, będzie skutkować jeszcze mniejszą liczbą narodzin.