"Dziecko nie jest uzależnione od telefonu, tylko od przyjemności".
"Dziecko nie jest uzależnione od telefonu, tylko od przyjemności". Fot. Pexels.com

Autorka książek dla rodziców, psycholożka Julia Izmalkowa, publikuje na swoich kanałach treści, którymi stara się dmuchać w żagle rodziców na całym świecie.

W jednym z ostatnich postów poruszyła temat uzależnienia od telefonu u dzieci. Stanowczo twierdzi, że takowe nie istnieje, gdyż nie figuruje w klasyfikacji zaburzeń psychicznych.

Uzależnienie

Izmalkowa mówi wprost: "Dziecko nie jest uzależnione od telefonu, tylko od przyjemności".

Kontynuuje, wyjaśniając na przykładzie własnym i swojego syna. Sama będąc tą matką, która martwi się o czas syna przed ekranem telefonu, widzi wyraźnie, że proponując mu równie przyjemne dla niego zajęcie, jest w stanie wyeliminować telefon z ich życia.

Ja również jestem matką kilkuletniej dziewczynki i widzę wyraźnie, że nie tylko da się wychować dziecko współcześnie bez telefonu, ale również da się go ograniczać lub zwiększać intensywność używania, w zależności od warunków, sytuacji. I jakby ograniczanie tego czasu przed ekranem nie musi wcale wiązać się z trudnymi emocjami dziecka.

Dopóty, dopóki dziecko ma zaspokojone wszystkie potrzeby, obecność i uwagę ludzi, którzy je kochają, zajęcie, które je stymuluje, nie będzie prosiło o telefon.

Sięgnięcie po telefon dla mnie osobiście jest takim rozwiązaniem wyciszającym sytuację potencjalnie ryzykowną lub trudną dla mnie. Co to właściwie oznacza? Przygotowuję sobie telefon i słuchawki córki, kiedy wiem, że wychodzimy do restauracji i chcę spędzić w niej dłuższy moment, w spokoju.

Dla dziecka to trudne. Dla energicznej, pełnej życia kilkuletniej dziewczynki, siedzenie przez godzinę przy stoliku, jest właściwie niemożliwe. I wtedy ja osobiście proponuję jej telefon. Oczywiście z całą uważnością, dbając o to, jakie treści będzie słuchać, oglądać. Najczęściej korzysta z opcji rysowania w notatkach.

Natomiast, tak. Jest tym dzieckiem w knajpie, które siedzi pochylone nad telefonem. Wybrałam tę drogę przez wzgląd na własny komfort psychiczny. I nie mam do siebie żalu, nie mam wyrzutów sumienia. Myślę sobie, że próby zachowania równowagi własnego dobrobytu psychicznego, stylu życia sprzed dziecka, są potrzebne i ważne.

Tak jak już niejednokrotnie pisałam: kochajmy nasze dzieci do szaleństwa, ale nie dajmy się do tego prawdziwego szaleństwa doprowadzić.

Czytaj także: