Niektórzy nie wyobrażają sobie świąt bez ozdabiania pierników, inni marzą tylko o tym, żeby zjeść ulubione śledzie, które robi babcia. Wiele osób z mojego pokolenia kojarzy okres przedświąteczny głównie z myciem okien "dla Jezuska" i "lataniem na szmacie". Opowiem wam, dlaczego dla mnie sprzątanie przed Gwiazdką to ratunek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Znacie te memy i prześmiewcze teksty, szczególnie z sieci, że ludziom odbija przed świętami i przewracają cały dom do góry nogami? Że sprzątanie i mycie okien "dla Jezuska" to paranoja i zamiast się utyrać przed Gwiazdką, może lepiej ten czas spędzić w miłej rodzinnej atmosferze podczas ozdabiania pierników czy wyjścia na lodowisko? Mnie one prześladują od kilku już lat, a szczególnie odkąd zostałam mamą.
Wszystkim tym szydzącym z mycia okien "dla Jezuska" chodzi właściwie o jedno – naukę odpuszczania. Bo święta są po to, by cieszyć się rodziną, odpoczywać, być wdzięcznym. A nasze mamy i babcie od zawsze były przekonywane, że sprzątanie wszystkiego na wysoki błysk to nieodłączny element przygotowań świątecznych i jeśli okna będą nieumyte, a dywan nieodkurzony to atmosfera świąt siądzie całkowicie.
Podejrzewam, że pokolenie millenialsów tak mocno wyśmiewa tę praktykę, bo dotychczas co roku w święta było zmęczone tyradami matek i babć o myciu okien, które ewidentnie wpłyną na atmosferę świąt. Na szczęście nasze pokolenie nauczyło się to odpuszczać na rzecz prawdziwego odpoczynku: spotkań ze znajomymi, leżenia na kanapie z kubkiem herbaty i oglądania świątecznych filmów.
Lubię porządek
Za każdym razem, kiedy mówię znajomym, że nie odpuszczam mycia okien i przedświątecznych porządków, widzę przewracanie oczami. Słyszę skierowanie w moją stronę pytania, czy nie szkoda mi życia i że mogłabym w tym czasie robić coś milszego. Ale wiecie co? Dla mnie to jest coś miłego. Zrozumie mnie zapewne wiele matek, które mają pod swoim dachem dzieci i żyją w wiecznym bałaganie, które robią niemowlaki, kilkulatki i nastolatki.
Odkąd jestem mamą, w moim domu brakuje mi porządku. Wiadomo, staram się ogarniać przestrzeń, usuwać spod nóg klocki, pluszaki i inne książeczki, doprowadzać pomieszczenia do stanu używalności, jak czasami mawia moja mama. Ale kiedy naprawdę chce odpocząć – w święta, podczas wakacyjnego urlopu czy okresu Wielkanocy, włączam tryb porządnego sprzątania. Mam bowiem taką przypadłość, że lubię porządek i nie jestem w stanie odpoczywać, kiedy w zlewie stoją brudne naczynia, a z kosza na pranie wysypują się brudne skarpetki. No nie umiem, po prostu.
Sposób na wyciszenie i odpoczynek
Co roku na Gwiazdkę myję więc te okna "dla Jezuska", bo to moja inwestycja. Przede wszystkim w poczucie spokoju i możliwość odpoczywania w czasie świąt – kiedy stoi choinka, w radiu lecą kolędy, jakoś mi jest przyjemniej, gdy mam odkurzony dywan i ułożone na półce książki.
Po drugie to inwestycja w moje zdrowie psychiczne – każda matka, która organizuje święta (nawet jeśli na Wigilię jedzie do rodziców, teściów albo babci), ma na głowie niezliczoną liczbę zadań. Trzeba kupić prezenty, zapakować je, upiec makowiec, zrobić śledzie albo ugotować barszcz… i tak dalej.
Żeby całkowicie nie zwariować z powodu kolejnego świątecznego spotkania ze znajomymi czy przedszkolnych jasełek, biorę w rękę mop albo zaczynam myć okna. To moja terapia na wyciszenie po przebodźcowaniu. Wtedy mam czas na medytację, psychiczny odpoczynek, refleksje, wdzięczność za to, co mam. Kiedy więc następnym razem usłyszycie, że któraś znana wam kobieta "myje okna dla Jezuska", nie krytykujcie jej od razu. Może to jej sposób na to, by całkowicie nie oszaleć, jeszcze zanim zacznie się świąteczny czas... ;-)