Przychodzi sobota, a w wielu polskich domach rozgrywa się ta sama scena. "Posprzątaj swój pokój!", "Wynieś śmieci", "Poodkurzaj", "Ile razy mam ci mówić, żebyś wyniosła kubki z pokoju?!", "Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki nie ogarniesz tego syfu", "Tu już tylko nas*** na środku". Czy nie mogłoby to wyglądać inaczej? Ależ oczywiście, że tak. Trudno jednak naprawić lata własnych rodzicielskich zaniedbań. Szkoda, że w szkołach rodzenia nie uczą nas metody Majów. Ileż nerwów (i bałaganu!) by nam to zaoszczędziło...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wracając wczoraj z pracy, rozmawiałam z koleżanką o sprzątaniu. To była inspirująca i arcyciekawa pogawędka! Nie, nie przeczytaliście tego źle: naprawdę byłyśmy bardzo zaangażowane w tę rozmowę, wymieniałyśmy się pomysłami, wiedzą o metodach sprzątania, a ja nawet poznałam nową influencerkę, która pomaga ludziom ogarnąć wieczny bałagan (i dzięki temu wiem, że wg klasyfikacji Clutterbug jestem biedronką, ewentualnie świerszczem).
Ta rozmowa nie była bowiem narzekaniem na ogrom sprzątania przed świętami czy wieczny bałagan generowany przez domowników (w tym miejscu chciałabym pozdrowić moje nastoletnie dzieci), ale o tym, że lubimy przebywać w niezagraconych przestrzeniach, że ich organizowanie – a nawet sprzątanie, tak! – sprawia nam przyjemność, relaksuje i daje poczucie sprawczości.
Po powrocie do domu ogarnęłam projekt, który odkładałam od kilku tygodni. Garderoba. Kto ma, ten wie, o czym piszę. Błędne koło układania, segregowania, wyrzucania, oddawania, odkładania, rozrzucania. Odkryłam też z radością, że kiedy byłam w pracy, mój syn nie tylko rozładował zmywarkę, ale i załadował ją brudnymi naczyniami. Byłam mu bardzo wdzięczna. Powrót z pracy do wysprzątanej kuchni jest miłym uczuciem!
Metoda Majów: jak zachęcić dzieci do obowiązków domowych?
I wtedy przypomniałam sobie o metodzie Majów. Muszę przyznać, że zaangażowanie moich dzieci w domowe obowiązki wypada dość blado, a ja dopiero od stosunkowo krótkiego czasu aktywizuję je w tym zakresie. Zdaję sobie sprawę z tego, że wynika to z mojego zaniedbania wychowawczego i gdybym mogła cofnąć czas (czego bym nie chciała, bo ja uwielbiam być matką nastolatków!), poprowadziłabym to inaczej.
Właśnie tak jak Majowie. Oni wiedzą, jak sprawić, by dzieci nie tylko nie migały się od sprzątania i dbania o wspólną przestrzeń, ale też, żeby uznawały to za rzecz najnaturalniejszą pod słońcem. I – uwaga! – same wykazywały inicjatywę!
Zła wiadomość jest taka, że dla mnie i moich dzieci na zastosowanie metody Majów jest już za późno. Ale niektórzy z was wciąż mogą ją wprowadzić w odpowiednim momencie i czerpać z niej profity (dla was i waszych dzieci!) przez resztę życia.
Dzieci Majów nie tylko pomagają w domu, one same podejmują inicjatywę. Nie trzeba ich nawet o to prosić! Robią to chętnie, a wszystko dlatego, że ich mamy angażują je w prace domowe od wczesnego dzieciństwa. I przez wczesne mam na myśli naprawdę małe dzieci. Już roczne maluchy angażują się w pomoc.
Wiem, trudno wyobrazić sobie roczniaka robiącego pranie (!), chodzi jednak o to, żeby naturalnie włączać małe dzieci w domowe czynności. Podobno mali Majowie już w wieku kilku lat potrafią przygotować posiłek, sprzątać, wyprać ubrania.
I nie, nie chodzi tu o tanią siłę roboczą, ale o wspólne dbanie o dom i potrzeby rodziny. Mamy Majów wdrażają w to swoje dzieci tak wcześnie, ponieważ wiedzą, że one uczą się poprzez obserwację i angażowanie się we wspólne wysiłki swoich rodzin. Dzięki temu wyrabiają w sobie nawyki, które będą uważać za naturalną część życia.
Ręka w górę kto z nas nie zmaga się z mniej lub bardziej okazjonalną niechęcią, że znowu trzeba coś sprzątnąć, ugotować czy wyprać? Gdybyśmy wychowywali się wśród Majów, zaoszczędzilibyśmy sobie sporo frustracji przynajmniej w tej płaszczyźnie.
"Wiele dzieci w wieku od 6 do 8 lat ze społeczności rdzennej ludności w Guadalajarze w Meksyku z własnej inicjatywy angażuje się w złożone prace na rzecz całej rodziny (takie jak opieka nad młodszym rodzeństwem, gotowanie lub załatwianie różnych spraw). Z kolei niewiele dzieci z kosmopolitycznej społeczności w Guadalajarze, której rodziny miały duże doświadczenie w zachodnim systemie szkolnictwa i związanych z nim praktykach, zgłaszało się z własnej inicjatywy do udziału w pracach domowych w rodzinie".
Co więcej, dzieci z tej drugiej grupy miały mieć mniej czasu na zabawę i częściej musiały wykonywać domowe prace pod ścisłym nadzorem rodziców, podczas gdy dzieci ze społeczności Majów zgłaszały, że mają dużo czasu na swobodną zabawę oraz często same planują i inicjują własne zajęcia pozaszkolne.
Obowiązki domowe dla dzieci: tak czy nie?
Niedawno rozmawiałam z rodzicem, który powiedział, że jego nastoletnie dzieci nie mają obowiązków domowych, bo wspólnie z żoną uznali, że nie mogą tego od nich wymagać. Przekonał ich argument psychologa, który mówił, że dzieci nie decydują o tym, że przyjdą na ten świat, że będą mieszkać w tej właśnie rodzinie. A dom nie jest miejscem pracy, w którym można od kogoś wymagać wykonywania jakiejś czynności. Jeśli więc chcą pomagać, to świetnie, jeśli nie wykazują inicjatywy – ich prawo.
W tym podejściu zgadzam się chyba tylko z tym, że dzieci rzeczywiście nie wybierają rodziny, w której się urodzą. Natomiast jestem przekonana – i istnieją dowody naukowe, które to moje wierzenie potwierdzają – że obowiązki domowe są dzieciom potrzebne i są dla nich korzystne długofalowo.
Czynności takie jak nastawienie pralki, wyniesienie śmieci czy rozpakowanie zmywarki (synu!) uczą, że praca jest nieodzowną częścią życia. A naukowcy dodatkowo twierdzą, że posiadanie obowiązków domowych w dzieciństwie może przyczyniać się do odnoszenia sukcesów w dorosłym życiu. To mnie przekonuje.
– Jeśli dzieci nie myją naczyń, oznacza to, że ktoś inny robi to za nich – mówiła w TEDTalk Julie Lythcott-Haims, była dziekan Uniwersytetu w Stanfordzie. – W ten sposób są zwolnione nie tylko z pracy, ale także z nauki, że trzeba pracować i że każdy z nas musi wnieść wkład w poprawę życia całej społeczności.
Nie wiem, jak ty, ale ja żałuję, że nie zaczęłam angażować dzieci do dbania o dom wcześniej. Z drugiej strony jestem też taką mamą, która uważa, że kanapeczki do szkoły musi przygotować i 17-latce, bo w tej grahamce z serem, ajwarem i rukolą jest moja miłość dla niej. No trudne i nielogiczne miejscami jest to macierzyństwo, naprawdę.