W nadmorskich kurortach, gdzie są szerokie deptaki, oprócz spacerowiczów co roku można spotkać pełno dzieci poruszających się z prędkością światła na różnych pojazdach. Są elektryczne motorki i hulajnogi, rowerki i zdalnie sterowane auta. Wszystko, czym można wjechać w tłum i sprawić, że zamiast spaceru wzdłuż morza, musimy iść slalomem i uważać na pędzące kilkulatki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nadmorskie miejscowości w sezonie wakacyjnym rządzą się trochę innymi prawami. W wielu miastach to nie ulice, a deptaki i promenady z widokiem na morze i plażę, są głównym ośrodkiem życia m.in. kulturalnego. Turyści spacerują, wszędzie rozstawione są stragany z pamiątkami i stoiska z lodami i goframi.
A w tym wszystkim jeszcze dzieci na rowerkach, gokartach i elektrycznych pojazdach. Zapytacie, co jest niebezpiecznego w tej popularnej rozrywce, która szturmem podbiła kilka lat temu nadmorskie kurorty i ich deptaki?
To nie jest sprzęt dla małych dzieci
Napisała do nas z krótką wiadomością pewna mama i zdecydowaliśmy się podjąć temat, bo jest dość ciekawy. "Byłam tydzień na urlopie w Ustce z moim 4-letnim synem i muszę przyznać, że spacery i chodzenie na plażę każdego dnia to był istny koszmar. Na każdym rogu są stoiska z rowerkami, gokartami i jakimiś elektrycznymi autkami, które można wypożyczać. Miejsca są szczególnie oblegane przez małe dzieci, czego totalnie nie umiem zrozumieć z perspektywy mamy 4-latka.
Wiadomo, dzieciaki w takich miejscach, gdzie jest pełno kuszących przedmiotów, kolorowego plastiku i słodkości, wpadają w jakiś amok. Oczywiście mój Kacperek również próbował namówić mnie na wykupienie kilkunastu minut jazdy na tym urządzeniu. Rodzice pakują do tych autek zdalnie sterowanych już 2-latki, a w przypadku takich dzieci, jak mój syn królują już motory, quady i tego typu pojazdy.
Zastanawiam się tylko, czy ci ludzie poupadali na głowy. Ani dziecko nie korzysta ze spaceru, ani nie ma możliwości samodzielnej zabawy (w przypadku tych maluchów w zdalnych autach), ani rodzice przy nim nie odpoczną, bo zazwyczaj ganiają za takich jeżdżącym dzieciakiem.
Nie mówię już o tym, że wg mnie to niebezpieczne, żeby pozwalać na samodzielną jazdę dziecku ok. 3-letniemu: przecież takie dzieci nie znają przepisów ruchu drogowego (także na chodniku!). Nie wierzę również, że maluch będzie w stanie dobrze opanować prowadzenie motorka, quada czy elektrycznej hulajnogi".
Może spacer zamiast szaleńczej jazdy?
Nasza czytelniczka ma dużo racji, ponieważ takie sprzęty nie powinny być przeznaczone dla małych dzieci (wg przepisów np. elektryczne hulajnogi są dozwolone do samodzielnego korzystania od 10. roku życia, a quady od 14 lat). W przypadku elektrycznych pojazdów w nadmorskich kurortach rzadko kiedy ktoś pilnuje, czy dzieci i młodzież jeżdżą po ulicy, chodniku czy nadmorskiej promenadzie. Dzieci zwykle przemieszczają się, jak chcą, np. deptakami, na których taranują spacerowiczów.
Trzeba pamiętać, że takim chodnikiem przeznaczonym do spacerów mogą kroczyć naprawdę małe dzieci, które nie mają szans na ucieczkę, gdy kilkulatek gna pojazdem, nad którym do końca nie panuje. Kończy się zazwyczaj tak, że zamiast spaceru po nadmorskim deptaku, trzeba nastawić się na slalom i bieg z przeszkodami. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy zza rogu nie wyjedzie elektryczna hulajnoga, quad albo rower prowadzony przez roześmianego dzieciaka, który nie rozumie do końca, że może w kogoś wjechać i naprawdę wyrządzić krzywdę.
Każdy wie, że wakacje i pobyt w kurorcie latem rządzą się swoimi prawami: wszyscy chcemy odpocząć, rozerwać się, ale idąc na spacer nad morze, nikt nie powinien czuć się zagrożony potrąceniem. Ponadto wielu dzieciom raczej by nie zaszkodziło zejście z pojazdów i zwyczajne spacerowanie – mamy w Polsce coraz więcej maluchów zagrożonych otyłością, warto im serwować codziennie trochę ruchu.