Wygooglowałam sobie definicję stanowiska "menedżer". To w dużym uproszczeniu osoba, która ma zarządzać zespołem. Jego priorytetami, celami. A potem pomyślałam o tym, ile decyzji dziennie podejmuje kobieta w związku z zarządzaniem swoją rodziną. Od tych najbardziej prozaicznych po życiowe. Jaka jest definicja jej stanowiska? I czy w ogóle ktoś je widzi?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pralka skończyła program, trzeba rozwiesić pranie, zagniecie się. Kiedy ostatnio Mała piła? Miałam ją nawadniać, powinnam o tym pamiętać. Zaraz skończę tekst i wypiorę ten szalik, który wczoraj wypadł nam na chodnik, kiedy z naręczem rzeczy wszelakich wracałyśmy o zmierzchu do domu. Muszę go wyprać, żeby zdążył wyschnąć. Nie mam drugiego na zmianę, a przecież zimno. Przeze mnie będzie dziecku zimno.
Czy poprosiłam rano partnera, żeby wyjął walizkę z górnej półki? Nie. No tak, więc będę musiała męczyć się z tym sama, w końcu muszę zacząć się pakować, bo wyjedziemy za późno. Jeśli wyjedziemy za późno, Mała zaśnie w samochodzie, przesunie jej się rytm snu, partner musi dziś wrócić, będzie wracał o północy. Czy ja rozwiesiłam to pranie? Nie. Muszę iść.
Mała woła, zgłodniała. Jak tylko skończę tekst, pójdę się pakować. Czy na pewno mam wszystkie prezenty? O niczym nie zapomniałam? Powinnam dokupić wstążkę, przewiąże po prostu kartoniki, ile można marnować ten papier. Szlag mnie trafia z tym kryzysem klimatycznym, muszę zacząć od siebie.
Czy rozwiesiłam to pranie?".
Kobieta w domu, matka. Pracująca twórczo zawodowo czy nie - to bez znaczenia. Każda z nas pisze sobie w głowie podobne scenariusze. Ktoś dzisiaj pięknie to nazwał: zarządzaniem. Niewidzialną pracą, jaką wykonują najczęściej kobiety, a jakiej nikt nie dostrzega i nie docenia.
Ile jesteśmy w stanie unieść? Ile jesteśmy w stanie zrobić, o ile rzeczy zadbać? O morza, oceany potrzeb innych. Małych i większych spraw o większym lub mniejszym znaczeniu. Każdego dnia, w każdej minucie naszego życia, myślimy o tym, co jeszcze powinnyśmy zrobić.
Mam takie poczucie, że ta nasza potrzeba ciągłego ruchu, udowodnienia wszystkim swojej wartości przez działanie, ma swoje źródło w naszej potrzebie emancypacji. W naszej potrzebie wyrwania się z kompleksu „bycia kobietą” w naszym społeczeństwie. Tak, to wciąż tak działa w XXI wieku.
Patriarchat ma się dobrze.
Kobiety wciąż walczą.
Jak fantastycznie ujęła to Agnieszka Szpila: Planetę uratuje upadek wszystkiego, co w erekcji.
Społeczna ślepota
Wracając do niewidzialnej pracy i do zarządzania nie tylko codziennym życiem, ale ogólnie pojętym dobrostanem całej rodziny, to zauważmy ją w końcu.
Każdego dnia, miliony kobiet wykonują wielką robotę, która jest niczym w oczach społeczeństwa, „siedzeniem w domu”, abstrakcją, wygrzewaniem się w palącym słońcu dziecięcej miłości.
Miłość też jest wielka i gros z nas nie zamieniłoby tej roboty na inną. Jednak nie dajmy sobie dłużej wmawiać, że to nic takiego. To, co robią kobiety w domach, pracujące czy nie, to bez znaczenia, to wielka praca.
Fajnie, jeśli można to samo powiedzieć o partnerze. W większości domów jeszcze, niestety, nie można.
A w tym wszystkim jest zarządzanie sobą, swoim czasem, swoim własnym dobrostanem. Niewidzialna praca się nie kończy, to nie etat. Nie zamkniemy naszych zobowiązań jak okna w edytorze tekstu.
Niewidzialna praca trwa. Cały czas. A mimo to wciąż tak wiele osób, w społecznej ślepocie, jej nie widzi.