Psycholodzy z rzeszowskiego Instytutu Psychologii i Rozwoju spisali na karteczkach słowa, które przez lata słyszeli podczas sesji. Ich treść poruszyła tysiące ludzi, skłoniła do zatrzymania się i wglądu we własne komunikaty rodzicielskie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rozmawiam z terapeutką Jagodą Jachimczak* z Instytutu Psychologii i Rozwoju w Rzeszowie. Wynikają z tej rozmowy rzeczy wartościowe i ważne, bolesne i pełne nadziei jednocześnie.
Opublikowane przez was karteczki spotkały się z niezwykłym odbiorem. Piszą o was wszyscy, komentarzy jest tysięcy. Jak wy się z tym czujecie?
Spędziłam ostatnich pięć nocy na odpisywaniu na wiadomości prywatne po publikacji „karteczek”. To właśnie ten odbiór jest dla mnie najważniejszy, indywidualne głosy. Nie spodziewaliśmy się takiego rozgłosu, to nie była celowa, zaplanowana kampania.
Spotykamy się z głosami, że naruszyliśmy intymność rozmowy z terapeutą, że udostępniamy słowa tych ludzi. Tymczasem świadomie wybraliśmy takie słowa, które mógłby powiedzieć każdy. Nie odkryliśmy najbardziej intymnych części tych rozmów, sesji.
Niektóre cytaty pochodzą z terapii, które trwały latami. Zmieniliśmy również wiek i płeć tych osób. Nie jest możliwe przypisanie tych słów konkretnej osobie.
Kto pisze? Co mówi?
Olbrzymia grupa ludzi, która jest poraniona. Ludzie, którzy czują, że te słowa coś w nich pootwierały. Piszą do nas rodzice, co jest dla mnie bezcenne. Piszą, że nie mają złych intencji, ale mają nad nimi swoistą władzę kody, przekonania, schematy.
Jest to dla mnie ważne, godne uwagi. Myślę sobie, że przyznanie się do błędu jest aktem odwagi i pierwszym krokiem do zmiany.
Więc to jest też nasz wspólny krok: nie zostawiamy tych ludzi bez odpowiedzi, myślimy, co dalej.
Mam takie osobiste poczucie, że ten cały rozgłos może pomóc dotrzeć do osób, które zdecydują się na terapię. To byłby dobry skutek uboczny.
Trudno jest mi określić, czy takie działanie faktycznie będzie. Natomiast ważne jest, żeby powiedzieć: co dalej?
Bardzo dużo ludzi, z jakiegoś powodu, chce zatrzymać się na tym cierpieniu. Te „czerwone karteczki” wzbudzają najwięcej emocji. To nie jest ok…
Jeżeli zatrzymamy się bowiem tylko na analizie cierpienia, nic się nie zmieni. Ważne, by odpowiedzieć sobie na pytanie: co możemy dalej z tym zrobić?
Od jakich prostych rzeczy mogę zacząć? Czyli na przykład, przyjrzeniu się: jak formułuję komunikaty do innych? Jak mogę to zmienić? Jak traktuję siebie, jak rozmawiam ze swoim dzieckiem?
Wciąż pokutują w nas takie konstrukty myślowe, np. "dzieci i ryby głosu nie mają". A ja się z tym całkowicie nie zgadzam. Uważam, że pytanie o zdanie tego młodego człowieka pozwala zbudować w nim poczucie sprawczości. „Ktoś mi ufa, jestem ważny”.
Rodzicielstwo jest trudne.
Tak, dlatego komunikat, jaki chcemy przekazać, brzmi: rodzice są bardzo ważni. „Karteczki” nigdy nie miały być formą ataku, to głosy ludzkie, również nasze, do naszych dzieci.
Jesteśmy zmęczeni, mamy bardzo zły dzień, zły moment. Pojawia się dziecko, jego emocje i nie mamy siły ich pomieścić. I wtedy komunikat: "Idź stąd, nie mam siły” – możemy zastąpić zdaniem: "Jestem słaby, jestem smutny”. To nie skrzywdzi tej istoty, ona zrozumie.
Nie ma ludzi idealnych, ale jest czymś dobrym umiejętność zatrzymania się. Refleksja nad tym, jak mogę zachować się inaczej. To już wielki krok. I prezent dla siebie, bo w pewien sposób pozwala nam się uwolnić od poczucia winy.
Poczucie winy jest emocją wszechobecną w rodzicielskiej przestrzeni. Szczególnie macierzyńskiej.
Tak. I to ma wiele przyczyn, poza osobistym podłożem. To jest wymiar społeczny i antropologiczny. Matka, jako ta, która jest odpowiedzialna za dziecko. Poczucie winy jest pogłębiane przez te wszystkie mniej lub bardziej uświadomione płaszczyzny.
Tutaj niezwykle ważna może okazać się rola osób trzecich w wychowaniu dziecka. Ich obecność w życiu dziecka jest takim swoistym odciążeniem matki, takim odwróceniem komunikatu: wszystko zależy ode mnie. Za wszystko jestem odpowiedzialna.
Tymczasem to nie jest prawda. To nie jest prawdziwy kod.
*Jagoda Jachimczak – terapeuta behawioralno–poznawczy, trener, doradca, konsultant. Wspieram terapeutycznie i służę wsparciem konsultacyjnym osobom, które z różnych powodów tego wsparcia potrzebują. Z moich szkoleń i doradztwa, do tej pory, skorzystało ponad 5000 osób. Dzięki temu posiadam wiedzę i doświadczenie, które ściśle związane jest z aktualnymi potrzebami.