W mailu do redakcji Mama:Du, Jadwiga przedstawia się jako głos pokolenia 60+. "Chciałabym napisać coś, co myślę nie tylko ja, ale i wiele moich koleżanek, tyle że nikt z nas nie ma odwagi powiedzieć tego głośno dorosłym dzieciom" - zaczyna kobieta. Dalsza część listu nie pozostawia złudzeń: współcześni 30-, 40-latkowie co roku wykorzystują bez skrupułów swoich rodziców. Po słowach Jadwigi przestaniecie.
Reklama.
Reklama.
Jadwiga od kilku lat jest na emeryturze, jej dorosłe dzieci scedowały więc na nią przygotowanie Świąt.
Kobieta zbuntowała się i podzieliła przygotowania na trzy rodziny, które mają wziąć udział w rodzinnym spotkaniu.
Autorka listu nie ma złudzeń, współcześni 30-latkowie za dużo wymagają od rodziców.
Mam dużo czasu
Kobieta od trzech lat jest na emeryturze, ma dorosłe dzieci, zarówno syn, jak i córka mieszkają z dala od rodziców. "Kamila ma trzy córki, mieszka 70 km od nas, Sławek ma dwoje dzieci i mieszka 300 km od rodzinnego domu. W ciągu roku rzadko widuję dzieci i wnuki" - wyjaśnia sytuację rodzinną Jadwiga.
Wraz z mężem zorganizowali sobie życie. "Dużo czytamy, spacerujemy, chodzimy do klubu seniora, do kina, na basen. Robimy wszystko to, na co dotąd nie było czasu. Cieszy mnie ten nasz wspólny czas. Szkoda, że zdrowie już nie to, bo chcielibyśmy być jeszcze bardziej aktywni, ale mąż jest po dwóch zawałach i takie rozrywki, jak chodzenie po górach musieliśmy już odpuścić" - czytamy.
Dzieci dzwonią do Jadwigi i jej męża kilka razy w tygodniu. Córka nawet czasem ich odwiedza, zawiezie do lekarza, podrzuci większe zakupy, żeby rodzice nie musieli się tym kłopotać. Syn ostatni raz odwiedził ich w poprzednie Boże Narodzenie. W tym roku też się zapowiedział, podobnie jak córka.
Cieszę się ze spotkania, ale nie z pracy
"Zapowiedzieli oboje, że razem z rodzinami przyjadą na Święta. Cieszę się, że zobaczę bliskich, ale wiem, jaką cenę za to zapłacę. Będę stać przy garach, żeby zadowolić wszystkich, spełnić ich wyobrażenie idealnej Wigilii i próbując sobie przypomnieć, kto, na co jest uczulony" - wylicza Jadwiga.
"Myślcie, że zapytali, co mają przywieźć, albo czy dołożyć się do zakupów? Oczywiście, że nie. Przecież jadą do mamy i taty... Koszt, praca, podanie, nocleg i sprzątanie po imprezie to moja sprawa. W czasie pobytu będę też odpowiadać na zachcianki wnuków, bo rodzice chcą odpocząć" - dodaje ze smutkiem kobieta.
Pożaliła się koleżance
"Przez lata milczałam, wstyd mi było, że się złoszczę, jeszcze zanim przeszłam na emeryturę, moje dzieci z rodzinnych Świąt u nas zrobiły tradycję, nigdy żadne z nich nie zaprosiło nas do siebie, zawsze przyjeżdżają na gotowe. W tym roku 'ulało mi się' w czasie rozmowy z koleżanką. Ela powiedziała, że u niej jest dokładnie tak samo, dlatego w tym roku wraz z mężem postanowili wyjechać na Boże Narodzenie" - czytamy w liście.
Jadwiga długo zastanawiała się, czy to w porządku postawić dzieci przed faktem dokonanym, ostatecznie doszła do wniosku, że w tym roku nie zostanie niewolnicą własnej kuchni. Zrobiła listę tradycyjnych dań, które jada jej rodzina i... podzieliła przygotowanie ich między siebie, córkę i syna.
"Synowa zadzwoniła, że ona nie wie, czy zdoła to wszystko przygotować, bo przecież oboje z synem pracują. Powiedziałam jej, że tego nie musi być dużo, więc może kupić gotowe pierogi i kapustę, przecież nie jedzenie jest w naszym wspólnym świętowaniu najważniejsze. Zamilkła i dopiero po dłuższej chwili powiedziała, że musi to przemyśleć i odezwie się, więc czekam, najwyżej nie będzie pierogów" - dodaje.
"Córka zażartowała, że nigdy nie uda jej się zrobić tak pysznej sałatki i kutii, jak te moje. W odpowiedzi wysłałam jej przepisy, z których korzystam, napisałam, że jestem przekonana, że zdolności kulinarne są u nas genetyczne. A nawet jeśli nie wyjdzie, to za rok będzie mądrzejsza o te doświadczenia. Odpisała krótko: Mogę zamiast kutii kupić ciasto? Potwierdziłam".
Powiem wam, czego rodzice nie mają odwagi
"Chciałabym, żeby z moich słów jasno wybrzmiało, że my - rodzice na emeryturze, nie jesteśmy niewolnikami swoich dorosłych dzieci. Kocham syna i córkę, uwielbiam zięcia i synową, moje wnuki są najwspanialsze na świecie, ale to nie znaczy, że mam im usługiwać. Chcą przyjechać, zapraszam! Ale miłością do nich w sklepie nie zapłacę, moja doba nie jest z gumy, siły mam coraz mniej i naprawdę nie lubię gotować" - przyznaje.
"Jeśli wybieracie się do rodziców na Święta, super, ale weźcie na siebie część przygotowań, bądźcie pomocni także w czasie pobytu. Nic się wam nie stanie, jak zmyjecie naczynia, czy odkurzycie przedpokój. Tego naprawdę nie musi robić jedna osoba. Wszyscy możemy świętować, odpoczywać i dobrze się bawić. Pójdę z wnukami na spacer, ale w tym czasie ruszcie się od stołu i ogarnijcie wokół siebie. Bądźcie dobrzy dla swoich rodziców, tak, jak oni przez lata byli dobrzy dla was" - kończy.