- Nauczycielką chciałam być od zawsze, jako dziecko co rano przygotowywałam dziennik, w którym zaznaczałam obecności moich wyimaginowanych uczniów. Od 18 lat sprawdzam obecności w prawdziwej szkole, z żalem stwierdzam, że coraz mniej chętnie - mówi Małgorzata. Polonistka nie jest jedyną nauczycielką, dla której Dzień Edukacji Narodowej jest smutnym świętem.
Reklama.
Reklama.
14 października powinien być radosnym dniem w polskiej szkole. Święto Edukacji Narodowej, święto szkoły, Dzień Nauczyciela. Dzwonię do nauczycieli, pytam, jak wygląda ich praca, atmosfera w szkole. Dziś nie mają dobrych wieści. Dziś szkoła stoi u progu ogromnego kryzysu, a oni nierzadko mają już dość nadstawiania głowy.
Czy za 5 lat będzie miał jeszcze kto uczyć nasze dzieci? - Wielu nauczycieli jest fantastycznych, zaangażowanych, ale z roku na rok widzimy, że już tylko nielicznych stać, żeby pracować w tym zawodzie. Dziś ta praca nie niesie za sobą pieniędzy, prestiżu, ani szacunku, a miłością do uczniów ciężko karmić własne dzieci - mówi jedna z moich rozmówczyń.
Nauczycielką już nie jestem
Agnieszka chciała pracować z dziećmi, zaraz po pedagogice zatrudniła się w szkole podstawowej w miejscowości gminnej w województwie łódzkim. - Zaczynałam, jako nauczyciel wspomagający, szybko zrozumiałam, że najbardziej chcę pracować z dziećmi z zaburzeniami. Skończyłam odpowiednie kursy i uzyskałam uprawnienia do prowadzenia terapii integracji sensorycznej - wspomina.
Kobieta została wychowawcą w klasie pierwszej, jednocześnie prowadziła w placówce terapię SI. - To były trudne trzy lata. Nie spodziewałam się, że praca z rodzicami będzie taka wymagająca. Okazywało się co chwila, że wszystko robię źle. Decyzję, że kolejnej klasy nie będę prowadzić, podjęłam już w drugim roku. Z dyrekcją umówiliśmy się, że po zakończeniu trzeciej klasy, zostanę na pół etatu, jako terapeuta SI - wyjaśnia.
Agnieszka przyznaje, że jest w bardzo komfortowej sytuacji, jest bardzo młoda, nie ma rodziny, mieszka z rodzicami. - Szukam pracy w prywatnych gabinetach jako terapeuta, wychowawcą już nie będę, te trzy lata pokazały mi, że o ile uczniowie są cudowni, to dziś dla rodziców zawód nauczyciela nie stanowi żadnego prestiżu. Opiekunowie dzieci ze szczególnymi potrzebami są zupełnie inni - dodaje.
Kobieta nie ma wątpliwości, że praca w szkole to niekończący się wolontariat. - Trzeba mieć nie tylko anielską cierpliwość, ale też twardy tyłek i mnóstwo pieniędzy, których w szkole nie zarobisz, bo materiały na wiele zajęć trzeba kupić samemu. Rodzic przyjdzie i powie, że go nie stać, a szkoła miała być darmowa...
W zasadzie nie wychodzę z pracy
- Mam własne dzieci w wieku szkolnym, zwykle są zdane na siebie, bo albo mam lekcje, albo prowadzę TUS w sąsiedniej szkole, w mojej macierzystej okrojono mi godziny, bo gmina nie ma pieniędzy. Do tego w weekendy uczę w liceum dla dorosłych. Rata kredytu wzrosła mi o 100 proc., nie mam grama opału na zimę - przyznaje matematyczka z Krakowa.
Kobieta jest nauczycielem dyplomowanym, ma 20 lat doświadczenia zawodowego, zarabia 3500 zł. - W mojej macierzystej szkole nauczycieli nie brakuje, ale coraz więcej osób przebąkuje o zmianie zawodu. Ludziom wydaje się, że nauczyciel pracuje kilka godzin dziennie i ma wolne wakacje, święta, ma jak u pana Boga za piecem. Nie ma. Dziś większym szacunkiem społecznym niż nauczyciel cieszy się każdy inny zawód.
Matematyczka sama rozważa odejście z zawodu. - Chyba najgorsze jest to, że dyrektor staje na rzęsach, żeby nam pomóc, ale władze gminy nie chcą współpracować. Konsekwentnie sprawdzają za to wypełnianie "godzin czarnkowych", choć sami zarządzili zamknięcie szkoły dla rodziców. Siedzę więc i patrzę w oknie, dotąd nikt z mojej obecności nie skorzystał. To trochę, jakbym siedziała w kozie - kończy.
Wszyscy nas szczują
- Jak widzę w mediach jakikolwiek artykuł z "nauczycielką" w tytule, to mi niedobrze. Wszyscy szczują na nas, wszyscy przykładają rękę do rozkładu tego systemu. Rodzice, dziennikarze, dyrektorzy mówią, że to wina Czarnka, owszem, minister jest bardzo oderwany od rzeczywistości, ale prawda jest taka, ze rozkład systemu edukacji w naszym kraju zaczął się dużo wcześniej. Pracuję w zawodzie 16 lat. Ten rok jest ostatni - mówi Kasia.
Kobieta uczy języka angielskiego, jest wychowawcą ósmej klasy, kolejnej nie weźmie. Przyznaje, że szczęśliwie jej mąż ma dobrze prosperującą firmę, więc ona swoim uczniom kupuje wszystko, co jest potrzebne, żeby lekcje uczynić atrakcyjnymi, ale jej koleżanek na to nie stać.
- Kiedyś nauczyciel to był ktoś, dziś rodzic przychodzi i pluje ci w twarz, co chwilę czytam, że coś robimy nie tak, że się nie przykładamy, obijamy, bierzemy pieniądze za nic. To wielka potwarz, bo tu nikt nie pracuje dla pieniędzy. W oświacie ich po prostu nie ma. Zostają nauczyciele, którzy mają poczucie misji, jak słyszę, że nam się nie chce, to mam ochotę krzyczeć. Gdyby nam się nie chciało, to wiele szkół już by nie działało, bo my tego dla pieniędzy nie robimy.
Profitem jest ubezpieczenie
- Uczę WF-u w liceum. Po południu jestem ratownikiem na basenie miejskim, w weekendy trenerem personalnym, w wakacje opiekunem na obozach - wylicza Mateusz. Mężczyzna wraz z żoną kupił mieszkanie, w poprzednie wakacje, rata za nie, jak wielu Polakom wzrosła o ponad 100 proc. - Kupiliśmy w dołku i teraz pokutujemy. Sam jestem ojcem, szkoły nie rzucę, ale dziś największym profitem z pracy w niej jest ubezpieczenie i składki emerytalne - przyznaje.
- Jakbym miał powiedzieć, czego nam życzyć, to tego, żeby ludzie, którzy o pracy nauczyciela nie mają pojęcia, przestali się wtrącać. Zdalne, uczniowie z Ukrainy, braki kadrowe, finansowe... to wszystko bardzo mocno przyczynia się do rozpadu systemu. Są szkoły, w których od roku szukają np. matematyka i nikt nie chce przyjść do pracy. Znam liceum, w którym przez pół roku niektóre klasy nie miały polonisty. Co mają napisać na maturze? - pyta retorycznie.
Pamiętajmy, że mamy wielu świetnych nauczycieli
Jakub Tylman, dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej w Śremie im. Kawalerów Orderu Uśmiechu mówi bez ogródek, że nauczyciele odchodzą z zawodu, co jego zupełnie nie dziwi. - Brak prestiżu w zawodzie nauczyciela, pensje, które nie rosną, a przecież wszyscy wiemy, ile dziś kosztuje płacenie rachunków. Inflacja nikogo nie oszczędza - mówi.
Na pytanie, czy w jego szkole brakuje nauczycieli, potwierdza, choć od razu dodaje, że jakoś sobie dziś radzą. - Problem zacznie się, jeśli nauczyciele zaczną chorować, jeśli nie będzie trzech, to nie wystarczy ludzi, żeby lekcje prowadzić - wyjaśnia Jakub Tylman. Zauważa, że w całym kraju brakuje nauczycieli. Jednocześnie zwraca uwagę, że dziś w polskiej szkole mamy więcej uczniów niż dotąd, bo wciąż w polskim systemie funkcjonują też dzieci z Ukrainy.
- Płaca na początku drogi zawodowej nie zachęca do zostania nauczycielem. Pamiętajmy, że ten zawód to ogromna odpowiedzialność, nie każdy będzie chciał się jej podjąć za taką płacę. Nie każdy będzie sobie mógł na to pozwolić - mówi, odnosząc się do dzisiejszej sytuacji gospodarczej dyrektor.
Jakub Tylman przypomina, że do prawidłowego funkcjonowania szkoły niezbędna jest współpraca: nauczyciel - uczeń - rodzic. - Mamy za sobą trudny okres zdalnego nauczania i potrzeba czasu, aby sytuacja się unormowała. Wiele osób jest sfrustrowanych i te złe emocje przychodzą również do szkoły. Jednak chcę zaznaczyć, że w Polsce mamy wielu cudownych nauczycieli.
- Mimo tego, co się dzieje, to ci ludzie trwają na posterunku i robią, co w ich mocy, aby szkoła funkcjonowała. Z okazji Dnia Edukacji Narodowej wszystkim w oświacie życzę, żeby poprawiło się postrzeganie naszej pracy, abyśmy byli wynagradzani godnie za swoją pracę. Dziś można zatrudniać nauczycieli emerytów i rencistów, ale to na dłuższą metę nie rozwiązuje problemu - dodaje.
- Życzcie nam dziś wytrwałości, siły i uśmiechu, zwykłej radości i satysfakcji z pracy. Wtedy będzie pięknie - kończy Jakub Tylman.
16 tysięcy wakatów
Jeśli wierzyć ofertom pracy w polskich kuratoriach oświaty, dziś w Polsce brakuje około 16 tys. nauczycieli. Na początku drogi zawodowej nauczyciel zarabia niespełna 3 tys. zł. Dziś ta kwota wydaje się śmiesznie mała, jeśli chcemy wynająć mieszkanie lub spłacać kredyt hipoteczny. Pedagog w jednej placówce może pracować do 26 godzin tygodniowo, jednak ciężko za te pieniądze przeżyć.
Na nauczycielach dodatkowo spoczywa ogromna odpowiedzialność za edukację i bezpieczeństwo uczniów. Poza szkołą sprawdzają prace domowe, przygotowują się do lekcji, nierzadko wspierając się materiałami kupionymi z własnych pieniędzy. W rozporządzeniach ministra edukacji można się pogubić.
Dyrektorzy, drżąc o własne pozycje zawodowe, nierzadko wywierają na nauczycielach presję. Rodzice nie mają skrupułów, żeby zarzucić nauczycielowi niewłaściwe traktowanie dzieci, brak kompetencji czy wylać własne frustracje.
Jeśli nie zmieni się sposób prowadzenia szkół, ten system upadnie. Nie dziś, ale za pięć lat może się okazać, że szkoły nie będą w stanie przyjmować uczniów, bo nie będzie miał ich kto uczyć. Praca to ciężka, wymagająca emocjonalnie i intelektualnie. Nauczyciel ciągle się szkoli, nierzadko inwestując w to swój prywatny czas i środki. Możecie powiedzieć: "Nikt im nie kazał iść na pedagogikę". Ale pamiętajcie, że bez nich nie ma szkoły.
Czego wam życzyć?
Drodzy pedagodzy i pracownicy oświaty, w dniu Waszego święta, pragniemy Wam przede wszystkim podziękować za zaangażowanie, serce, wytrwałość. Składamy też na Wasze ręce życzenia, aby było lepiej. Abyście wykonując swoją pracę, która jest misją, mogli dumnie powiedzieć: "Jestem nauczycielem", a nie wstydzić się swojej profesji.
Życzymy Wam, żeby pensja wystarczała na godne życie. Żebyście w rodzicach mieli wspólników w wychowywaniu kolejnych pokoleń, a nie komisarzy patrzących Wam na ręce. Aby dyrektorzy byli liderami, a nie bezwzględnymi szefami. Niech młodzież rośnie na Waszą dumę, a szef MEiN zrozumie, że bez Was nie ma przyszłości. Wszystkiego najlepszego.