To nie była "nasza królowa". Wielu z nas uważa, że monarchia to relikt przeszłości. Ale dla Brytyjczyków to rzeczywistość. Śmierć Elżbiety II zakończyła pewną epokę. Tego ostatniego dnia otoczyli ją najbliżsi, jednak w podróż do Balmoral nie wyruszyły ani księżna Kate, ani Meghan Markle. Prawnuki zmarłej królowej w tym momencie okazały się ważniejsze. I dobrze.
Reklama.
Reklama.
Kiedy król nosił krótkie spodenki
Królowa Elżbieta była przekonana, że wypełniając swoje obowiązki, zrobi lepiej, jeśli dzieci zostaną w domu. Wielokrotnie zostawiała Karola, Annę, Andrzeja i Edwarda pod opieką niań i wraz z mężem wyruszała w podróż. Wielokrotnie nie było ich długie tygodnie w domu.
Kiedy do rodziny królewskiej weszła Diana Spencer, świat zobaczył, że można inaczej. Lady Di i Karol zabrali niespełna rocznego syna w podróż do Australii, bo księżna nie wyobrażała sobie tak długiego rozstania z synem. Ten wizerunek czułej matki, której dziecko stawia pierwsze kroki tysiące kilometrów od domu, bezlitośnie obnażył, jak wiele omijało królową w jej macierzyństwie.
Nowe pokolenie księżnych utrzymuje ten "nowy standard". Jeśli wierzyć doniesieniom z dworu, królowa nie była z tego szczególnie zadowolona, ale dziś przecież mamy zupełnie inną wiedzę o tym, jak najlepiej wychowywać dziecko, niż 73 lata temu, kiedy urodził się król Karol III.
W doniesieniach z dworu nie raz czytamy, że Kate i William są bardzo zaangażowanymi rodzicami. Księżna ponoć w głównej mierze osobiście sprawuje opiekę nad dziećmi. Widać na zdjęciach i nagraniach, że młodzi royalsi mają świetny kontakt z trójką pociech.
Harry i Meghan są mniej widoczni, ale przecież oficjalnie "uciekli" od królewskiego życia, żeby wychowywać dzieci w większej normalności, niż rzeczywistość, którą z dzieciństwa pamięta Harry.
Choć o bracie przyszłego króla można powiedzieć, że nieszczególnie starał się podtrzymywać bliskie relacje swoich dzieci z prababcią, tak George, Charlotte i Louise w zasadzie widywali zmarłą królową na co dzień. Mówiło się, że Elżbieta jest zauroczona prawnukami, zwłaszcza małą księżniczką.
Miała uwielbiać towarzystwo prawnuków, a jednak kiedy sytuacja zdrowotna 96-latki zrobiła się na tyle poważna, że do Balmoral zaczęła zjeżdżać rodzina, by się pożegnać, Kate i Meghan nie pojechały z mężami, zostały z dziećmi.
Bo matka ma jedno zadanie
Kiedy rodzi się dziecko, do większości z nas dociera, że już nigdy nie będziemy same. Jesteśmy odpowiedzialne za nasze dzieci, za zaspokajanie ich potrzeb i za zapewnienie im bezpieczeństwa. A spokój małych książąt w najbliższych miesiącach zostanie zakłócony. Ich matki to wiedzą i dlatego nie pojechały żegnać królowej. Choć dzieci mogły przecież zostać pod opieką niań.
Mogą pisać o Meghan, że bała się konfrontacji z rodziną, ale myślę, że w tej sytuacji to była ostatnia rzecz, która przyszła jej do głowy. Podobnie jak Kate chciała chronić swoje dzieci. Przygotować je na to, co w najbliższym czasie je czeka.
Zostały z dziećmi, bo miejsce matki w trudnych momentach jest przy dzieciach. Prababcia odeszła spokojnie, co nie znaczy, że podróż do Balmoral była spokojna. Przecież istnieją zdjęcia zarówno z momentu, jak Karol i Camilla docierają na miejsce, jak i z podróży Williama, który przybył pożegnać się z babcią w towarzystwie wujów, ba! nawet zdjęcia smutnego Harrego, który nie zdążył na czas.
Te dzieci też by były fotografowane, śledzone i nawoływane przez fotoreporterów, bo każdy chce mieć dobre zdjęcie. Kiedy zaczynałam pracę w mediach, a było to wiele lat temu, byłam w szoku, jak wiele zdjęć smutnych, zagubionych Williama i Harry'ego powstało po śmierci ich matki.
Już wtedy mieliśmy w bazie agencji fotograficznej filmy, na których widać było ich idących z ojcem, pogrążonych w żałobie, a wokół fotoreporterzy krzyczeli, aby spojrzeli na nich. Tego Kate i Meghan chciały zaoszczędzić dzieciom. Odwlec to w czasie, bo tego nie unikną.
Świecznik jest niewygodny
Ze świecznikiem jest tak, że ma swoje plusy i minusy. Tym dzieciom niczego nie brakuje, poza spokojem. Każdy na nie patrzy, ocenia każdy ich ruch, gest. Teraz będą patrzeć jeszcze bardziej uporczywie. Na pogrzebie królowej, na pierwszym publicznym wystąpieniu po nim, na koronacji Karola...
Drugi w kolejce do tronu książę George ma 9 lat, tyle, co mój średni syn. Najbliższe miesiące będą dla niego koszmarne, jego imię media na całym świecie odmienią przez wszystkie możliwe przypadki. Specjaliści od etykiety i ocenią każdy jego ruch. Dowiemy się, jakim władcą będzie. Każdy fotoreporter na świecie będzie polował na jedno zdjęcie - łzę spływającą po jego policzku.
Tym dzieciom dziś najbardziej na świecie potrzeba spokoju. Maksimum normalności i to chcą im dać ich matki, niezależnie od wszystkiego, co spotyka je na co dzień. Dziś, jutro i jeszcze pewnie przez tydzień, aż do samego pogrzebu, maluchy znajdą się pod szczególną ochroną. Ich matki jak lwice otoczą je kordonem bezpieczeństwa.
Sztab specjalistów delikatnie i z największą czułością pod czujnym okiem księżnych dobierze odpowiednie stroje, uczesze włosy, ale co najważniejsze - na tyle, na ile to będzie możliwe, przygotują dzieci psychicznie. Tym dziś zajmują się księżne.
Widzimy tylko wierzchołek
Krytyczne komentarze, że powinny, że ich zabrakło, są... nie na miejscu. Kiedy umiera człowiek, wciąż pozostają żywi. To oni są teraz ważni. Nie ośmieliłabym się umniejszać królowej ani rodzinnej tragedii, bo niezależnie od wieku ktoś stracił matkę, babcię, przyjaciółkę. Jednak mimo czarnych ramek, które dziś zobaczycie na większości portali i na pierwszych stronach gazet, tam są dzieci.
Może Charlotte właśnie przebiera ulubioną lalkę albo bawi się z braćmi w berka, Może George gra w Minecrafta, a Louis uczy się liczyć na kolorowych klockach. Archie bawi się samochodami, a Lilibet wypowiada pierwsze słowa. Żyją najnormalniej, jak się da. Mama jest obok, czują się bezpieczni, mają beztroskie dzieciństwo, z dala od wścibskich oczu kamer.
Dbają o to ich matki, czułe opiekunki, które tej nocy pewnie nie spały spokojnie, bo one już wiedzą, co się szykuje, co czeka ich dzieci. Ale te maluchy nie muszą tego wiedzieć. Choć pewnie czują, że coś wisi w powietrzu, wczoraj jeszcze szli do szkoły, dziś pewnie zostali w domu. Ale jest mama. Na szczęście.