"Miałam nie pisać tego listu, ale zobaczyłam post u Doroty Zawadzkiej i aż mi ulżyło, że nie tylko ja mam takie problemy" - zaczyna swoją wiadomość Emilia. Kobieta jest mamą dwójki małych dzieci, mieszka na tzw. młodym osiedlu. Wśród sąsiadów głównie młode rodziny, jak jej, i prawie tyle samo studentów w wynajętych mieszkaniach.
Reklama.
Reklama.
W bloku nikt nie jest u siebie
Emilia przyznaje, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak uciążliwe potrafią być małe dzieci. "Kiedy Zośka miała kolki, darła się całe noce, stawaliśmy na rzęsach, żeby ją uspokoić, bo wiadomo - sąsiedzi rano do pracy. Teraz ma prawie 5 lat, od 18.00 proponujemy jej już tylko ciche zabawy, bo pan, który mieszka pod nami, jest motorniczym tramwaju i wstaje do pracy w środku nocy" - czytamy.
Kobieta trzeźwo zauważa, że w bloku nie do końca jest się u siebie, bo dźwięki i zapachy, które generujemy w swoim mieszkaniu, mogą wpływać też na życie innych mieszkańców. Zwłaszcza w nowych blokach, gdzie, jak pisze Emilia, ściany są z papieru. "Kiedy mąż głośno kichnął, sąsiadka krzyknęła przez ścianę 'na zdrowie', to chyba najlepiej oddaje warunki, w jakich mieszkamy" - dodaje autorka listu.
"Wszyscy w tym tkwimy i bardzo bym chciała, żebyśmy po dwóch latach pandemii to rozumieli. Siedzieliśmy pozamykani w domach i doskonale wiedzieliśmy, jak żyją inni, choć wcale nikt o tę wiedzę nie zabiegał. Ale ten czas nauczył nas jednej ważnej rzeczy, na blokowisku są podwójne standardy".
"Studenci z góry nie mieli żadnego problemu, żeby wrzucić mi do skrzynki kartkę, że mam uciszyć dzieci, kiedy mają zajęcia online, ale kiedy moje dzieci chcą spać, im to w niczym nie przeszkadza" - dodaje rozżalona.
Zaczyna się w majówkę
Emilia przyznaje, że dla niej najbardziej uciążliwe są imprezy. "Kiedyś wyszłam z córkami w niedzielę o 8.00 na spacer i usłyszałam z balkonu "Jadą świry, jadą", odwróciłam się, a tam u wspomnianych studentów na balkonie stała młoda dziewczyna topless i tańczyła - chyba impreza im się przedłużyła. Aż dziwne, że tamtej nocy nic nie słyszałam" - czytamy.
Zwykle czuje się, jakby próbowała uśpić dzieci w dyskotece albo na ognisku. "Bo u nas, jak w obozowisku ludów wędrownych, ogniska na częściach wspólnych, grille przy piaskownicy - to standard. Nie mam nic przeciwko, jeśli odbywa się to kulturalnie. Ale z tym bywa różnie. Jak taka impreza przedłuża się do północy czy nawet białego rana, to już się można wkurzyć" - pisze Emilia.
Kobieta uważa, że nie ma nic złego w siedzeniu przy ognisku, zwłaszcza że na osiedlu jest do tego wyznaczone miejsce, ale śpiewy, tańce i nawoływania są już lekką przesadą. "Ale są i tacy, co potrafią dać ponieść się imprezie od majówki do września i to nie tylko późnym popołudniem, w sobotę dinkują w przestrzeni wspólnej już od 13.00 a dzieci, z placu zabaw słuchają i oglądają..." - dodaje smutno.
To nie dzieci są zmorą osiedli
"Kiedy czytam wasze artykuły o tym, że ktoś z sąsiadów wystawił dziecięcy wózek na śmietnik, bo stał na klatce, albo ma problem, bo dzieci bawią się wodą na balkonie, to ja tych wszystkich oburzonych zapraszam do nas. Nie zna życia w bloku, kto nie mieszkał na młodym osiedlu. To jest dzicz, to jest dżungla" - przyznaje Emilia.
Jej zdaniem zarówno bezdzietni, jak i ci z odchowanymi dziećmi, zupełnie nie myślą o najmłodszych mieszkańcach osiedla. A przecież, jak zauważa autorka listu, rodzice płacą za nich czynsz, opłacają wywóz śmieci, itd.
Dzieci na osiedlu mają takie same prawa jak reszta mieszkańców. "A jednak nikt nie ma oporu, żeby skrytykować, że bawią się głośno, ale do pijanych sąsiadów, to już nie mają odwagi podejść" - czytamy.
"A to oni, a nie malutkie dzieci, są prawdziwym wrzodem na tyłku tej społeczności. Wiecznie muzyka na full, w mieszkaniu smród dymu, dobijanie się po nocy do cudzych domów, bo mu się pomyliło. A do tego hałas, syf na klatce i częściach zielonych i brak poszanowania dla ciszy nocnej".
"Drodzy sąsiedzi, jak jeszcze raz narobicie takiego zamieszania, jak w ostatni weekend, to bądźcie gotowi słuchać po każdej imprezie od 6.00 rano "Baby Shark" na cały regulator. My też lubimy się pobawić" - kończy Emila.
Osiedlowe zapasy
Pełna zgoda z Emilią, że żyjąc w bloku, trzeba być gotowym na wiele kompromisów. Bo tu nigdy nie jesteśmy sami. Dawno temu odkryłam, że emerytowana nauczycielka potrafi robić głośniejsze imprezy niż studenci. Właśnie mieszkając na takim osiedlu. Jednak, zamiast bawić się w drobne uszczypliwości, warto chyba zwyczajnie porozmawiać z sąsiadami.
Zapukać do drzwi czy wyjść na plac, kiedy robi się za głośno, bo nie każdy ma na tyle dużo wyobraźni, aby dopuścić do siebie, że w czyimś domu mocno go słychać. Zwykle ludzie przepraszają i cichną. Jeśli jednak tak się nie dzieje, to na większości osiedli jest ochrona, którą czasem niestety trzeba zmotywować do upomnienia uciążliwych sąsiadów.
Jeśli to nie pomoże, zakłócanie ciszy nocnej można zgłosić straży miejskiej lub policji. Oni mają obowiązek interweniować i nie mogą powiedzieć, kto ich wezwał. Warto o tym pamiętać, jeśli obawiamy się zemsty sąsiadów.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Pisz śmiało na adres marta.lewandowska@mamadu.pl