"Ja bym wychowała inaczej". Zapomnij o złej teściowej, u mnie sto razy gorsza jest... własna matka
Redakcja MamaDu
29 listopada 2021, 13:07·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 listopada 2021, 13:07
Wie, jak lepiej wychować moje dzieci i dogryza mi na temat kilku kilogramów, które zostały mi po ciążach. Zapomnij o złośliwych teściowych, sto razy gorsza od nich jest... moja własna matka. Oto co Iza napisała nam w liście do redakcji o swojej trudnej relacji z mamą.
Reklama.
Stereotyp złej teściowej nie zawsze w udziale przypada matce męża czy partnera, czasem tą "złą" jest mama kobiety.
Oto historia naszej czytelniczki, która opowiedziała nam o toksycznym wpływie własnej matki na jej rodzinę.
Kobieta nie umie poradzić sobie z mamą, która nie tylko wtrąca się w wychowanie wnuków, ale sprawia uszczypliwościami przykrość własnej córce.
"Wszystkie moje koleżanki i znajome, a nawet czytelniczki waszej strony, narzekają na swoje teściowe. Mnie to zawsze dziwiło, ale to prawdopodobnie dlatego, że moja teściowa od kilku lat już nie żyje i nie wiem, czy uprzykrzałaby nam życie.
Ale zanim zmarła, była właściwie idealną babcią dla moich dzieci, ja też nie miałam na co narzekać, bo zawsze traktowała mnie z szacunkiem, nie wtrącała się w małżeństwo swojego syna.
Mama gorsza niż teściowa?
W moim przypadku taką "straszną teściową", która uprzykrza życie dzieciom, a nawet i wnukom, jest moja mama. Co prawda mój mąż nigdy na nią nie narzekał, nigdy też od niego nie usłyszałam, że ma dość jej zachowania.
Nie usłyszałam z jego ust też żadnej prośby o "ustawienie jej do pionu", gdy po raz kolejny wpadła do nas bez żadnej zapowiedzi i oświadczyła, że zostanie na kilka dni. Ale ja sama odczuwam jej negatywny wpływ na życie naszej rodziny.
Muszę powiedzieć, że moja mama nigdy nie była wyrodną matką, która nie kochała dziecka czy je źle traktowała. Nigdy jako mała dziewczynka nie odczułam w domu, żebym nie była kochana czy szanowana. Mama, gdy z bratem byliśmy mali, w pełni oddała nam swoje życie, poświęciła się opiece nad dziećmi, zajmowała się domem.
Rodziców było stać na to, by nie pracowała i żeby wróciła do zawodu dopiero, gdy byliśmy bardziej samodzielni i chodziliśmy do szkoły. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo jej poświęcenie i ogromna miłość są we mnie nadal do dzisiaj.
Niby babcia, ale z dziećmi nie zostanie
Wydaje mi się, że coś się w niej zmieniło, gdy wyszłam za mąż, a potem, gdy pojawiły się wnuki, czyli moje dzieci. Być może to też kwestia wieku.
Często zauważam, że im osoba jest starsza, zmęczona życiem, tym bardziej drażliwa, narzekająca i przyczepiająca się o najmniejsze drobiazgi. Takim uciążliwym członkiem rodziny stała się przez ostatnie kilka lat moja mama właśnie.
Gdy urodziłam pierwsze dziecko, mama była jeszcze czynna zawodowo, nie pomagała mi przy opiece nad noworodkiem. Wszystkiego uczyłam się sama, nie było aż tak trudno, bo jakoś moja intuicja i macierzyński zmysł wiele ratowały.
Ale gdybym miała pomoc własnej mamy, która miała doświadczenie i mogłaby pokazać mi i mężowi np. jak kąpać maleńkiego noworodka, byłoby pewnie łatwiej. Później, gdy córeczka skończyła rok, zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko.
Wtedy usłyszałam od mamy, że co my robimy, że sami sobie ściągamy kłopoty na głowę, że tak mała różnica wieku między dziećmi jest trudna i sobie nie poradzimy. W całych tych narzekaniach nawet raz nie wspomniała, że nam jakoś pomoże. Ja wiem, że nie ma takiego obowiązku, nie wymagam tego też od niej.
Ale nie ukrywam, że trochę mam do niej o to żal. Mama przez 5 lat życia starszej córki i 3 lata młodszego synka, nigdy tak naprawdę ani razu nie została z naszymi dziećmi sama. Nigdy nie zaproponowała pomocy w opiece. Gdy szliśmy na wesele czy ważne wydarzenia, na które nie mogliśmy zabrać dzieci, musieliśmy wynajmować nianię, mimo że mama mogłaby zostać z wnukami.
Sama, jak ją kilkakrotnie poprosiłam o taką pomoc, wymigiwała się i tłumaczyła, że zapomniała już jak to jest się opiekować takimi maluchami, nie czuje się na siłach fizycznych, a także psychicznych, bo to ogromna odpowiedzialność. I mimo takich wykrętów i braku pomocy z jej strony, to nie przeszkadza jej wtrącać się w wychowywanie moich dzieci.
Świetnie wie, że w naszym domu pielęgnujemy tradycję św. Mikołaja, który jest dobry, przynosi dzieciom prezenty. Mimo tego przy okazji spotkań rodzinnych straszy maluchy, że jeśli nie będą grzeczni, Mikołaj do nich nie przyjdzie.
Z powodu alergii pokarmowych musieliśmy z diety córki wykluczyć mleko i produkty z laktozą, a babcia – mimo wiedzy, że Maja nie może i jej to szkodzi, za każdym razem przynosi jej jakieś słodkości na bazie mleka i czekolady mlecznej, które po prostu szkodzą dziecku.
Mama prawdę ci powie?
To właściwie tylko takie pojedyncze przykłady, ale takie sytuacje zdarzają się nagminnie. I nie pomagają moje tłumaczenia i prośby, by tak nie robiła, że to burzy mojego męża i mój model wychowywania dzieci.
Na takie prośby czy uwagi, mama tylko wzrusza ramionami i uważa, że przesadzam. Mnie osobiście sprawiła też ogromną przykrość, gdy po roku od porodu zwróciła mi uwagę, że może wreszcie schudłabym i zrzuciła nadprogramowe kilogramy, bo mi nie służą.
I powiedziała to przy całej rodzinie przy stole podczas rodzinnego obiadu. Było mi wtedy autentycznie smutno, bo doskonale wiedziała, że staram się ćwiczyć, jeść regularnie i zdrowo i walczyć ze swoją wagą. I nawet pamiętam, że tamtego dnia byłam z siebie bardzo dumna, bo stanęłam na wadze i zobaczyłam, że schudłam 3 kg.
A gdy usłyszałam taki komentarz, i to z ust własnej mamy, całe powietrze i duma z samej siebie uszły ze mnie momentalnie.
Kocham mamę, ale tylko sprawia mi przykrość
Nie wiem, co z całą tą sytuacją zrobić. To moja mama, kocham ją i czasem mam wyrzuty sumienia, że ją tak krytykuję, podczas gdy ona poświęciła swoją młodość, by wychować mnie i mojego brata.
Nie chcę jej sprawiać bólu, ale jak ona sama zachowuje się w ten sposób, to mam ochotę po prostu odciąć się od niej. Wiem, że czasem, jej słowa być może są w dobrej wierze, chce dobrze, ale robi to w tak obcesowy sposób, że – tak jak w przypadku tej sytuacji podczas rodzinnego obiadu – mi jest po prostu przykro.
I ona nie rozumie, że takimi słowami sprawia ból. Ja potem płakałam cały wieczór mężowi w rękaw, bo nie umiałam poradzić sobie z własną matką. Sama mam dzieci, chcę być dla nich jak najlepszą wersją samej siebie i właśnie też dlatego nie rozumiem zachowania swojej mamy.
Być może chce być szczera, ale ta szczerość jest tak bezpośrednia, że ja, jako jej dziecko, czuję się zraniona. Co robić z takimi toksycznymi mamami czy teściowymi?".