"Histeria w sali, a w domu moczenie" - czy chodzenie do przedszkola może skończyć się traumą?
List do redakcji
16 września 2021, 15:23·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 16 września 2021, 15:23
Czasami kryzysy i brak chęci chodzenia do przedszkola to jedno, a czasem mamy do czynienia z prawdziwym budowaniem traumy u dziecka. Jak odróżnić zwykłą niechęć do przedszkola od czegoś znacznie gorszego, po czym trzeba będzie zaprowadzać dziecko do psychoterapeuty dziecięcego? Oto historia Kamili, która wypisała synka z przedszkola po 2 tygodniach.
Reklama.
Otrzymaliśmy długi i bardzo emocjonalny list od naszej czytelniczki Kamili, która ma duży problem z synkiem. Jaś rozpoczął w tym roku przygodę z przedszkolem, ale chłopiec bardzo emocjonalnie reaguje na rozłąkę z mamą. Wszyscy dookoła mówią jej, że sama stworzyła problem, robiąc z dziecka maminsynka, ale Kamila uważa, że problem jest głębszy i dotyczy niedojrzałości jej dziecka do bycia przedszkolakiem.
Całe życie z mamą to stał się "maminsynkiem"
"Mój synek jest jedynakiem, którego moja mama i teściowa określają jako 'typowego jedynaka' – ma obecnie etap, że wszystko jest tylko jego, niczym się nie dzieli, nawet mamusią. Ale zaczynając od początku – gdy Jasiek się urodził, zostałam z nim w domu na urlopie macierzyńskim, a gdy ten się skończył, zdecydowaliśmy z mężem, że zostanę z synkiem jeszcze w domu.
Brałam dorywcze prace, bo nie byłam gotowa wrócić do pracy na stałe i zostawić go na całe dnie z nianią, babcią czy w żłobku. Gdy Jaś skończył 1,5 roku, udało mi się znaleźć staż, dzięki pomocy Urzędu Pracy – w sklepie odzieżowym na 2 dni w tygodniu i co drugą sobotę.
Dzięki temu trochę wspomogło nas to finansowo, bo życie we 3 z jednej pensji męża do najłatwiejszych nie należało"- opowiada o swoim życiu Kamila. Kobieta Była z synkiem w domu jeszcze po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, więc wszyscy dookoła wmawiali jej, że wychowa przez to maminsynka.
Lęk separacyjny u dwulatka?
W dalszej części listu Kamila przybliża, jak wyglądały jej rozstania z synkiem, gdy musiała udać się do pracy: "Dzięki takiej stałej, ale nie pełnoetatowej pracy, ja też odżyłam – nie byłam już tylko kurą domową, która pół dnia rozmawia tylko ze swoim ponadrocznym dzieckiem, wyszłam do ludzi, więc i moja głowa lepiej pracowała.
Jedyny problem polegał na tym, że Jasiek był tak ze mną zżyty, że przeżywał prawdziwy lęk separacyjny. Gdy tylko rozpoczęłam pracę, udało nam się tak ustalić grafiki, że w dni, gdy byłam w sklepie, zostawała z Jasiem moja mama i nie musiałam zatrudniać niani (na którą i tak nie było mnie stać) ani posyłać dziecka do żłobka.
Nie wiem, czy Jasiek odnalazł się w całkowicie obcym towarzystwie, bo nawet gdy zostawał w swoim własnym domu, z ukochaną babcią, awantura była jak stąd do Księżyca. Synek nie chciał mnie puścić, gdy szykowałam się do pracy, urządzał sceny z histerią i leżeniem na podłodze, gdy już musiałam wychodzić, a w końcu musiałam wyrywać się z jego objęć i opuszczać dom w towarzystwie spazmów i krzyków niespełna dwulatka.
Gdy miał już około dwóch lat, zaczął się przyzwyczajać do sytuacji, zdarzało mu się jeszcze popłakiwać, gdy musiałam go zostawić z babcią albo przytulać mnie i mówić, że nigdzie mnie nie puści, ale zawsze wiedział, że za te kilka godzin wrócę"- Kamila opisuje przywiązanie dziecka do mamy.
Nowa przygoda - przedszkole
"Gdy Jasiek skończył 3 lata i rozpoczął się nowy rok szkolny, synek poszedł do publicznego przedszkola, do którego udało mu się dostać. Ja dzięki temu mogłabym poszukać lepiej płatnej pracy na cały etat, moja mama już nie musiałabym nam pomagać w aż tak dużym stopniu (poświęcała swoje dni wolne na opiekę nad wnuczkiem kosztem własnego odpoczynku od pracy na pełen etat).
Trochę obawiałam się tego przedszkola w kontekście tego, jakim Jasiek jest maminsynkiem, który ma problem z tym, żeby zostać w domu nawet z własnym tatą" – nasza czytelniczka nie kryje tego, że w związku z rozpoczęciem przez synka przedszkola, miała spore obawy, jak on będzie się czuł w nowym miejscu.
Histeria w przedszkolu...
"I okazało się, że moje obawy naprawdę były niestety słuszne. Przed rozpoczęciem roku szkolnego adaptacja przedszkolna wyglądała tak, że dzieci przychodziły w wyznaczonych godzinach do swojej nowej sali, by poznać panią, obejrzeć zabawki. Gdy poszliśmy się zapoznać, Jasiek nawet w progu sali nie chciał puścić mojej ręki i nawet wołami nikt by go nie zmusił do samodzielnego wejścia do przedszkolnego pomieszczenia.
Panie zapewniały, że będziemy wspólnie pracować, by osiągnąć sukces, i choć pierwszych parę dni może być faktycznie kiepskich, dziecko się przyzwyczai, będzie zapewniane, że mama po niego wróci itp. No niestety na Jaśka to nie działało. Pierwsze 3 dni zostawał w sali, chociaż z histerycznym płaczem i często panie musiały go wręcz wyrywać z moich ramion.
Myśleliśmy, że to może problem leży w mojej relacji z nim, więc próbowaliśmy zaprowadzania go do przedszkola przez tatę czy babcię, ale swojemu tacie Jasiek ani razu nie dał się zaprowadzić, a babcia wyszła z nim ledwo za bramę, gdy synek z płaczem położył się na ziemi i nie dało się go nawet ruszyć.
Mam wrażenie, że scen, z jakimi mieliśmy do czynienia podczas tych 2 tygodni odprowadzania do przedszkola, nie zapewni nikomu nawet najbardziej krwawy film grozy" – opowiada Kamila, która już wiedziała, że przedszkole dla jej dziecka to nie będzie "bułka z masłem".
...moczenie w domu
Potem okazało się być tylko gorzej, synek naszej czytelniczki coraz gorzej reagował na każde wręcz wspomnienie o przedszkolu: "Każdy tłumaczył mi, że być może trzeba to przeczekać, że dziecko przyzwyczaja się dopiero po pełnym przechodzonym do przedszkola miesiącu, a każde chorowanie, brak obecności w przedszkolu wybija go z rytmu. Jasiek jednak w sali przedszkolnej do czasu odbierania go tuż po obiedzie stał i patrzył się w ścianę: nie ruszały go zabawki, próby włączenia do integracji z dziećmi czy choćby namowy by coś zjadł.
Sukcesem po kilku dniach było to, że nie płakał, ale na wszystkie pytania odpowiadał, że chce do mamy, że czeka na nią itp. Do tego zaczął histerycznie reagować na wszelkie zmiany, nawet jeśli po wyjściu na spacer poszliśmy do parku zamiast na plac zabaw i moczyć się w nocy i w dzień, jakby przestał panować z nerwów i stresu nad swoim ciałem.
To był sygnał, który dał mi do zrozumienia, że chyba jednak musimy odpuścić. Było mi go po prostu szkoda, nie umiałam tak zmuszać dziecka do stresu i nerwów i od dwóch dni Jasiek znowu siedzi w domu – ze mną lub babcią. Ja nie zmieniłam pracy i nadal chodzę 2 lub 3 dni w tygodniu do sklepu, a gdy mnie nie będzie, moja mama poświęci wnukowi czas. Uważam po prostu, że dobrze znam swoje dziecko i to mu nie minie, nie przyzwyczai się.
Chyba w przypadku Jaśka to po prostu za wcześnie na przedszkole. Być może jest maminsynkiem, którego ciężko oderwać od spódnicy, ale co ja na to poradzę, mam go zmusić na siłę, by potem na lata miał problemy psychiczne? Nie chcę go narażać na taką traumę. Teraz wypiszemy synka z przedszkola, spróbujemy znowu za rok. Mamy dużo czasu na rozmowy i przygotowanie, może Jasiek po prostu nie dojrzał jeszcze do bycia przedszkolakiem…"- kończy swój list Kamila, która nie ukrywa, że boi się zrobić psychiczną krzywdę dziecku.
Wrzaski i płacz - to już problem czy potrzebne jest przyzwyczajenie się?
Trauma, jaką może nieść ze sobą takie przymuszanie na siłę do przedszkola, może towarzyszyć dziecku latami. I to do tego stopnia, że w dorosłym życiu nadal będzie się odczuwało jej skutki, dlatego w takich sytuacjach ważne jest wyczucie czy pomoc osób trzecich, takich jak psycholog dziecięcy. Każda mama zna swoje dziecko najlepiej na świecie i wie, jakie reakcje są dla niego normalne, a które powinny już budzić niepokój.
Jeśli chodzi o negatywne reakcje towarzyszące dziecku, które rano oddajemy do przedszkola czy żłobka, to rodzice sami najlepiej będą wiedzieli, czy posyłanie dziecka do placówki było dobrym pomysłem. Takie efekty jak moczenie się czy nerwowość nawet w domu w towarzystwie bliskich wskazują na to, że być może dla dziecka to jednak za wcześnie na przygodę z przedszkolem, bo nie jest na to gotowy psychicznie i emocjonalnie.
A jak było w waszym przypadku? Czy po 2 tygodniach przedszkola czy żłobka u waszych dzieci było już łatwiej, gdy rano zostawiałyście je w placówce? Do kiedy trwały trudne poranki i kryzysy w waszym przypadku?