Często już w dzieciństwie mamy obraz wymarzonej rodziny. Małe dziewczynki fantazjują o mężu, dzieciach. Życie często wystawia te plany na próbę, jednak czasem udaje się odwzorować je w rzeczywistości. Kiedy byłam mała, bardzo chciałam mieć troje dzieci i tak też się stało, jednak moje dziecięce fantazje nie wzięły pod uwagę jednego z aspektów wielodzietności. Dzielenia czasu.
Narodziny pierwszego dziecka sprawiają, że maluch staje się centrum wszechświata młodych rodziców. Kiedy drzemie, staramy zachowywać się ciszej, żeby go nie zbudzić, kiedy jest aktywny, już od pierwszych chwil czytamy mu książeczki, pokazujemy otaczający go świat, zabawiamy, spędzamy maksimum czasu i tyle też uwagi mu poświęcamy.
Pierwsze dziecko dostaje to, czego nigdy nie będzie miało jego rodzeństwo, posiadanie rodziców na wyłączność, bycie jedynakiem, choć przez pierwszy rok, czasem dłużej. Pamiętam dzień, kiedy jechałam do szpitala, żeby urodzić drugie dziecko. Wieczorem, kiedy Pierworodny już spał, poszłam go przytulić. Spakowana torba stała w przedpokoju, a pod blokiem czekała taksówka.
Popatrzyłam na jego małe trzyletnie dłonie, przy których jeszcze godzinę wcześniej obcinałam paznokcie, na jego maleńkie uszka i słodką buzię, pogrążoną w spokojnym śnie i wtedy naszła mnie myśl, że już nigdy nie będziemy tylko we dwoje. Ale ta myśl nie budziła mojego niepokoju.
Dwoje maluchów
Pierworodny został starszym bratem dokładnie dwa tygodnie po trzecich urodzinach. Kiedy mąż wrócił do pracy po urlopie, a ja zostałam sama z dwójką maluchów w domu, musieliśmy wdrożyć w życie plan, który wcześniej rozpisaliśmy. Karmienie, drzemki, gotowanie, sprzątanie, spacery... Każdą z tych czynności miałam wpisaną do kalendarza, tak, jakby były ważnymi spotkaniami w pracy.
Taki ze mnie typ, lubię wszystko zaplanować, szybko zauważyłam, które drzemki Młodszego są najdłuższe, wtedy spędzałam czas wyłącznie ze starszym, kiedy niemowlak był najbardziej aktywny, Pierworodny miał ciche przyzwolenie na zabawy, które generowały straszny bałagan, ale zajmowały go na dłuższą chwilę.
Książeczki czytaliśmy razem, czasem z niemowlęciem przy piersi. Pierwsze miesiące nie były najłatwiejsze, ale nie wspominam ich jako traumatyczne, nie byłam przemęczona, w domu nie było może, jak na Pintereście, bo porządek zostawał na wolne chwile, których nie było zbyt wiele, ale daliśmy radę.
Po roku podwójnego macierzyństwa posłaliśmy Pierworodnego do przedszkola, tych kilka godzin byłam tylko dla mojego roczniaka, to było dobre rozwiązanie, bo w tym czasie widać było, że zainteresowania chłopców się różnią. Kilka godzin skupienia na maluchu, a po powrocie starszego fajny czas we troje.
Historia Kelsey
Na jednym z anglojęzycznych portali przeczytałam niedawno historię Kelsey, która napisała list do swojego czteromiesięcznego dziecka. Kobieta przeprasza w nim malucha, że nie poświęca mu pełni uwagi, bo w czasie, kiedy on leży na macie edukacyjnej, ona musi zajmować się jego starszą siostrą.
W każdym słowie kobiety czuć wyraźny żal, że nie może spędzać każdej chwili przy niemowlęciu, bo musi czytać książeczkę córce, albo podać jej posiłek. "Chciałabym usiąść i patrzeć na ciebie, zapamiętać każdy twój uśmiech i chichot. Chcę leniwych dni z tobą w łóżku, takich, jak te, które kiedyś spędzałam z twoją siostrą" - pisze autorka listu.
I choć porusza mnie jej ból, choć wiem, że w życiu każdej mamy są takie chwile, to nie do końca jestem w stanie zaakceptować żal, który z listu płynie. Decydując się na drugie i kolejne dziecko, trzeba sobie uświadomić, że każdy nowy członek rodziny zmienia rzeczywistość. Oczywiście, że nie możemy sobie pozwolić na zajęcie się non stop młodszym dzieckiem, ale czy to wina tego starszego? Czy tu w ogóle można szukać winnych?
Pamiętam, jak moja przyjaciółka zaszła w drugą ciążę, zadzwoniła do mnie z płaczem, bała się, że nie będzie w stanie pokochać młodszego dziecka równie mocno, jak kochała syna. Pytała, jak wyglądają moje uczucia do synów. Wtedy pierwszy raz zaczęłam to analizować. Ale nie byłam w stanie powiedzieć, że któregoś kocham mocniej, albo poświęcam mu wyraźnie więcej czasu.
Rytm naszego życia szybko wskoczył na nowe tory i nie pamiętałam nawet, jak wyglądało moje życie z jednym dzieckiem. Każdy z nich otrzymywał maksimum troski, uwagi i miłości, jaką miałam do zaoferowania. Często zdarzało się, że mąż, wracając z drugiej zmiany, zastawał nas we troje śpiących razem, zwykle obłożonych książkami dla dzieci, grzechotkami i całą resztą niezbędnych rzeczy.
"Tak bardzo chcę zwolnić, zaśpiewać dla ciebie, zatańczyć z tobą w kuchni, rozmawiać z tobą w czasie gotowania. Ale jestem tak bardzo rozproszona. Taka wyczerpana" - pisze Kelsey i dodaje, że czuje, że zawodzi, jak matka. Przeprasza swoje dziecko.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby przeprosić, któreś z dzieci za to, że jestem najlepszą matką, jaką umiem być. Motałam młodszego w chustę, gotowałam i śpiewałam, tańczyłam z dwójką na raz i słuchałam ich radosnego śmiechu. Tak bardzo uwierzyliśmy w naszą super moc organizacji rodzinnego życia, że zdecydowaliśmy się na trzecie dziecko.
Oczywiście, że musimy się starać, planować, żeby każdemu z nich poświęcić indywidualny czas, ale dalej uważam, że udaje nam się nie pomijać nikogo. Łapiemy maleńkie momenty. Jedziemy na zakupy tylko z jednym dzieckiem, podczas gdy dwójka zostaje pod opieką drugiego rodzica, zawożąc jedno dziecko na zajęcia, zabieramy inne na spacer, nim wszyscy zjawią się w domu.
Wieczorem siadamy do wspólnej lektury, którą dzieci wybierają na przemian. Staramy się, a oni wiedzą, że zawsze mogą liczyć na wsparcie i nie, nie czuję, żebyśmy coś zaniedbywali.
Nie rób sobie krzywdy
Poczucie winy czasem towarzyszy każdemu, zawsze coś można robić lepiej, szybciej, ale nakręcanie tej spirali, poprzez czynienie sobie wyrzutów nie przyniesie dobrego skutku. Masz prawo do smutku, do zmęczenia, jednak takich mam, jak Kelsey jest wiele. Szukanie winy w sobie, to droga donikąd, zdecydowanie rozsądniej jest ustalić priorytety, przyjrzeć się planowi dnia i zmodyfikować go.
To, że dziecko nie ma całą dobę stu procent uwagi rodziców, nie świadczy o tym, że jest odsunięte, czy mniej kochane. Pozostawienie go na kilka chwil przy samodzielnej zabawie uczy samodzielności i skupienia na czynności. Pomaga w nauczeniu malucha, że być kochanym, nie znaczy być pępkiem świata.
Pamiętając o sobie, bo przemęczenie często podsuwa nam czarne myśli. Swoimi obawami warto podzielić się z partnerem, przyjaciółką, mamą. Często ludzie z naszego otoczenia nie wiedzą, co czujemy, a ich pomoc czy nawet ciepłe zapewnienie, że świetnie sobie radzisz, potrafią czynić cuda.