Na zdjęciu są główni bohaterowie filmu. Gośka (Agata Turkot) i Grzesiek (Tomasz Schuchardt)
Historia opowiedziana w "Dom dobry" zaczyna się pozornie niewinnie. Gośka (Agata Turkot) poznaje w internecie Grześka (Tomasz Schuchardt). Między dwojgiem młodych ludzi rodzi się uczucie, które szybko przeradza się w związek. materiały prasowe

Film "Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego budzi ogromne emocje. Dla jednych to ważny i potrzebny obraz o przemocy, dla innych doświadczenie tak silne, że może pozostawić ślad na długo. Psychologowie ostrzegają: to nie jest kino dla nastolatków, a wspólne wyjścia szkolne na ten film mogą więcej zaszkodzić, niż pomóc.

REKLAMA

"Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego to film bardzo mocny, bezkompromisowy. Reżyser raczej nie dba w nim o komfort widza – sceny są drastyczne, wyraziste i epatujące przemocą.

Już sama opinia aktora Tomasza Schuchardta, odtwórcy głównej roli Grześka, wiele mówi o tej produkcji: "To najgorsza jednostka, jaką przyszło mi zagrać. I najbardziej ode mnie oddalona. Totalny przemocowiec, który zieje nienawiścią, a ta nienawiść jest jakby genetyczna. Tej postaci nie da się obronić w żaden sposób” – powiedział aktor w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.

Seansom dla klas mówimy "nie"

Popularność filmu, a może i inne czynniki, wpłynęły na to, że szkoły zaczęły umawiać wycieczki na seans z nastoletnią młodzieżą. Środowisko psychologów jednak wyraźnie się temu sprzeciwia.

Na profilu terapeutki rodziców Katarzyny Kubiczek @katarzyna_kubiczek pojawił się post, w którym ekspertka wyraźnie sprzeciwia się organizowaniu tego typu wyjść.

"Chciałabym publicznie poruszyć temat zabierania młodzieży na ten film w ramach szkolnych wyjść" – zaczyna swój wpis ekspertka.

"Wiem, że w niektórych szkołach takie wyjścia zostały już zaplanowane i uważam to za bardzo zły pomysł. Ten film – jakkolwiek ważny, poruszający i bez wątpienia potrzebny – niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Nastolatek, który ogląda go w towarzystwie całej klasy, nie ma przestrzeni, by przetworzyć to, co w nim poruszy. To moment życia, w którym młody człowiek poświęca ogromną ilość energii na to, by się nie odsłonić. Nie może się rozpłakać. Nie może wyjść, bo wstyd, bo presja grupy, bo trzeba 'trzymać się w ryzach'" – wyjaśnia dalej.

Post Katarzyny Kubiczek spotkał się z bardzo dużym odzewem – szczególnie w środowisku psychologów i psychoterapeutów. Jednak nie wszyscy – w tym rodzice nastoletnich dzieci – się z tym zgadzają.

Jeden z komentarzy pod postem brzmi: "Ja uważam, że ten film powinny obejrzeć też młode osoby, a nie tylko dorośli, bo tłumaczy wiele zachowań, otwiera oczy na problemy, które mają miejsce wokół nas w codziennym życiu. Nikt nie pyta o wiek, gdy w mieszkaniu obok dzieje się coś złego. Dobrze jest też wiedzieć, na jakie sygnały zwracać uwagę, gdy samemu wchodzi się w świat randkowania.”

Użytkowniczka o nicku @pani_kier z kolei pisze: "Hm. A może warto, żeby ludzie wkraczający w dorosłość zobaczyli ten film? Mało razy zdarza się, że nastolatkowie stosują przemoc wobec swoich sympatii? Dlaczego na to nikt nie spojrzy? Przecież przemoc nie dotyczy wyłącznie studentów ani statecznych 30-letnich ludzi... Nie mówię o tym, żeby dzieciom w podstawówce to pokazywać."

Dlaczego ten film nie jest "przygotowaniem do dorosłości"?

Ekspertka uważa jednak, że oglądanie tego typu obrazów bez odpowiedniego wsparcia może wywołać ogromne zmiany. "Emocje, które się pojawiają, zostają odcięte i rozszczepione. Nie mogą zostać wyrażone, więc są tłumione – co dla układu nerwowego oznacza sygnał zagrożenia, a nie bezpieczeństwa" – wyjaśnia Kubiczek.

Opinię ekspertki zdają się potwierdzać niektóre wypowiedzi pod postem:

"W liceum zabrano nas na 'Wołyń' Smarzowskiego. Brutalne i niezwykle drastyczne sceny pamiętam do dzisiaj. Przyjaciółka musiała przy wszystkich wyjść z kina, bo nie dała rady. Po filmie – nie pamiętam, żeby jakkolwiek zadbano o nasze samopoczucie. Ja wiem, że człowiek w liceum zasadniczo wchodzi w dorosłość, kończy 18 lat. Ale to, że poszliśmy wtedy klasowo na ten film, uważam teraz za skrajnie złą decyzję." – pisze użytkowniczka @chronza.

Silne emocje jako punkt wyjścia do rozmów

Młodych ludzi ciężko jest w dzisiejszych czasach czymkolwiek zaskoczyć. Nie trafiają do nich rozmowy, pogadanki – bardziej coś, co potrafi ich poruszyć, wstrząsnąć. Jednak, jak uważa autorka posta, te emocje trzeba omówić, przepracować. Zwykła "pogadanka" (nawet ta najbardziej profesjonalna) nie jest w stanie zdjąć z dorastających dzieci ciężaru, jaki ten film pozostawia. A to dlatego, że – tak jak film – odbywa się w tym samym środowisku: klasa, rówieśnicy, przed którymi trzeba "zachować twarz". Mechanizm tłumienia nadal się uruchamia, a emocje, związane z tym, co film w nich poruszył, zamiast być przeżyte, są chowane i "zatrzymywane".

Świat bez przemocy to mniej godzin spędzonych na psychoterapii

Katarzyna Kubiczek wyjaśnia, że chronienie dzieci przed obrazami przemocy ma sens. "Nie bez powodu tak mocno staramy się tworzyć dzieciom świat wolny od przemocy. Wiemy przecież, ile godzin terapii potrzeba, by uwolnić z ciała emocje, które z różnych powodów zostały zablokowane. Wiemy też, jak ważne jest wsparcie psychologiczne, gdy dziecko doświadcza silnych przeżyć" – wyjaśnia ekspertka.

O tym, jak słowa terapeutki są ważne, świadczy liczba ponownych udostępnień jej wpisu, zaangażowanie innych specjalistów i osób pracujących z dziećmi. Zapytałam także psycholożkę Karolinę Martin o komentarz w tej sprawie.

To bez wątpienia ważne, poruszające dzieło, jednak nie jest to film, który powinien być prezentowany młodzieży w ramach szkolnej wycieczki. Nastolatkowie często idą do kina po prostu "z klasą" i jest to dla nich wydarzenie towarzyskie, okazja do oderwania się od codzienności, wspólnego śmiechu czy popcornu. Gdy zamiast tego dostają film pełen bólu, winy i przemocy, ich układ nerwowy doświadcza silnego napięcia, z którym nie mają gdzie pójść. W grupie nie pokażą, że są poruszeni, bo przecież nie pozwolą sobie na łzy, bo "głupio", bo "co inni pomyślą". Dlatego często po seansie żartują, udają, śmieją się lub zgrywają obojętnych, bo to forma obrony, a nie braku empatii. W rzeczywistości emocje zostają w ciele, niewypowiedziane i nieprzetworzone. Mimo olbrzymiej wartości artystycznej i społecznej film niesie ze sobą bardzo silny, trudny emocjonalnie przekaz, który wymaga bezpiecznej przestrzeni do przeżycia i rozmowy.

Karolina Martin

psycholożka i mama 5 dzieci

Karolina Martin podkreśla, że nie chodzi o to, by chronić młodzież przed trudnymi emocjami. Wręcz przeciwnie – powinniśmy pomagać im je rozpoznawać, nazywać i oswajać. Ale to wymaga odpowiedniego kontekstu – bezpiecznego miejsca, relacji, możliwości rozmowy. Tego na pewno nie zapewni wspólne wyjście z klasą do kina.

Nie edukacja, a trauma

"Nie znajduję żadnego racjonalnego uzasadnienia dla decyzji, by w ramach szkoły zabierać młodzież na film o tak drastycznej przemocy. To nie edukacja. To może być – niestety – traumatyzujące doświadczenie" – podsumowuje swój post ekspertka.

I na koniec jeszcze komentarz, który bardzo poruszył mnie w tej dyskusji. Mimo że otwiera pole do całkiem nowej rozmowy, nie można przejść obok niego obojętnie:

"Byłam na filmie. Dwie osoby wyszły z sali. Nie wytrzymały. Kobieta obok na krzyki z awantury zatykała uszy. Myślę, że wiele osób z młodego pokolenia ogląda podobne sceny w domach…"