Wielkie odmrażanie trwa. Jak się okazuje, dotyczy ono nie tylko gospodarki, ale również... naszych głów. Wielu z nas z ulgą i radością przyjęło nakaz pozostania w domach, pracy zdalnej i rezygnowania z aktywności na zewnątrz. Teraz gdy powoli wracamy do normalności, czujemy lęk i niechęć. Dlaczego nie tęsknimy za wolnością? Zapytałam psycholożkę Katarzynę Kucewicz.
Odmrażamy się po przymusowej izolacji, a wielu z nas myśli: "ale ja nie chcę".
Wiele osób uświadomiło sobie, że to, co robiło do tej pory, w dużej mierze było zbędne, a prawdziwy dobrostan psychiczny można osiągnąć w prostych czynnościach.
Nasz współczesny, maniakalny świat oparty jest na założeniach, że aby mieć dobre życie trzeba ciągle doświadczać, próbować, eksplorować, wchodzić w interakcje. Jednak część z nas to introwertycy, którzy wcale nie mają ochoty w każdy weekend wychodzić z domu, bywać na imprezach, w kinach, teatrach i na siłowniach. Mimo to robią to, by nie odstawać od reszty.
Społeczeństwo wytwarza presję, że siedzenie w domu to powód do wstydu. Bycie aktywnym jest na topie. Pandemia koronawirusa zwolniła nas z tej presji i stąd poczucie ulgi u wielu osób, które z tym społecznym naciskiem sobie nie radziły.
Czy tylko introwertycy zareagowali ulgą?
Nie tylko. Jest wiele osób wysokowrażliwych, które pracując na pełnych obrotach, czuli przytłoczenie nadmiarem bodźców. Hałas w openspace'ach, zakupy w tłumie ludzi, media...
To wszystko to nasza codzienność, w której po prostu musimy funkcjonować, a nie wszyscy się do tego nadajemy. Część osób potrzebuje więcej ciszy, przestrzeni, mniej rozpraszania. Takie osoby doświadczały izolacji jako okazji do tego, by pracować w swoim rytmie.
Lockdown spowodował przymusową zmianę stylu życia na mniej przebodźcowany, spokojniejszy, stabilniejszy. To przyniosło ulgę.
Elementem tej presji, o której pani mówi, zdaje się też presja posiadania pasji. Najlepiej jakiejś wyjątkowej i fotogenicznej. Ktoś, kto żyje "zwyczajnie", dla relaksu czyta książki, ogląda filmy albo lubi upiec ciasto, nie ma pasji. To nudny człowiek.
Owszem, sporty, podróże, udział w warsztatach, wszystko, co wygląda dobrze na Instagramie, jest teraz bardzo w cenie. Presja pasji jest źródłem kompleksów i obniżonej samooceny. Wiele osób czuje, że nie ma się czym pochwalić, patrząc na to, czym chwalą się inni. Potrzeba robienia czegoś extra jest bardzo duża w naszej kulturze.
Dlatego, jeśli nasze pasje są mało ekstremalne, czujemy lęk, że będziemy odstawać. Pragniemy być tak samo ciekawi, jak ludzie, których obserwujemy w mediach. Nie wszyscy, ale osoby, które notorycznie porównują się do innych, mają w tej materii problemy.
Kiedy ogłoszono lockdown, razem z nim wybuchła epidemia wyzwań w mediach społecznościowych. Rodzice rzucili się na hiper kreatywne zabawy z dziećmi, inni wzięli się za pieczenie pięknych ciasteczek, spektakularne porządki w domu, nadrabianie projektów, na które wcześniej nie mieli czasu... Tak jakby bez czegoś "wow" nie można było się obejść. Jakby powrót do korzeni, do bycia w domu, w spokoju był nie do przyjęcia.
Tak, ten trend to zdecydowanie dowód na to, że w dzisiejszych czasach potrzebujemy jakiejś wartości dodanej, żeby nasze życie miało sens i koloryt. Zniknęła presja posiadania pasji i aktywności na zewnątrz, więc potrzebowaliśmy stworzyć sobie presję "lepszego siedzenia w domu", niż takie zwykłe ot "siedzenie".
Jednak proszę zauważyć, jak szybko ten trend się wyczerpał. Wielu z nas naprawdę odkryło, że życie po swojemu jest wystarczające i może być super. Ja zawsze namawiam do autentyczności, do tego, żeby przede wszystkim pozostawać wiernym swoim aktualnym potrzebom, je realizować, a nie gonić w piętkę za marzeniami innych ludzi.
To wszystko brzmi tak, jakby przymusowy lockdown miał same pozytywne skutki. Jednak wydaje mi się, że tak nie jest. Że ta niechęć do odmrożenia to czasem też lęk i niepokojący objaw.
Oczywiście, jest druga strona medalu. Stan chowania się do skorupy, traktowania domu, jak jaskini, można porównać do stanu naszego umysłu, gdy jesteśmy chorzy i chcemy się schować pod kołdrą. Badania pokazują, że chodzenie całe dnie w pidżamie sprawia, że czujemy się chorzy, tutaj tak samo. Ten lockdown'owy dres mógł nas osłabić i pozamykać.
Kiedy byłam po porodzie, położna powiedziała mi po kilku godzinach, żebym wyszła z łóżka, żebym się nie bała. Że to bardzo ważne, bo łóżko "wciąga w chorobę".
Tak, to dobry przykład. Pewnie bała się pani reakcji swojego organizmu, więc wolała pani nie próbować. W przypadku wyjścia z domowej izolacji może być podobnie. Są osoby, które na myśl o wyjściu z domu, powrotu do restauracji, do biura, do spotkań z ludźmi czują niechęć, ale jednocześnie spokój. To właśnie te osoby, które odczuły ulgę, bo są introwertyczne i podczas pandemii odkryły nową jakość życia.
Natomiast jeśli ktoś czuje niechęć, ale jednocześnie się niepokoi, wpada w różne przykre stany emocjonalne, np. wpada w panikę, płaczliwość, negatywne myśli, nie potrafi zorganizować wyjścia z domu, to może świadczyć o tym, że to "zasiedzenie" poszło trochę za daleko.
Zdrowe podejście do życia zawsze opiera się na równowadze, na harmonii. Człowiek potrzebuje do życia kontaktu z drugim człowiekiem, spojrzenia, głosu, dotyku, rozmowy. Jeśli teraz, w dobie odmrażania, chcemy za wszelką cenę uniknąć powrotu do normalności, to znaczy, że musimy się bardziej o siebie zatroszczyć, bo może się zbytnio pozamykaliśmy i przerasta nas przytłoczenie.
Skąd może się brać taka usilna potrzeba pozostania w domu, potrzeba "zamrożenia" świata na zawsze?
Koronawirus nas bardzo zestresował. To może być efekt nieporadzenia sobie z tym stresem. Lęk przed wyjściem z domu należy przede wszystkim odróżnić od lęku przed chorobą. Jeśli odmrażanie nas przerasta, koniecznie zadajmy sobie pytanie: czego tak bardzo się boję?
W tej odpowiedzi jest klucz. Jeśli boimy się wirusa, są sposoby, które mogą nas przed nim chronić. Maseczki, dystans społeczny, rękawiczki, higiena. Jeśli nasz lęk to lęk przed chorobą, racjonalne myślenie i wdrożenie procedur profilaktycznych, powinno nas uspokoić.
Jeśli chodzi o coś więcej, też warto byłoby odkryć, co nas tak hamuje. Może się czegoś wstydzimy w sobie, może nagle zdaliśmy sobie sprawę, że środowisko, w jakim żyjemy, nam nie odpowiada? Kiedy zadaję te pytania swoim klientom w terapii, to prowadzą nas one do podjęcia drobnych kroków potrzebnych do zmiany.
A czy to nie jest przypadkiem trochę tak, że lockdown był przyzwoleniem na lenistwo? I wielu osobom jest po prostu wygodnie z nicnierobieniem?
Leniwy to określenie pejoratywne. Bliższe jest mi myślenie, że ludzie nie tyle są leniwi, a raczej jeszcze nie odkryli przyczyn swojej niechęci do robienia konkretnych rzeczy.
Co by pani radziła osobom, które czują wielki niepokój i niechęć do odmrażania swojego życia? Jak "odmrozić psychikę"?
Przede wszystkim polecam zadać sobie pytanie: co najbardziej by mi pomogło? Co sprawiłoby, że poczuję komfort? Warto rozplanować swój powrót do normalności i "odmrażać" swoje życie stopniowo, nieśpiesznie.
Być może nie wszystkie odkryte przez nas potrzeby będziemy mogli sobie zapewnić, bo np. odkryliśmy, że lepiej pracuje nam się z domu, a nasz szef nie wyrazi na to zgody. Jednak z pewnością da się zrobić coś, co sprawi, że ponowna praca z biura będzie łatwiejsza do zniesienia, może wystarczy jakieś drobne przearanżowanie?
Polecam nie ulegać tej pierwszej fali emocji, nie zatrzymywać się na samym niepokoju i niechęci do odmrożenia. Polecam przyjrzeć się sobie, sprawdzić, co pod tym lękiem tak naprawdę się czai. To jest uniwersalna rada, nie tylko na czasy zagrożenia wirusem.