W przeciwieństwie do pozostałych zmysłów do późnego wieku nie traci na swojej sile. Pomaga w zachowaniu umysłowego zdrowia, mimo to mało go cenimy, a związek dotyku z poczuciem szczęścia spychamy na dalszy plan. "Dotykanie się" jest seksualne, wrzucone w łóżkową ramę. Jednak teraz dotyk ma swoje pięć minut. Zakazany, ograniczony, powodujący niepewność, a nawet strach. Artyści i twórcy już zastanawiają się jak bardzo w rozumieniu kulturowo-społecznym coś tak naturalnego, jak dotknięcie innego ciała, zmieni swój kontekst. To będzie znak. Znak innych czasów.
Brak dotyku dawniej uważano za problem starszych ludzi. Dziś (mam na myśli jeszcze czas przed epidemią) odnosi się to do wszystkich pokoleń i warstw społecznych. Eksperci alarmowali o tym od lat, jednak opinia publiczna niechętnie przyjmowała ów ostrzeżenia, woląc nadal dopasowywać się do znanych norm. Bo normą jest oczywiście, że raczej nie przytulamy się z obcymi, istnieją niepisane zasady, jak zachowywać się w stosunku do pracownika, pracodawcy, nowego kolegi, osoby w barze.
Zasady te zaostrzyły się, co naturalne, za sprawą koronawirusa. Obecnie nie podajemy sobie dłoni, trzymamy się od innych w "bezpiecznej" odległości. W przeciwnym razie moglibyśmy się zakazić. Lub zakazić kogoś.
A wnioski są jasne – dotyk ma ogromny wpływ na nasze relacje. WSZYSTKIE. Nie tylko te o zabarwieniu romantyczno-erotycznym. Nawet "niewinne" muśnięcie ramienia osoby, którą chcemy do czegoś przekonać, zwiększa nasze szanse na powodzenie. Możemy zatem tylko domyślać się i gdybać, jakie skutki (głównie społeczne) będzie miała izolacja.
Sama w domu. Dzień 45
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie pojawiające się coraz częściej przepełnione troską pytania przyjaciół. Jak się czujesz? Jak dajesz radę? Co robisz SAMA? Słowo klucz: sama. Po ogłoszeniu pierwszych, a potem kolejnych i kolejnych zaleceń w związku z epidemią uwaga większości, co mnie absolutnie nie dziwi, skupiła się na rodzicach, osobach starszych czy chorych.
Nie ma oczywiście sensu dyskutować o tym, czy i w ogóle, ktoś ma gorzej. Właściwie każdy ma w jakimś stopniu przechlapane. Jednych obciążają kłótnie z rodzicami, głowy innych zajęte są opieką nad dzieckiem i edukacją online, kolejni zastanawiają się, czy ich związek przetrwa lub stracili pracę i nie wiedzą, co dalej. Izolacja całkowita jest jednak równie ciekawym zjawiskiem.
Bo oto od ponad miesiąca siedzę w domu z osobą, która w jednakowym stopniu mnie wkurza, co bawi. Kopalnia wniosków i refleksji!
Droga do szaleństwa
Regularnie trafiam na "samotnicze" wątki na fejsbukowych grupach. Każdy przeżywa to po swojemu – niektórzy się cieszą, że mają czas dla siebie, "nadrabiają" filmy i książki, inni natomiast nie potrafią się na niczym skupić, czują niepokój, trudno im zrobić cokolwiek, gdy gnębi ich samotność i poczucie pustki.
Nie bez znaczenia jest osobowość. Ja zaliczam się do ekstremalnie towarzyskich osób. Oczywiście zawsze doceniałam, że mieszkam sama i mam przestrzeń, by się zregenerować, gdy jestem przebodźcowana. Ale nagle moja przestrzeń stała się miejscem pracy, odpoczynku, aktywności. Kuchnią, sypialnią, biurem i salonem w jednym, bo tak, mieszkam w "otwartej" kawalerce. I kolejny aspekt – przymus siedzenia.
Po pierwszej radości, że odpocznę, po pierwszych jakże przepełnionych żarcikami spotkankach online, po wszystkich pierwszych winkach przez kamerkę, emocje, jak to mają w zwyczaju, opadły. Bo ile można patrzeć na ludzi, ale ich nie czuć?
Ojej, nie przesadzaj
W dyskusjach na ten temat często pojawia się mocny osąd. Kilka razy już przeczytałam, że jak ktoś nie potrafi "być sam ze sobą", marudzi i narzeka bez sensu lub martwi się o swój związek, bo "trzeba cały czas siedzieć razem", to ma problem i jest "dziwny". Ja umiem być sama ze sobą, ale zwyczajnie jestem już zmęczona swoim towarzystwem. Brakuje mi innych. Znajomych i nieznajomych.
Oczywiście doceniam, że wiele z moich znajomości kwitnie, niektóre się odnowiły, pojawiły się również nowe. Ale niestety – prawda jest taka, że nic nie zastąpi poczucia, że ktoś jest obok. Fizycznie. Wiecie, chodzi o dotyk. Dotyk to życie.
– Skóra jest ściśle powiązana z mózgiem, który stale przyjmuje i przerabia bodźce z otaczającego nas świata. Mózg zbyt słabo "karmiony" dobroczynnymi bodźcami, choćby łagodnym dotykiem, generuje zaburzenia. Niewątpliwie wskutek niechcianej samotności i związanego z nią braku dotyku cierpi psychika. Ale nie tylko ona; kiedy człowiek przez dłuższy czas żyje w społecznej izolacji i czuje się samotny, cierpienie ogarnia również ciało – pisze Cem Ekmekcioglu w książce "Dotknij mnie. Dlaczego dotyk jest dla nas tak ważny".
Czyli ciało niedotykane, to ciało zestresowane, o podwyższonym ciśnieniu krwi, a także... z osłabionym systemem immunologicznym, podatne na zaburzenia i choroby (również depresję!). To ciało bolące, męczące, smutne i tęskniące. Nie tyle nawet za seksem czy orgazmem (dziękuję wszystkim, którzy polecają mi masturbację, ale wiem, co to i nie o to chodzi). Chodzi o niekontekstowo miły dotyk. Przytulenie, pogłaskanie. Czucie skóry innej osoby.
Najbardziej wytwarzaniu serotoniny sprzyja dotyk powolny (od 3 do 5 centymetrów na sekundę) i delikatny, który mówi naszemu organizmowi, że może się już rozluźnić. Policzono, że aby zachować zdrowie, potrzebujemy minimum 8 razy dziennie poczuć dotyk.
Głód dotyku już wcześniej był nazywany chorobą XXI wieku. Podobnie jak osamotnienie i samotność. Możemy się jednak domyślać, że teraz szczególnie te tematy zaczną wracać. Nie dziś, nie jutro, ale za kilka miesięcy, wraz z wszystkimi innymi skutkami epidemii. Więc jeżeli macie możliwość, dotykajcie się. I siebie – może chociaż w jakimś stopniu wynagrodzicie sobie ten jakże trudny dla ciał i umysłów czas.