Wychowanie do życia w rodzinie - stara, niezmieniona forma.
Wychowanie do życia w rodzinie - stara, niezmieniona forma. luckybusiness / 123RF
REKLAMA
WDŻ już od IV klasy, tylko co to zmienia?
Wychowanie do życia w rodzinie już od IV klasy – o czym będzie mowa? Wszystko zależy od nauczyciela. Podstawa programowa jest już znana, teraz przyjdzie czas na interpretację, w zależności od światopoglądu nauczyciela.
Z WDŻ jest jak z religią. Wiele tak naprawdę zależy od tego, kto będzie uczyć dzieci, czy jest to osoba wychodząca poza ramy, czy też wyznająca zasadę – nie mówimy o sprawach wstydliwych, a seks dla nastolatków powinien być surowo zakazany. Tylko że jest to podejście, które nijak ma się do obecnego zapotrzebowania wśród młodych osób. Według statystyk co dziesiąty 15-latek rozpoczął już współżycie i to dla nich powinno się prowadzić takie zajęcia. Zamiast poszukiwania odpowiedzi u dr Google, czy na forach dla młodzieży, mogliby uzyskać rzetelne odpowiedzi u pedagoga, który nie wstydziłby się odpowiedzieć nawet na te najbardziej wstydliwe pytania dręczące młode osoby.
Nastolatkowie na zajęciach z WDŻ nie odnajdą odpowiedzi na pytania odnośnie antykoncepcji, transpłciowości, homoseksualizmu, masturbacji, bo to tematy zakazane i w podstawie programowej traktowane po macoszemu. Dla młodej dziewczyny wchodzącej w dorosły świat temat wyboru właściwej antykoncepcji jest ogromnie ważny. Doniesienia o tym, że 14, 15-latki stają się matkami są wstrząsające, bo trzeba sobie postawić pytanie – kto zawinił, że młoda kobieta w dzisiejszych czasach nie ma podstawowej wiedzy na temat zabezpieczania się? Jakie negatywne skutki może nieść dla chłopca teza, że za masturbację czeka go ogień piekielny? Katecheta prowadzący WDŻ nie ma innego wyjścia, nauczanie w wierze katolickiej zgodnie z wszelkimi przykazaniami związuje mu ręce, by rozmawiać z nastolatkami o zaspokajaniu cielesnym. Dla młodego człowieka dorastanie w przekonaniu, że żyje w grzechu, za który będzie musiał odpokutować, jest dużym obciążeniem.
Dlaczego nie psycholog lub seksuolog?
Gdyby zajęcia z wychowania do życia w rodzinie prowadził seksuolog albo psycholog, takie zajęcia mogłyby być bardzo interesujące. Byłaby szansa, że taka profesjonalna osoba nie będzie sugerować się własnymi poglądami, tylko uszanuje inność dzieci, to, że wychowywane są w różnych rodzinach, często niepełnych, albo jednopłciowych i niekoniecznie wierzą w Boga. Takie dzieci nie czułyby się wyrzucone poza nawias i nie byłyby szykanowane.
List od czytelniczki, Monika, mama 14-latka

Nie chcę wypisywać dziecka z zajęć z wychowania do życia w rodzinie, ale nie zgadzam się na to, że na tematy tak ważne, jak seks, antykoncepcja, związki czy zaspokajanie popędu, rozmawiała z nim katechetka. Za przeproszeniem, co ona może wiedzieć o tych sprawach? Przecież jej wiara związuje jej ręce, dzieciom nic nie wolno, a problem ciąż u 14-latek najlepiej zamieść pod dywan. Czy w 2017 r. nadal ma panować zasada – jak się nie będzie o tym mówić, to dzieci nie będą uprawiać seksu?

Chciałabym, by mój syn odkrywał wiedzę na ten temat wśród rówieśników, by pewne tematy przestały być tabu i nie były wstydliwie obśmiewane przez młodzież. Zajęcia z WDŻ powinien prowadzić wykwalifikowany pedagog, najlepiej psycholog, który ma doświadczenie w pracy z dziećmi i dla którego nie będzie problemem wymówić na głos słów takich jak: penis, wagina, prezerwatywa, czy śluz. Marzenie większości rodziców.

Dziś wystarczy jednak wpisać w internecie hasło "WDŻ - opinie" i pojawia się cała masa komentarzy niezadowolonych, a nawet zbulwersowanych ludzi tym, czego dzieci uczą się na takich zajęciach.
Komentarze z internetu

Nie będzie mowy o prezerwatywach, to nie USA.

Zapytajcie się czasami uczniów co sądzą o WDŻ. Od podstawówki do liceum przedmiot ten jest uznawany za niepotrzebny zapychacz, w sumie lekceważony nie tylko przez uczniów, ale też i nauczycieli. Nie ma specjalistów od tego przedmiotu, zazwyczaj są to nauczycielki biologii, wf, polskiego, psycholodzy, a nawet katechetki (tak zdarzyło mi się to. Te zajęcia nie wnoszą NIC do naszego planu zajęć i poziomu wiedzy.

Niedawno rozmawiałam z katechetką, która naucza tego przedmiotu i pochwaliła mi się tym, jakie koncepcje wykłada na nim dzieciom, np. cytuję: mówię im, ile warte są te prezerwatywy ( i nie chodzi o ich cenę), a szczególnie ciekawe poglądy miała na pewną czynność, którą wykonują młodzi mężczyźni, "no takich to ognień piekielny powinien trawić". Jaki będzie skutek? Rodzica młody się nie zapyta, więc się będzie edukował z internetu. Będzie wiedział zatem wszystko o fikuśnych pozycjach seksualnych, gadżetach i tym jakie członki kwalifikują się do Księgi Guinnessaa, ale niewiele o świadomym macierzyństwie, partnerstwie, miłości, szacunku do siebie i innego człowieka.

Zajęcia nie są obowiązkowe i rodzice mogą w każdej chwili wypisać dziecko. Tylko że to tak naprawdę nie o to chodzi, bo może ci rodzice chcieliby, by ich dziecko uczęszczało na takie zajęcia i wśród rówieśników zdobywało wiedzę od kompetentnego pedagoga, który umiejętnie i bez wstydu rozmawiać będzie z dziećmi, zakładając, że ma do czynienia z dziećmi pochodzącymi z różnych domów i nie może ograniczać się do jednego "słusznego" światopoglądu.