To wcale nie jest zdrowa, sportowa rywalizacja. Kłócimy się ze sobą, ciągniemy za włosy, podstawiamy haki i “skrobiemy marchewki”. Obgadujemy inne uczestniczki biegu.
“Jak ona może wkładać mu czapkę w upał?” “Nie za małe to dziecko na taki rowerek?” “O matko, jaka młoda. Kiedy ona te dzieci urodziła?” Jeśli któraś kupuje eko jedzenie to słyszy, że jest fanatyczką. W tym samym czasie, kiedy inna częstuje dziecko solonymi paluszkami, mówimy, że pakuje w nie chemię i węglowodany:
“Na pewno jej maluch będzie gruby, brzydki i co więcej - to wszystko, co je, na mózg mu siądzie”. Gdy znajdziemy w końcu chwilę dla siebie, to siadamy przed kompem i patrzymy co tam słychać u innych na polu walki. Przeglądamy fotki znajomych na Facebooku. O! Kumpela z liceum wrzuciła swojego bobaska -
“Piękne maleństwo!” piszesz, a w duszy myślisz
“Cholera jasna, dlaczego jej dzieci są tak obrzydliwie ładne?!”. Następny news - znajomi kupili nowe mieszkanie. Napiszesz
“Gratulacje! W końcu spełniliście swoje marzenie, ale się cieszę”, a jednocześnie myślisz sobie:
“No kur.., jak Ci ludzie to robią? My wciąż ciśniemy się na 40 mkw.” Zżera nas zazdrość. Odbiera radość i satysfakcję z tego, co mamy. Same sobie odbieramy wiarę we własne możliwości. Odczuwamy ulgę zalewając hejtem fora internetowe i portale społecznościowe. Zarzucamy sobie nawzajem:
“Nie rób tak!”, “Powinnaś to i tamto!” “Co z Ciebie za matka?”, “Biedne to jej dziecko”, “Niektóre kobiety nie powinny mieć dzieci”, “Jak ona mogła, przecież tak się nie robi.” Nasze maluchy także biorą udział w biegu. Przyrównujemy je do metryczek, wkładamy w gotowe schematy i sprawdzamy, czy mieszczą się w tzw. normie. Oczywiście najbardziej zależy nam, by wychodziły przed szereg. Wstydzimy się natomiast, gdy pozostają w tyle.
“Twój jeszcze nie robi na nocniku?”, “Och, a ile on ma? No mój już chodzi.” “Moja to zjada wszystko, a już szczególnie warzywka.” Dobij. Zgnieć. Zyskaj przewagę. Choć na chwilę.