"Kwiecień to miesiąc gotowania jajek, a nie dzieci". Zdejmijcie im te czapki na placu zabaw!

Dzieci to nie jajka na Wielkanoc
Jako dziennikarka pisząca od lat dla rodziców i mama dwóch chłopców w wieku przedszkolnym, muszę znowu napisać o czymś, co wraca jak bumerang każdej wiosny i jesieni. A mianowicie o dzieciakach-bałwankach, które zamiast korzystać z ciepłych dni, gotują się w czapkach, kurtkach i chustkach pod szyją. Tak, wiem – rodzice chcą dobrze. Chcą chronić swoje pociechy przed przeziębieniem, wiatrem i przewianiem. Ale naprawdę – można przedobrzyć. I to z dużą szkodą dla zdrowia dziecka.
Codziennie, gdy odprowadzam chłopców do przedszkola, patrzę z niedowierzaniem na maluchy, które w temperaturze blisko 20 stopni (bo tyle było przez ostatnie dni!) mają na sobie wiosenne kurtki, czapki, a niektóre nawet ciepłe kominy pod szyjami. I tylko te biedne policzki czerwone, rozgrzane, mokre od potu, mówią prawdę. One się gotują. A przecież to nie jajka! Choć – jak celnie ujęła to Patrycja z profilu @kids_busters – "Kwiecień to miesiąc gotowania, ale jajek, a nie dzieci".
Tak nas wychowano i powielamy schematy
Problem leży w schematach i tym, że mamy tłuczone do głów od pokoleń, że uszy będą przewiane bez czapki, a od zimna dostaje się przeziębienia. Mamy kwiecień? To czapeczka! Mamy październik? To kurtka! Tymczasem to nie kartka z kalendarza powinna decydować, w co ubieramy siebie i dziecko, tylko termometr.
Szczególnie że mamy do czynienia ze zmianą klimatu i w kwietniu dochodzi do temperatur, które 20 lat temu były normalne, ale w czerwcu. Ważny jest też zdrowy rozsądek. Jeśli my, dorośli, chodzimy w krótkim rękawku, dlaczego nasza czteroletnia córka ma mieć trzy warstwy ubrań i opaskę na uszach? Czy naprawdę uważamy, że kilkuletnie dziecko ma inną termoregulację niż my?
Dzieci, zwłaszcza te w wieku przedszkolnym, są bardzo aktywne. Skaczą, biegają, wspinają się – i robią to wszystko w dużo większym ruchu niż dorośli. Ich ciała szybciej się rozgrzewają. Jeśli dodamy do tego zbyt wiele warstw ubrań, efekt jest jeden: przegrzanie. A przegrzane dziecko to nie tylko spocone ubranie – to większe ryzyko infekcji, bo nagrzane ciało łatwiej "łapie" zimno przy najmniejszym przewiewie. To też spadek odporności, o którą tak walczymy.
Zachęcam Was, drodzy rodzice i opiekunowie, byście spojrzeli na swoje dziecko jak na siebie. Jeśli Wam jest ciepło, dziecku będzie jeszcze cieplej. Nie bójcie się lekkich ubrań, krótkich rękawków, a nawet krótkich spodenek – jeśli jest 23 stopnie, to naprawdę nie jest czas na kurtkę. A czapkę zamieńcie na taką z daszkiem – przed słońcem, a nie przed wiatrem. Dbajmy o dzieci, ale ich nie gotujmy.
Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/126191,mamy-wiosne-nie-moge-patrzec-na-te-biedne-opatulone-dzieci-ich-rodzice-naprawde-wciaz-czuja-zime