Nauczyciele są załamani poziomem wypowiedzi młodych. "Dziś rozumieją tylko angielski"
Technologie i coraz mniej książek
Nawet jeśli dziecko nie korzysta ze smartfona, a rodzice starają się ograniczać mu dostęp do ekranów, to dziś wiele sfer życia opiera się na technologiach i nie sposób z nich całkiem zrezygnować. Co za tym idzie, wszyscy żyjemy dużo szybciej, mamy mniejszy poziom koncentracji, a uczniom w szkole z dużo większym trudem przychodzi skupienie na nauce przez 45 minut lekcji. Wynika to z tego, że w sieci coraz częściej konsumujemy krótkie i skondensowane treści – dziś dzieci i młodzież na czytają długich artykułów (nie tylko informacyjnych i naukowych, ale również tych lifestylowych, które dotyczą ich codzienności) tylko oglądają treści na TikToku czy Instagramie.
Tam wszystko jest krótkie i szybkie – filmy trwają maksymalnie 1 minutę, bo dłuższe treści nie są dla odbiorców przyciągające i interesujące. To wszystko doprowadza do sytuacji, na którą obecnie narzeka wielu nauczycieli. Pedagodzy zaznaczają, że dziś uczniowie mają ogromne problemy ze zrozumieniem form pisanych i mówionych, ale również sami mają ubogie słownictwo i niewielką wiedzę językoznawczą.
Efektem tego są problemy z tworzeniem wypowiedzi, odczytywaniem emocji w rozmowach, brak zrozumienia podstawowych terminów, których nauczyciele używają na lekcjach. W rozmowie z Radiem ZET wypowiedzieli się pedagodzy, którzy są czynnymi nauczycielami i zauważyli, że dzisiejszym uczniom wszystko trzeba tłumaczyć małymi kroczkami, szukać porównań z ich codzienności, a do tego czasem np. tłumaczyć termin na język angielski.
Karolina Szymczyk, która pracuje jako polonistka w Poznaniu, wyznała portalowi, że zanim zacznie docelowy temat lekcji, tłumaczy uczniom najpierw podstawowe terminy, np. ideologia, sarmatyzm itp. Na koniec i tak w pracy pisemnej znajduje angielskie słowa: "[...] czytając wypracowanie na poziomie rozszerzonym, znalazła słowo 'impartial' i dalej w nawiasie wyjaśnienie: 'nie wiem, jak to napisać po polsku'" – czytamy w artykule Radia ZET. Inny nauczyciel, który naucza WOS-u i historii, Marcin Tunak, dodał: – Po polsku nie wiedzieli, co to znaczy. Powiedziałem po angielsku i wszystko było jasne.
Wszystko trzeba dokładnie tłumaczyć
Uczniowie nie mają zasobu słownictwa i liczą na to, że z ich wypowiedzi nauczyciele wyciągną coś, dzięki czemu będą mogli im postawić pozytywną ocenę. Część pedagogów zauważa, ze to wynika z czasów, w jakich żyjemy. Winny również jest system edukacji: na angielskim nauczyciel ma małe grupy, by mógł porozmawiać z każdym uczniem i jest nacisk na to, byśmy wszyscy znali dobrze język angielski.
Z językiem polskim czy historią jest trudniej: lekcje prowadzone są w klasach 30-40-osobowych i żaden pedagog nie da rady przez 45 minut porozmawiać choćby z połową klasy, żeby ocenić, na jakim poziomie jest język wypowiedzi jego podopiecznych. Odpowiadając na lekcjach, uczniowie nie są precyzyjni, często stosują luźne hasła i nie umieją swojej wypowiedzi złożyć w logiczną całość, w której widać przyczyny i skutki.
W rozmowie z Radiem ZET część nauczycieli zauważyła też, że wypowiedzi dzieci i młodzieży są pełne błędów, powtórzeń, a większość nie umie skonstruować dłużej wypowiedzi ustnej, choć z pisemną formą też są problemy. Po części wynika to też z tego, że uczniowie dziś coraz mniej czytają, zastępując treści pisane filmami, szczególnie tymi z mediów społecznościowych.
Nie mają motywacji do rozwoju
Dawid Łasiński, znany w sieci jako Pan Belfer także skomentował tę sytuację w rozmowie z portalem. Zauważył, że dziś nauczyciele wycofują się z przepytywania pod tablicą, bo nie chcą wywierać presji i stresować uczniów. To ma przynosić pozytywne efekty w nauce, ale jednym ze skutków ubocznych jest też to, że bez presji uczniom być może spada motywacja, nie czuja potrzeby rozwoju i mają dużo uboższe słownictwo.
– Dużo słów pochodzi też z języka hip-hopu, wystarczy sobie posłuchać Young Leosi – zauważa Łasiński. I dodaje: – Kiedyś trzeba było wyjść przed klasę, pod tablicę i składnie się wypowiedzieć. Teraz coraz częściej nauczyciele wycofują się z pytania ustnego, bo dziecko się stresuje. Nawet więc jeśli uczeń wyuczy się czegoś na pamięć i to napisze, to nie potrafi wypowiedzieć tego na głos, nie rozbudowuje zasobu słownictwa.
Autorzy artykułu w Radiu ZET zauważają również, że problemem jest też brak wewnętrznych chęci, by zgłębiać wiedzę. Dzieciom i młodzieży brakuje ciekawości i nie czuja potrzeby uzupełniania informacji, których nie posiadają. Najgorsze jest to, że część z powodu braku wiedzy nie czuje w ogóle wstydu czy wyrzutów. Dziś, w dobie dostępu do informacji w internecie na wyciągnięcie ręki, uczniom nie chce się nawet zajrzeć do smartfona na stronę internetowej encyklopedii itp.
Nauczyciele są zdania, że ta niechęć i brak motywacji są z roku na rok coraz gorsze. Zastanawiają się, jakich uczniów przyjdzie im uczyć za kilka lat, skoro dziś już dzieci i młodzież mają dużo uboższe słownictwo w porównaniu z poprzednimi pokoleniami. "[...] niektórzy zdają sobie sprawę z tego, że brzydko mówią po polsku, więc wolą się nie odzywać. I tak może też być w późniejszym życiu – zamiast walczyć o coś, będą milczeć" – zaznaczają autorzy artykułu, podsumowując obraz dzisiejszych uczniów.
Źródło: wiadomosci.radiozet.pl
Czytaj także: https://mamadu.pl/185534,z-pokoleniem-alfa-nie-da-sie-dogadac