Nauczyciele są załamani poziomem wypowiedzi młodych. "Dziś rozumieją tylko angielski"

Martyna Pstrąg-Jaworska
09 grudnia 2024, 11:58 • 1 minuta czytania
O dzisiejszych dzieciach i młodzieży możemy z pewnością powiedzieć, że są zupełnie inną generacją niż ich dziadkowie, a nawet rodzice. To młode osoby, które wychowują się w całkowicie cyfrowym świecie, nigdy nie miały możliwości życia w absolutnym oderwaniu od technologii, bo te nas po prostu otaczają ze wszystkich stron. Nauczyciele uważają, że m.in. przez to dzisiejsi uczniowie coraz rzadziej umieją się wypowiadać.
Nauczyciele uważają, że uczniowie tracą umiejętności wypowiadania się. fot. oksun70/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Technologie i coraz mniej książek

Nawet jeśli dziecko nie korzysta ze smartfona, a rodzice starają się ograniczać mu dostęp do ekranów, to dziś wiele sfer życia opiera się na technologiach i nie sposób z nich całkiem zrezygnować. Co za tym idzie, wszyscy żyjemy dużo szybciej, mamy mniejszy poziom koncentracji, a uczniom w szkole z dużo większym trudem przychodzi skupienie na nauce przez 45 minut lekcji. Wynika to z tego, że w sieci coraz częściej konsumujemy krótkie i skondensowane treści – dziś dzieci i młodzież na czytają długich artykułów (nie tylko informacyjnych i naukowych, ale również tych lifestylowych, które dotyczą ich codzienności) tylko oglądają treści na TikToku czy Instagramie.


Tam wszystko jest krótkie i szybkie – filmy trwają maksymalnie 1 minutę, bo dłuższe treści nie są dla odbiorców przyciągające i interesujące. To wszystko doprowadza do sytuacji, na którą obecnie narzeka wielu nauczycieli. Pedagodzy zaznaczają, że dziś uczniowie mają ogromne problemy ze zrozumieniem form pisanych i mówionych, ale również sami mają ubogie słownictwo i niewielką wiedzę językoznawczą.

Efektem tego są problemy z tworzeniem wypowiedzi, odczytywaniem emocji w rozmowach, brak zrozumienia podstawowych terminów, których nauczyciele używają na lekcjach. W rozmowie z Radiem ZET wypowiedzieli się pedagodzy, którzy są czynnymi nauczycielami i zauważyli, że dzisiejszym uczniom wszystko trzeba tłumaczyć małymi kroczkami, szukać porównań z ich codzienności, a do tego czasem np. tłumaczyć termin na język angielski.

Karolina Szymczyk, która pracuje jako polonistka w Poznaniu, wyznała portalowi, że zanim zacznie docelowy temat lekcji, tłumaczy uczniom najpierw podstawowe terminy, np. ideologia, sarmatyzm itp. Na koniec i tak w pracy pisemnej znajduje angielskie słowa: "[...] czytając wypracowanie na poziomie rozszerzonym, znalazła słowo 'impartial' i dalej w nawiasie wyjaśnienie: 'nie wiem, jak to napisać po polsku'" – czytamy w artykule Radia ZET. Inny nauczyciel, który naucza WOS-u i historii, Marcin Tunak, dodał: – Po polsku nie wiedzieli, co to znaczy. Powiedziałem po angielsku i wszystko było jasne.

Wszystko trzeba dokładnie tłumaczyć

Uczniowie nie mają zasobu słownictwa i liczą na to, że z ich wypowiedzi nauczyciele wyciągną coś, dzięki czemu będą mogli im postawić pozytywną ocenę. Część pedagogów zauważa, ze to wynika z czasów, w jakich żyjemy. Winny również jest system edukacji: na angielskim nauczyciel ma małe grupy, by mógł porozmawiać z każdym uczniem i jest nacisk na to, byśmy wszyscy znali dobrze język angielski.

Z językiem polskim czy historią jest trudniej: lekcje prowadzone są w klasach 30-40-osobowych i żaden pedagog nie da rady przez 45 minut porozmawiać choćby z połową klasy, żeby ocenić, na jakim poziomie jest język wypowiedzi jego podopiecznych. Odpowiadając na lekcjach, uczniowie nie są precyzyjni, często stosują luźne hasła i nie umieją swojej wypowiedzi złożyć w logiczną całość, w której widać przyczyny i skutki.

W rozmowie z Radiem ZET część nauczycieli zauważyła też, że wypowiedzi dzieci i młodzieży są pełne błędów, powtórzeń, a większość nie umie skonstruować dłużej wypowiedzi ustnej, choć z pisemną formą też są problemy. Po części wynika to też z tego, że uczniowie dziś coraz mniej czytają, zastępując treści pisane filmami, szczególnie tymi z mediów społecznościowych.

Nie mają motywacji do rozwoju

Dawid Łasiński, znany w sieci jako Pan Belfer także skomentował tę sytuację w rozmowie z portalem. Zauważył, że dziś nauczyciele wycofują się z przepytywania pod tablicą, bo nie chcą wywierać presji i stresować uczniów. To ma przynosić pozytywne efekty w nauce, ale jednym ze skutków ubocznych jest też to, że bez presji uczniom być może spada motywacja, nie czuja potrzeby rozwoju i mają dużo uboższe słownictwo.

– Dużo słów pochodzi też z języka hip-hopu, wystarczy sobie posłuchać Young Leosi – zauważa Łasiński. I dodaje: – Kiedyś trzeba było wyjść przed klasę, pod tablicę i składnie się wypowiedzieć. Teraz coraz częściej nauczyciele wycofują się z pytania ustnego, bo dziecko się stresuje. Nawet więc jeśli uczeń wyuczy się czegoś na pamięć i to napisze, to nie potrafi wypowiedzieć tego na głos, nie rozbudowuje zasobu słownictwa.

Autorzy artykułu w Radiu ZET zauważają również, że problemem jest też brak wewnętrznych chęci, by zgłębiać wiedzę. Dzieciom i młodzieży brakuje ciekawości i nie czuja potrzeby uzupełniania informacji, których nie posiadają. Najgorsze jest to, że część z powodu braku wiedzy nie czuje w ogóle wstydu czy wyrzutów. Dziś, w dobie dostępu do informacji w internecie na wyciągnięcie ręki, uczniom nie chce się nawet zajrzeć do smartfona na stronę internetowej encyklopedii itp.

Nauczyciele są zdania, że ta niechęć i brak motywacji są z roku na rok coraz gorsze. Zastanawiają się, jakich uczniów przyjdzie im uczyć za kilka lat, skoro dziś już dzieci i młodzież mają dużo uboższe słownictwo w porównaniu z poprzednimi pokoleniami. "[...] niektórzy zdają sobie sprawę z tego, że brzydko mówią po polsku, więc wolą się nie odzywać. I tak może też być w późniejszym życiu – zamiast walczyć o coś, będą milczeć" – zaznaczają autorzy artykułu, podsumowując obraz dzisiejszych uczniów.

Źródło: wiadomosci.radiozet.pl

Czytaj także: https://mamadu.pl/185534,z-pokoleniem-alfa-nie-da-sie-dogadac