Dziecko wyje i tupie, a ta mówi, że je kocha. Mam dość krytyki nowoczesnych matek
Łatwo jest krytykować
Wydaje mi się, że pod względem emocji i psychiki mamy trudniej niż nasi rodzice i dziadkowie. Bo im człowiek jest bardziej świadomy, tym trudniej mu podejmować pewne decyzje i działania w wychowaniu dziecka. Szczególnie jeśli wie, jakie mogą one nieść dalekosiężne skutki nawet w dorosłym życiu naszej pociechy. Wiele współczesnych matek i ojców często zostaje zaszufladkowana jako rodzice zbyt pobłażliwi i wychowujący bezstresowo.
Część z nich tak naprawdę stara się łączyć zrozumienie dla emocji dziecka z umiejętnym wyznaczaniem granic. Ich intencją nie jest, jak sugerują krytycy, pozwalanie dzieciom na wszystko i dawanie sobie wchodzić na głowę. Oni chcą wychowywać dzieci z szacunkiem i odpowiedzialnością.
W internecie aż roi się od opinii krytykujących bardziej świadome podejście do rodzicielstwa. W jednym z postów na portalu Threads użytkowniczka o nicku ewelina.nanaa dzieli się swoimi spostrzeżeniami:
"Widziałam dzieci, które na ulicy się drą, tupią i kładą na ziemi, a matka na to tylko 'proszę, przestań, proszę, uspokój się i kocham Cię', a ono jeszcze gorzej! Ja nie jestem za krzykiem, ale przede wszystkim konsekwencje trzeba jakieś wyciągnąć. Potrafić zdyscyplinować swoje dzieci, bo wejdą na głowę i co wtedy? Nie kupię słodyczy tym razem lub nie odwiedzimy ulubionego placu zabaw – zwykle to działa. Odpuszczając za każdym razem złe zachowanie albo krzycząc, nic nie zdziałamy".
Cierpliwość zamiast krzyku
Czy rzeczywiście współcześni rodzice to wyłącznie ci, którzy "odpuszczają za każdym razem złe zachowanie"? A może to jedynie uproszczony obraz, daleki od rzeczywistości? Skąd autorka wpisu wie, że rodzic, który pozwala na krzyki i płacz nie wyciągnie konsekwencji później?
Jak już tak generalizujemy, to śmiem twierdzić, że krytyczną opinię wobec rodziców na pewno wysnuła młoda kobieta, która nie ma swoich dzieci, ale najwięcej wie o życiu i wychowywaniu najmłodszych. Nie chodzi o to przecież, żeby w nerwach bić albo szarpać dziecko, tylko o to, by pozwolić mu przeżyć emocje i porozmawiać z nim później o tym, że trzeba nauczyć się nad nimi pracować i je kontrolować.
Współcześni rodzice coraz częściej wiedzą, że krzyki, przemoc fizyczna i psychiczna nie są metodą wychowawczą, a tylko przynoszą negatywne skutki w dalszym życiu dziecka. Chodzi o to, by w wyborach rodzicielskich brać pod uwagę fakt, że kary, zarówno cielesne, jak i emocjonalne, nie przynoszą żadnych korzyści dla psychiki i emocji. Zamiast tego prowadzą do załamań i różnych problemów. Popatrzcie na falę młodych ludzi, którzy w wieku 20 lat potrzebują psychiatry.
Z tego powodu rodzice coraz częściej próbują rozwiązywać trudne sytuacje poprzez rozmowę, a nie groźby czy krzyk. Niestety nie każdy umie wyznaczać dziecku konsekwentnie granice. To nadal lekcja, którą wielu współczesnych rodziców stara się odrobić. Nie zgodzę się jednak, że dziś wszyscy pozwalają dzieciom na krzyki i płacze, i tylko stoją obok, mówiąc do zezłoszczonego malucha: "Jestem tu i czuję cię".
Błędy są częścią drogi
Sama jestem z tych, którzy starają się w takich chwilach kryzysu zadbać przede wszystkim o bezpieczeństwo dziecka i znalezienie się w spokojnym otoczeniu. Następnie po uspokojeniu emocji rozmawiamy, bo w trakcie jego krzyku i płaczu niewiele uda się zdziałać, uwierzcie.
Kiedy jesteście spokojni i cierpliwi w czasie napadu złości czy płaczu, okazujecie w ten sposób dziecku wsparcie. Dzięki temu ono będzie czuło i wiedziało, że w czasie problemów i trudnych emocji będzie mogło do nas przyjść i porozmawiać czy poradzić się – to inwestycja w to, by nasza relacja z dzieckiem była silna i zdrowa, nawet kiedy ono stanie się dorosłym człowiekiem.
Współcześni rodzice żyją pod presją – oczekuje się od nich jednocześnie perfekcyjnej cierpliwości, umiejętności stawiania granic i wychowywania dzieci na "obywateli świata". Krytycy często zapominają, że rodzicielstwo to nieustanna nauka, a błędy są jej naturalną częścią. Łatwo takiej osobie z boku krytykować kogoś, kto pozwala maluchowi na krzyk i tupanie nogami i mówi mu w takiej sytuacji, że je kocha. Ta osoba z boku nie widzi jednak, jakie pokłady spokoju i cierpliwości trzeba mieć, by ten spokój zachować i pomóc dziecku uporać się z jego emocjami.
Takie zachowanie, choć dla obserwatora może wyglądać jak uległość, często jest świadomym wyborem rodzica, który stara się nie zaogniać sytuacji. Nie oznacza to jednak, że rodzice ignorują potrzebę wprowadzania zasad. Coraz więcej z nich decyduje się na warsztaty czy konsultacje z psychologami, by lepiej rozumieć emocje swoich dzieci i jednocześnie uczyć się stawiać zdrowe granice. I myślę, że warto im tego pogratulować, bo dzięki temu może współczesne dzieci będą miały mniej problemów z psychiką i emocjami niż obecne nastolatki i 20-latki.
Czytaj także: https://mamadu.pl/182702,im-mlodsze-tym-wiecej-wiedza-mam-dosc-zetek-i-bezdzietnych-i-matek-tez