Opiekunka kolonijna: "Zajrzałam do portfela i zamarłam. Takie rzeczy na koloniach?"
Rodzice, którzy wysyłają dziecko na kolonie nad morze czy w góry, muszą przygotować się na wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Dla jednych to "pestka", inni odkładają przez kilka miesięcy. Taki wyjazd wiąże się nie tylko z opłatą, jaką musimy uiścić organizatorowi, ale także np. z kieszonkowym, które dajemy dziecku na drobne wydatki.
Kilka groszy na pamiątki
Stragany, bazary i sklepiki z drobiazgami zachęcają do kupienia wakacyjnej pamiątki. A dzieciaków nie trzeba długo namawiać, by wydały pieniądze na przeróżne pierdółki. Z czym jak z czym, ale z tym nie mają najmniejszego problemu. Nad morzem kupują muszelki czy bursztyny, a w górach wełniane owieczki i ciupagi. A sprzedawcy tylko zachęcają i podstawiają pod nos coraz to inne upominki. Oj nieładnie.
"Na kolonie z dzieciakami pojechałam chyba szósty raz z rzędu. Zawsze wybierałam morze, bo wycieczki górskie jakoś do mnie nie przemawiają. Jestem naprawdę bardzo wyrozumiała i tolerancyjna, ale chciałam poruszyć jedną kwestię, która nie daje mi spokoju.
Ach te stragany
W tym roku pojechaliśmy do jednej z większych nadmorskich miejscowości (celowo nie podaję jej nazwy). Dzieciaki w wieku od 8 do 10 lat. Grupa mieszana, tyle samo dziewczynek co chłopców. Wszyscy mniej więcej na tym samym poziomie, nikt nie wyróżniał się z grupy (do czasu).
Po kilku dniach zauważyłam, że jest jedna dziewczynka, która trochę się wywyższa. Tak, jakby czuła się lepsza od innych. Kolejny dzień z rzędu miała markowe ciuchy, które do najtańszych nie należały. Poza kilkoma jakimiś sporadycznymi akcjami zachowywała się w sumie w porządku.
Mniej więcej w połowie kolonii wybrałam się z dziećmi na deptak, z tymi wszystkimi budkami, sklepikami i straganami. One to lubią, a w szczególności dziewczynki. Tak też było i tym razem. Te moje słodkie księżniczki od razu rzuciły się na stoisko z 'biżuterią': kolorowe bransoletki, wisiorki, były też opaski do włosów, czapeczki, apaszki. Przepraszam, ale muszę to napisać: był to cały przekrój badziewia.
Dziewczynki kupowały jak zahipnotyzowane, jedna za drugą. Prosiły mnie o pomoc w policzeniu pieniążków, doradzały się, która rzecz jest ładniejsza. W pewnym momencie podeszła do mnie dziewczynka (ta w markowych ubraniach) i poprosiła, bym pomogła jej wyliczyć 52 zł. Podała mi portfel. Zajrzałam do jednej przegródki, potem do drugiej i osłupiałam. To małe, 8-letnie dziecko miało chyba więcej pieniędzy niż cała grupa razem wzięta (no może trochę przesadzam, ale naprawdę kasy było dużo).
Zrobiłam chyba zdziwioną minę, bo spojrzała na mnie i powiedziała: 'Rodzice mi dali, no i babcia coś dorzuciła'. Przyznam, że miałam mieszane uczucia. Domyślam się, że dziewczynka pochodzi z zamożnej rodziny, ale czy dawanie dziecku aż tyle pieniędzy na nadmorskie kolonie jest dobrym pomysłem?
Przecież gdyby rówieśnicy zobaczyli, co skrywa jej portfel, mogliby specjalnie (z zazdrości) wykluczyć ją z grupy. Mogłoby też wydarzyć się coś zupełnie innego. Mogliby kolegować się z nią tylko dlatego, by czerpać ewentualne korzyści finansowe. Myślę, że to nie było dobre posunięcie".