Na koloniach opiekunowie muszą czasami mierzyć się trudnymi sytuacjami z udziałem dzieci, nawet jeśli sami nie mają doświadczenia. Studentka pedagogiki, która była taką opiekunką, opowiedziała naszej czytelniczce o swoich przeżyciach. Okazało się, że nastolatek z jej grupy robił coś zagrażającego jego zdrowiu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Agnieszka, która jest studentką pedagogiki specjalnej, opowiedziała swojej starszej siostrze o wakacyjnych koloniach, na które jeździła latem, żeby zarobić: "Od 2. roku studiów Aga jeździ na wakacyjne obozy i kolonie, których współorganizatorem jest urząd naszej dzielnicy. Tak dorabia sobie, żeby w czasie roku akademickiego mieć jakieś swoje finanse i nie polegać wyłącznie na rodzicach.
Chociaż bycie opiekunem na koloniach ma niewiele wspólnego z relaksem, to moja siostra zawsze mówi, że lubi to robić i już kolejny rok zdecydowała się na taką pracę w czasie wakacji. W tym roku zaczęła jednak niczym starsza babcia narzekać na to, jakie dzieci i młodzież są okropne i nie mają szacunku do innych. Trochę zabawnie to brzmiało z ust 20-latki, ale przestałam się jej dziwić, kiedy opowiedziała mi o tym, co ją spotkało na koloniach".
Trudy opiekuna kolonijnego
"Przyznała, że na przestrzeni kilku lat pracy jako opiekunka kolonijna, sama zaobserwowała, że dzieciaki dziś pod wieloma względami są inne. Ostatnio powtarzała ciągle, że w ogóle nie mają poczucia, że czegoś im nie wolno albo czegoś nie wypada robić. Nie wiedzą też totalnie, że są zachowania czy słowa, którymi mogą innych zranić, a w wielu sytuacjach widzą tylko czubek własnego nosa.
Podczas tegorocznych kolonii Aga zauważyła, że wielu nie wie, gdzie jest jakaś granica i że starszym należy się odrobina szacunku. W tym roku była na obozie, który odbywał się na Suwalszczyźnie. Dzieciaki uczyły się podstaw żeglowania, a do tego codziennie miały też różne inne zajęcia sportowe. W grupie przeważali chłopcy w okolicach 12-14 lat, co dla Agnieszki, jako młodej dziewczyny po 20., było niemałym wyzwaniem.
Nie muszę chyba mówić, że chłopcy nie zawsze zachowywali się w porządku – słyszała czasami za plecami dwuznaczne komentarze, niektórzy w rozmowach pokazywali jej, że mimo że są młodsi, to nie dadzą sobą rządzić. Tymczasem ona wcale nikim nie chciała rządzić, tylko starała się dbać o ich zdrowie i bezpieczeństwo" – opowiada starsza siostra studentki.
Awantura o wapowanie
"Dosłownie 2 dni przed końcem obozu Agę spotkało coś szokującego. Widziała, że jeden z chłopców w ciągu dnia dziwnie się zachowuje. Często odchodził od grupy: gdy zwiedzali miasto w pobliżu obozu, tłumaczył się zmęczeniem itp. Wieczorami rezygnował z gier i zabaw plenerowych, pod pretekstem bólu głowy zostawał sam w pokoju. Siostra nabrała podejrzeń, że przez kilka dni tylko on jeden wykręca się z wszystkich punktów programu na dany dzień.
Podczas podróży autokarem, kiedy on znowu został sam w pokoju, Aga siadła więc niby od niechcenia między jego kolegami. Od słowa do słowa wyciągnęła od nich, że Maciek (tak miał tamten chłopiec na imię) chce zostawać sam, by móc sobie bez awantur opiekunów... zapalić. Zamurowało mnie, bo zdaję sobie sprawę, że 14-latkowie próbują różnych używek. Wierzę, że Agnieszka nie miała pojęcia jak zareagować. Niby z jednej strony to legalne, jeśli e-papieros nie ma nikotyny. Z drugiej uważam, że mimo wszystko to buduje w dzieciach szkodliwe nawyki.
Kiedy chłopaki wygadali się, po powrocie siostra poszła do Maćka i skonfiskowała mu e-papierosy. Obiecała oddać je po zakończeniu kolonii, ale ile usłyszała od niego przekleństw i gróźb, to wie tylko ona. Na szczęście chłopak przyjął to w końcu do wiadomości i sprawa została między nimi. Wiem, że Aga żałuje, że nie powiadomiła o tym organizatorów lub jego rodziców. W takiej sytuacji on pewnie wrócił do wapowania po powrocie z kolonii" – przyznaje z żalem siostra studentki.