"Kilka miesięcy oszczędzałam na kolonie syna. Po jego powrocie nie mogłam się pozbierać"

Klaudia Kierzkowska
08 sierpnia 2024, 11:56 • 1 minuta czytania
Rodzice są w stanie zrobić dla swoich dzieci wszystko. Wyjdą ze swojej strefy komfortu, skoczą za nimi w ogień i zrobią rzeczy, które wydają się niemożliwe. Żadna matka nie chce, by jej dziecko czuło się gorsze, niedowartościowane czy wykluczone przez rówieśników. Dwoimy się i troimy, zarywamy noce i ocieramy pot spływający po czole, a potem nawet słowa "dziękuję" nie usłyszymy.
Te kolonie miały być dla mojego syna przyjemnością. fot. Andrzej Zbraniecki/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dla nikogo chyba nie jesteśmy w stanie zrobić tyle, co dla swojego dziecka. Dla nikogo się tak nie poświęcamy, jak dla niego. Bo chyba żadna więź, żadna relacja nie jest tak wyjątkowa jak ta matka-dziecko. Matki to superbohaterki, które nawet się nie skarżą, gdy opadają z sił. Zaciskają zęby, podnoszą koronę i dzielnie kroczą do przodu. Często zapominają, że nie są niezniszczalne. Dopiero gdy spotka je coś naprawdę przykrego, ktoś wbije im cios w samo serce, zatrzymują się i dostrzegają siebie. Swój ból, smutek, niezadowolenie.


Walczyłam do końca

"Filipa wychowuję sama. Mój były mąż ma nową rodzinę i to na niej się w pełni koncentruje. Płaci alimenty, a syna odwiedza od święta. Jestem zdana sama na siebie. Dobrze, że moi rodzice mieszkają w pobliżu, to mogę liczyć na ich pomoc w opiece nad wnukiem.

Filip od września pójdzie do trzeciej klasy. To duży, ale bardzo rozpieszczony chłopak. Staram się wynagrodzić mu nieobecność ojca i to, że wychowuje się w rozbitej rodzinie. Jest moim oczkiem w głowie, świata poza nim nie wiedzę. Ale nie ukrywam, że czasami mnie to wszystko przerasta.

Filip 'podgląda' kolegów i chce mieć i robić to, co oni. Markowe buty, nowy rower, już mu nawet zwykły fryzjer nie wystarcza, a chce pójść do barbera (o losie!). W tym roku zamarzył o wyjeździe na kolonie. I tu akurat wcale mu się nie dziwię. Jego koledzy już w zeszłoroczne wakacje pojechali, a on siedział w domu.

Taki wyjazd to koszt około 2 tys. złotych, plus jakieś kieszonkowe, nowy plecak czy bluza. 2,5 tys. by wystarczyło. No ale ja takiej kasy nie miałam. Obrałam cel: 5 miesięcy, każdego odkładam 500 zł. Brzmi realnie, nic trudnego.

Gdyby nie nieprzewidziane wydatki (np. nowy odkurzacz, bo stary nagle odmówił posłuszeństwa czy półroczne wyrównanie za opłaty mieszkaniowe) pewnie byłoby łatwiej. Ale nie wszystko potoczyło się po mojej myśli. Wiedziałam, że nie mogę zawieść syna. Brałam dodatkowe zlecenia, czasami nawet pracowałam w weekendy. Kiedy uzbierałam te 2,5 tys., byłam z siebie naprawdę dumna. Syn pojechał na kolonie, a ja czułam, że jestem naprawdę fajną matką.

Taki oto powrót

Po niespełna dwóch tygodniach Filip był już z powrotem. Wyszedł z autobusu z ponurą miną i nawet dobrze się ze mną nie przywitał. Niemalże w milczeniu wróciliśmy do domu, a kiedy starałam się dowiedzieć, jak tam było na wyjeździe, usłyszałam: 'Bez sensu. Lepie by było, gdybym w ogóle nie jechał'.

Szczęka mi opadła i musiałam zbierać ją z podłogi. To ja tu wypruwam z siebie flaki, od kilku miesięcy staję na głowie, by uzbierać te nieszczęsne pieniądze, a tu słyszę coś takiego? Przyznaję, że spodziewałam się, że usłyszę chociaż: 'dziękuję', no ale się nie doczekałam.

Może to moja wina? Może nie powinnam mu tak nadskakiwać, rozpieszczać i spełniać każdego jego życzenia? Może i tak, ale ja nie potrafię inaczej. To dziecko, to cały mój świat. Promień słońca i delikatny powiew wiatru. Powietrze, bez którego nie potrafiłabym żyć".

Czytaj także: https://mamadu.pl/187463,co-ze-mnie-za-matka-te-kolonie-syna-obnazyly-smutna-i-brutalna-prawde