"Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że moja siedmioletnia córka nie chce jechać na zieloną szkołę, poczułam ogromne zrozumienie".
"Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że moja siedmioletnia córka nie chce jechać na zieloną szkołę, poczułam ogromne zrozumienie". Fot. Pexels.com
Reklama.

Poniżej pełna treść listu.

"Sama przeżywałam te emocje"

"Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że moja siedmioletnia córka nie chce jechać na zieloną szkołę, poczułam ogromne zrozumienie. I choć nie była to dla mnie nowość – sama przeżywałam podobne emocje w dzieciństwie – nie mogłam zignorować, jak głęboko jej obawy sięgały. Widziałam, jak bardzo niepokoi ją sama myśl o tym, że miałaby spędzić dzień i noc bez nas. Sytuacja wydawała się więc jasna. Po co ją na siłę namawiać, skoro jej potrzeba bliskości i bezpieczeństwa jest absolutnie naturalna?

Dzieci w tym wieku potrzebują rodziców, czują się bezpieczne w ich obecności i nie ma w tym nic złego. Kiedy zaczynasz na nią patrzeć oczami zrozumienia, łatwo dostrzec, że lęk przed rozłąką, lęk przed obcym miejscem, to nie coś, co trzeba od razu usuwać z jej życia. To etap, który trzeba przejść w jej własnym tempie.

Moja córka jest w takim wieku, że dla niej dom to nie tylko miejsce, to przestrzeń, w której zbudowała cały swój świat. Pokoik, zabaweczki, ulubiony kocyk i dźwięki domu – to wszystko daje jej poczucie bezpieczeństwa. To nie jest coś, czego można jej nagle odebrać. I to nie jest coś, co można zlekceważyć.

Wielu dorosłych, którzy przeżyli swoje dzieciństwo z pełną pewnością siebie, czasami zapomina, jak to jest być dzieckiem. Jak to jest czuć się niepewnie i samotnie w nowym miejscu. Jak bardzo potrzeba wtedy obecności kogoś bliskiego.

Wydaje się, że dla niektórych rodziców zielona szkoła to jedyna droga do tego, by dziecko stało się samodzielne, by zaczęło się oddzielać od rodziny i poczuło, że 'nie ma się czego bać'. Często słychać wtedy komentarze: 'To świetna okazja do nauki samodzielności!', 'Będzie się dobrze bawić, daj jej szansę!'. Warto wtedy zastanowić się, czy na pewno ta samodzielność jest aż tak pilna i czy potrzeba rozstania z mamą na całą dobę nie będzie dla dziecka zbyt dużym stresem. Dla mnie nie jest.

Zrozumienie, że moja córka nie czuje się gotowa, było kluczowe. Mam świadomość, że zmuszać jej do wyjazdu wbrew jej woli nie byłoby ani dobrym, ani sprawiedliwym rozwiązaniem. Owszem, wiem, że w przyszłości takie doświadczenia mogą być pomocne w rozwoju, ale to, co jest najważniejsze teraz, to niekoniecznie wspólna podróż w grupie rówieśników, lecz poczucie bezpieczeństwa i stabilności.

Chciałabym, by moja córka była w stanie podejmować własne decyzje, rozmawiać o swoich obawach i brać odpowiedzialność za swoje wybory. Jednak równie ważne jest dla mnie, by miała poczucie, że jej uczucia są szanowane i że nie musi działać na siłę.

Zdecydowałam się na pełne zaufanie do niej, na wspólne przepracowanie tych emocji. Zamiast 'zachęcać' ją do wyjazdu, postanowiłam wysłuchać jej obaw, porozmawiać o tym, co ją niepokoi, co sprawia, że ma opory. Powiedziała mi, że nie wyobraża sobie nocy bez nas, że boi się spać w nieznanym miejscu, wśród nieznanych ludzi. I to jest absolutnie w porządku. Nie widzę w tym żadnej wady, nie widzę w tym czegoś, co trzeba by natychmiast naprawić. Czasami to, czego dziecko potrzebuje, to po prostu akceptacja.

Nie mam zamiaru popierać presji społecznej, która często wywiera się na rodzicach. Koleżanki, ciocie, babcie, nauczyciele – każdy ma swoją opinię na temat tego, co dla dziecka będzie dobre. 'Przecież musi się przyzwyczaić do rozstań!', 'Inne dzieci jadą, to ona też powinna!', 'Czemu nie pozwolisz jej pojechać? To przecież tylko dwa dni'.

Te słowa mogą wprowadzić rodzica w zakłopotanie, podważając jego decyzję. Jednak ja wiem jedno: nie ma jednego, uniwersalnego rozwiązania. Każde dziecko jest inne, każde przeżywa swoje emocje na swój sposób. I nie ma nic bardziej frustrującego niż próba zmuszenia dziecka do czegoś, na co ono po prostu nie jest gotowe.

Nie zamierzam też bezmyślnie podążać za ogólnym trendem. Każdy rodzic musi czuć, co jest najlepsze dla jego dziecka. Jeśli moje dziecko nie chce pojechać na zieloną szkołę, to nie będę na siłę zmuszać jej do wyjazdu. Jeśli kiedyś poczuje, że jest gotowa, sama podejmie tę decyzję.

Z mojej strony będzie to pełne wsparcie – nie w postaci nacisku, ale w postaci otwartego dialogu. A jeśli w przyszłości stwierdzi, że chce spróbować, wtedy będziemy rozmawiać o tym, jak może poczuć się bezpiecznie, jak rozwiązać jej wątpliwości. Bo dla mnie nie chodzi o to, by zmuszać ją do działania, ale o to, by była w stanie w pełni świadomie podjąć decyzję.

Uważam, że niezależność w dzieciństwie to proces, który nie odbywa się w jednym momencie. Dziecko uczy się samodzielności stopniowo. Kiedy patrzę na moją córkę, widzę, że ona potrzebuje czasu, by stać się bardziej samodzielna. I nie ma w tym nic złego. Żadne dziecko nie powinno być zmuszane do wyjazdu z domu na całą dobę, jeśli nie czuje się na to gotowe.

Czasem wystarczy, że przez kilka godzin spędzi czas z rówieśnikami, by przekonać się, że potrafi sobie radzić, że może się bawić i ufać innym. Może z czasem dojdzie do wniosku, że chce wyjechać, ale nie jest to konieczne na tym etapie.

Dzieci rozwijają się w swoim tempie, a naszą rolą jako rodziców jest dawać im przestrzeń do tego rozwoju, nie przyspieszać go na siłę. Moja córka ma jeszcze czas na niezależność, a ja będę tu, by ją wspierać, czuwać nad jej bezpieczeństwem emocjonalnym i akceptować jej decyzje. To jest dla mnie najważniejsze – jej poczucie bezpieczeństwa, jej komfort i zaufanie, że zawsze może liczyć na mnie, bez względu na to, co się wydarzy.

Dlatego, choć wiele osób próbuje mnie przekonać, że powinnam 'dać jej szansę' i wysłać ją na zieloną szkołę, ja pozostaję przy swoim. Moja córka nie chce jechać, i to w porządku. Jej czas na samodzielność nadejdzie, ale na razie cenię sobie ten czas, kiedy jeszcze chce być blisko mnie. I nie zamierzam jej w tym przeszkadzać".

Czytaj także: