Nauczyciele boją się o dzisiejszą młodzież. "Licealiści czytają na poziomie 9-latków"
Pisałam ostatnio o obserwacjach amerykańskich nauczycieli i rodziców. Z przerażeniem przyglądają się najmłodszym pokoleniom – alfa i zet – które pochłonięte nowymi technologiami tracą podstawowe umiejętności takie jak odręczne pisanie (więcej przeczytacie w tekście: Współczesne pokolenie wyginie. Wystarczy poprosić nastolatka, by się podpisał).
Po publikacji tekstu dostałam kilka odpowiedzi od naszych czytelników. Zauważyliście, że choć nie można generalizować, podobne problemy są widoczne również u polskiej młodzieży. Z pisaniem ma problem, a co z czytaniem?
Na początku ubiegłego roku Biblioteka Narodowa informowała o wzroście czytelnictwa nastolatków. Z raportu Stan czytelnictwa w Polsce w 2022 wynika, że 72 proc. badanych nastolatków było czytelnikami książek. 18 proc. deklarowało czytanie siedmiu i więcej książek rocznie. Z kolei najnowszy raport pokazuje ogólny wzrost czytelnictwa wśród Polaków aż o 9 punktów procentowych – to najwyższy wynik od 10 lat. Statystyki napawają optymizmem, ale czy rzeczywiście jest tak kolorowo?
"Nastolatki to analfabeci"
Już jakiś czas temu TikTok stał się przestrzenią, w której nauczyciele mogą podzielić się swoimi obserwacjami na temat najmłodszego pokolenia. Choć zdarzają się pedagodzy chwalący współczesne dzieciaki, nie brakuje też narzekań. Film, na którym pedagożka @finallyanedd mówi: "Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Dzieci nie potrafią napisać zdania. Nie wiedzą, w jakim mieszkają stanie. Nie wiedzą, w jakiej części kraju przebywają", wyświetlono prawie 4 mln razy.
Redakcja serwisu BuzzFeed zwróciła się do swojej społeczności z pytaniem, czy naprawdę jest tak źle, jak przedstawiają to nauczyciele z TikToka. Pedagodzy zauważają nie tylko problemy z czytaniem i pisaniem u dzieci i młodzieży, ale też krótszy czas skupienia uwagi, trudności z koncentracją, niechęć do wykazywania inicjatywy czy nawet udzielania odpowiedzi na pytania:
- "Aktualnie uczę w liceum. Na testach diagnostycznych moi uczniowie z 9 klasy (w USA uczniowie 9 klasy mają 14-15 lat – przyp. red.) osiągają wyniki na poziomie 8-9-latków. Na przestrzeni roku udaje mi się podnieść ich poziom o kilka klas, ale największym problemem i tak są ich notoryczne nieobecności na lekcjach";
- "Mam mieszane uczucia, bo uczę angielskiego w 7 i 8 klasie naprawdę uzdolnionych uczniów, ale i tak mogę powiedzieć, że dzisiejsza młodzież jest zupełnie inna od tej, z którą miałam lekcje jeszcze 5 lat temu. Ściągają na potęgę";
- "Uczę na zastępstwie i tak, to wszystko prawda. Dzieciaki są w stanie odpowiedzieć na pytanie, jeśli im się je przeczyta, ale same nie umieją przeczytać ze zrozumieniem polecenia. Mówię o uczniach 4 klasy";
- "No, nie jest lekko. Uczę w 7 klasie i widzę, że osiągnięcia uczniów spadają na łeb na szyję. Młodzież nigdy nie była aż tak niedojrzała. Zachowują się karygodnie, bo rodzice ich nie dyscyplinują i jeszcze mają pretensje, gdy szkoła próbuje to zrobić za nich"
- "Tak, jest aż tak źle. Uczę w 9 klasie. Na początku roku szkolnego (9 klasa to w USA początek nauki w liceum – przyp. red.) moi uczniowie są na skraju analfabetyzmu i wpadają złość, gdy proszę ich o coś, co wymaga od nich myślenia".
Powyższe wypowiedzi dotyczą amerykańskiego systemu szkolnictwa, jednak wiadomości, które otrzymujemy czasem na redakcyjną skrzynkę, pokazują, że w Polsce wcale nie jest lepiej. Pedagodzy najczęściej zwracają jednak uwagę na roszczeniową postawę dzieci i młodzieży, brak współpracy rodziców z nauczycielami i trudności w utrzymaniu dyscypliny. Nie odnoszą się do rzeczywistych osiągnięć uczniów i różnic między dzisiejszym pokoleniem a poprzednimi.
Jeśli chcecie podzielić się swoimi przemyśleniami, napiszcie do mnie na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl lub mamadu@natemat.pl.
źródło: buzzfeed.com
Czytaj także: https://mamadu.pl/183899,nauczycielka-wprowadzila-kontrowersyjne-zasady-wiecej-takich-pedagogow