To, że w systemie szkolnictwa jest źle, zauważa każdy, kto jest z nim związany. W Polsce mamy ogromny problem z tym, że zasady panujące w szkołach są przestarzałe. O budowaniu szkoły na nowo mówią nie tylko nauczyciele, ale również rodzice i sami uczniowie. Niestety, problem dotyczy nie tylko polskich szkół.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pewna emerytowana nauczycielka, Lisa Robertson, która mieszka w Anglii, napisała na temat nauczania dzieci list otwarty. Był on adresowany do wszystkich rodziców i zamieszczono go w popularnej gazecie "Daily News Britain". Nauczycielka, która zakończyła już karierę zawodową, pozwoliła sobie na zabranie głosu i opowiedzenie, co według niej jest największą przeszkodą w nauczaniu dzieci i gdzie leży problem, który należy naprawić.
"Jako emerytowany nauczyciel mam dość ludzi, którzy nic nie wiedzą o szkołach publicznych lub nie byli ostatnio na zajęciach i nie podejmowali decyzji, jak naprawić nasz system edukacji. Nauczyciele nie są problemem! Problemem są rodzice! Nie uczą swoich dzieci manier, szacunku ani nawet ogólnej wiedzy o tym, jak dogadać się z innymi" – pisze w otwartym liście Robertson.
Zaznacza, że wychowujemy roszczeniowe pokolenie, które uważa, że nikomu oprócz nich samych nie należy się szacunek. Dzieci nie mówią innym "dzień dobry" i są skupione wyłącznie na własnych potrzebach. Według nauczycielki to niestety wina rodziców, którzy w wychowaniu dzieci nie kładą na to nacisku. A to wpływa negatywnie na współpracę nauczycieli i uczniów.
Brak zainteresowania i dobrych manier
W dalszej części listu pedagożka napisała: "Dzieci przychodzą do szkoły w butach, które kosztują więcej niż cały strój nauczyciela, ale nie mają przy sobie ołówka ani papieru. Kto je zapewnia? Nauczyciele często finansują je z własnej kieszeni. Kiedy patrzysz na szkoły, które 'upadają', spójrz na rodziców i uczniów. Czy rodzice przychodzą na wywiadówki? Czy regularnie rozmawiają z nauczycielami? Czy upewniają się, że ich dzieci są przygotowane, mają niezbędne przybory? (...)" – kontynuuje wiadomość nauczycielka.
Kobieta na koniec zarzuca, że to, że system jest wadliwy (w tym przypadku angielski, ale myślę, że możemy założyć, że w polskim szkolnictwie jest tak samo źle albo gorzej) z powodu rodziców, którzy błędne podchodzą do wychowania dzieci.
"Kiedy spojrzysz na te czynniki, zobaczysz, że to nie szkoły ponoszą porażkę, ale rodzice. Nauczyciele nie mogą wykonywać swojej pracy i pracy rodziców. Dopóki rodzice nie wkroczą i nie wykonają swojej pracy, nic się nie poprawi!" – kończy list Robertson.
To wina nie tylko rodziców
Nauczycielka zarzuca rodzicom, że nie tylko nie interesują się tym, co dziecko robi w szkole i jak się zachowuje wobec innych. Mówi szerzej o braku współpracy na linii rodzic-nauczyciel, o braku kultury osobistej i stawiania pewnych granic w wychowaniu. List obiegł sieć i stał się viralem nie tylko w Wielkiej Brytanii. Jego popularność opiera się na tym, że wielu rodziców jest oburzonych postawionymi im zarzutami.
Pod postem na facebookowym koncie "Daily News Britain" pojawiły się komentarze użytkowników, którzy byli zdania, że warto czasami przyjąć inną perspektywę i nie zrzucać winy tylko na jedną stronę. Problemów jest bowiem wiele i nie wszystkie wynikają z wychowania dzieci. Bywa również i tak, że nauczyciele mają wobec dzieci wymagania, które nie są adekwatne do ich wieku. Wywierają presję, by kilkulatki wiedziały dosłownie wszystko i trzymają się ślepo programu nauczania, który czasami przewyższa zdolności uczniów do przyswajania materiału.
"Większość dzieci stara się sprostać oczekiwaniom. Chcą zasad i konsekwencji. Mam większą wiarę w naszą młodzież niż w wielu rodziców i nauczycieli. Dzieciaki są świetne!" – napisała na Facebooku jedna z użytkowniczek. A jakie jest wasze zdanie w tej kwestii? Czy w Polsce również największą winę ponoszą rodzice? Czy mamy sobie coś do zarzucenia w kwestii współpracy ze szkołą i wychowania naszych dzieci? Czy może w przypadku naszego kraju głównym powodem negatywnych emocji związanych z edukacją jest przestarzały system?