"Z przerażeniem słuchałam tej matki w przedszkolnej szatni". Tak krzywdzi się dzieci
"Ostatnio to Łukasz częściej odbiera Lilkę z przedszkola, ja nie mogę się wyrwać z pracy. A ona, wiesz, ma swoje fazy. Czasem chce, by odebrać ją zaraz po obiedzie, innym razem płacze, kiedy jest jednym z ostatnich dzieci, ale nie z tęsknoty za nami, tylko chciałaby zostać jeszcze dłużej i bawić się do nocy.
W końcu umówiłyśmy się, że przyjdę po nią o konkretnej godzinie, wiedziałam, że tego dnia uda mi się wyrwać wcześniej, miałam jakieś nadgodziny do odbioru. Ta radość w jej oczach na mój widok! Coś wspaniałego. Zapytałam Lili, czy miała dziś dobry dzień i co ciekawego robiła. Z wychowawczynią tylko się przywitałam.
Czekałam, aż Lila ubierze się i weźmie swoje rzeczy. Wiesz, ona ma 5 lat, umie sama założyć sweterek czy kurtkę, buty sama włoży, zasznuruje. Czasem to sznurowanie trwa sto lat, bo jak jej kokardka nie wyjdzie, to nie odpuszcza, dopóki nie będzie idealnie.
W szatni było kilkoro innych rodziców. Spoglądałam na mamę dobrej koleżanki Lilki. Podciągała tej dziewczynce rajstopki, naciągała rękawy. Wciskała na nią kurtkę, tak mechanicznie. Przy okazji zasypywała nauczycielkę pytaniami. Takimi, wiesz, klasykami: czy obiadek był zjedzony i tak dalej.
– A nie pajacowała dziś? – rzuciła na koniec tego gradobicia pytań w stronę nauczycielki. Aż poczułam takie ukłucie w środku i spojrzałam na Lilę. Nie chciałam, żeby to słyszała.
– Dziś była grzeczna jak aniołek! – odpowiedziała wychowawczyni. Mama coś jeszcze odpowiedziała, że to dobrze, bo czasem mają z nią w domu trzy światy, ale wzbierała we mnie taka złość, że już nie przysłuchiwałam się dokładnie.
Gdybyś ty widziała to dziecko. Szamotane przez tę matkę, jak lalka. Na twarzy zero uśmiechu, twarz taka bledziutka, w oczach żadnego błysku, taki jakiś smutek raczej, zawstydzenie może. Zrobiło mi się jej bardzo żal".
Pozwólmy dzieciom być dziećmi
Ta scenka rozegrała się w jednym z podwarszawskich przedszkoli. Opowiedziała mi ją koleżanka, mama Lilki – po pierwsze, bo to gaduła, a po drugie, bo wie, że łaknę takich historii w związku z moją pracą.
Aga jeszcze przez jakiś czas opowiadała o tym, jak smutno wyglądała ta mała, 5-letnia dziewczynka, poniżana przez mamę przy nauczycielce. No bo co to w ogóle znaczy: pajacować? Według internetowego słownika PWN: "zachowywać się niepoważnie". Tylko dlaczego w ogóle oczekujemy od dzieci, żeby były poważne? Dlaczego nie możemy patrzeć na ich radość z podziwem, zazdrością nawet, że drzemie w nich coś, co wielu z nas już dawno utraciło?
Z opowieści Agi nie wynikało, by ta dziewczynka była w ogóle zdolna do "pajacowania". Wyglądała na smutną i zahukaną. A może właśnie dlatego, że w domu, przy rodzicach, zakłada jakąś maskę, którą może zdjąć dopiero w przedszkolu? Może tylko w towarzystwie innych dzieci, za zamkniętymi drzwiami, może dać upust swojej dziecięcej energii?
Jeszcze jedna rzecz przykuła moją uwagę: odpowiedź nauczycielki. "Grzeczna jak aniołek". Może tej dziewczynce rzeczywiście bliżej do "diabełka", a chciała ją po prostu chronić przed osądem matki? Dlaczego jednak użyła takiego określenia? Tak wiele mówi się o tym, że nie ma "grzecznych" i "niegrzecznych" dzieci. To są po prostu dzieci. Ze wszystkimi swoimi wielkimi emocjami i wielkimi problemami, ze swoją osobowością i temperamentem – jedne mniejszym, inne większym.
Na kogo one wyrosną, jeśli to rodzice, najbliższe im osoby, podcinają im skrzydła, tłamszą, ograniczają ich wolność i możliwość ekspresji? Jestem ciekawa waszego zdania. Jeśli macie ochotę podzielić się swoją opinią, napiszcie do mnie na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl.