Mówią, że traktuje dzieci jak psy. "Madki niech gadają, ja wiem swoje!"
Britni Church zgromadziła na TikToku prawie 2 mln obserwujących. Pochodzi z konserwatywnej, chrześcijańskiej rodziny, a w pierwszą ciążę zaszła w wieku zaledwie 15 lat. Dzień po swoich 16. urodzinach była już mężatką, kilka dni później na świecie pojawiła się jej pierwsza córka. Dziś Britni ma 35 lat i 12 dzieci. Z takim bagażem doświadczeń – i taką historią – jest krytykowana niemal nieustannie.
W ostatnim czasie musiała się tłumaczyć z tego, że prowadzi najmłodszych synów na "smyczy". "Smyczy", czyli przypinanych do plecaków szelkach, dzięki którym łatwiej jest jej upilnować chłopców podczas spacerów czy zakupów.
Jak tłumaczy Britni na TikToku, matki nieustannie podlegają ocenie, a mamy, które mają więcej niż jedno dziecko – jeszcze częściej. Zwykle przez inne mamy, które również wychowują kilkoro dzieci. Rzecz w tym, że takie porównywanie nie ma sensu – każde dziecko rozwija się w swoim indywidualnym rytmie, do tego różnią się temperamentem, osobowością.
Sam fakt posiadania dzieci nie sprawia, że stajemy się ekspertami od wychowania. Ani swoich dzieci, ani – tym bardziej – cudzych.
– Wolę, żeby moje dzieci były bezpieczne i nie biegały w trzech różnych kierunkach, kiedy gdzieś wychodzimy, niż przejmować się tym, co pomyślą o mnie inne matki – mówi Britni na filmie zamieszczonym na TikToku.
– To naprawdę nie jest tak, że matki, które chodzą z dziećmi w szelkach, traktują je jak psy. Gdyby traktowały je jak psy, gdyby o nie nie dbały, nie zaprzątałyby sobie głowy zakupem takich szelek. Używają "smyczy" dla bezpieczeństwa swoich dzieci, bo je kochają, bo o nie dbają. Chcą, żeby doświadczały różnych rzeczy i były przy tym bezpieczne – tłumaczy Britni.
Czy "smycz" dla dziecka to dobry pomysł?
"Smycze" dla dzieci to rozwiązanie co najmniej dyskusyjne. Zwolennicy, jak Britni, podkreślają, że to kwestia bezpieczeństwa. Przeciwnicy zwracają jednak uwagę na inne aspekty, w tym upokarzanie dziecka.
Jakiś czas temu na ten temat wypowiedziała się psycholożka Dorota Zawadzka, która dziwiła się, że takie produkty w ogóle są jeszcze w sprzedaży. Jej zdaniem z dziećmi trzeba przede wszystkim rozmawiać i tłumaczyć im, jak prawidłowo się zachowywać oraz na jakie zagrożenia są narażone, jeśli w potencjalnie niebezpiecznych sytuacjach nie będą słuchać poleceń rodziców. "Na smyczy prowadza się psy. Dzieci za rękę" – napisała psycholożka na Facebooku.
Dr Benjamin D. Hoffman, lekarz i członek Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej, również odradza używanie tego typu produktów. Zwrócił on uwagę, że szelki czy smycze mogą zwiększać ryzyko urazu, w tym upadku lub uduszenia (jeśli dziecko zaplącze się w smycz, podobnie jak w przypadku sznurków od rolet).
Ostateczna decyzja zawsze należy jednak do rodziców.
źródło: stamfordadvocate.com
Czytaj także: https://mamadu.pl/174680,w-imie-troski-wreczamy-dziecku-niewidzialna-smycz-to-nie-samodzielnosc