Dzieci na koloniach nie radzą sobie z jednego powodu. Te incydenty dowodem
Na koloniach wychodzi z dzieci brak samodzielności
"Jestem osobą, która nie posiada jeszcze swoich dzieci, ale od kilku lat z powodzeniem pracuję jako opiekunka w sali zabaw, animatorka dla dzieci oraz wychowawczyni kolonijna. Uważam, że mam z maluchami dobry kontakt, umiem je zainteresować zabawą i zawsze udaje mi się znaleźć atrakcyjne zajęcia" – rozpoczyna swój list Edyta.
"W wakacje od ponad 5 lat zawsze jeżdżę z dziećmi na kolonie jako opiekunka i mam sporo obserwacji, jeśli chodzi o ich wychowanie, podejście rodziców i emocje oraz psychikę dzieci. Najbardziej to wszystko widać w dzieciach, które wyjeżdżają na kolonie i muszą poradzić sobie bez rodziców przez 10-14 dni. Widać, jak zachowują się cały dzień, jak muszą być pewne siebie, odważne i samodzielne w zupełnie sobie nieznanym otoczeniu".
Opiekunka stara się wspierać
Kobieta jest zdania, że współczesnym dzieciom brakuje samodzielności: "Wtedy też staram się jako ich opiekunka z nimi rozmawiać, wspierać je. Zauważyłam jednak, że teraz dzieci są naprawdę bardzo zagłaskane, rozpieszczone albo bardzo delikatne psychicznie i emocjonalnie. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że to chyba efekt tego, że rodzice tak bardzo o nie dbają i starają się ochronić przed całym złem tego świata.
Nie dają im nic zrobić samodzielnie, wyręczają je nawet w zaniesieniu walizki do autokaru, nie mówiąc już o domowych obowiązkach jak ścielenie łózka, sprzątniecie po sobie naczyń po posiłku czy samodzielne naszykowanie sobie kanapek. Podczas kolonii, na których byłam tydzień temu, zauważyłam, że zarówno chłopcy, jak i dziewczynki mają totalnie gdzieś porządek wokół siebie: gdy wchodziło się do ich pokojów, nie mieli problemu z tym, że dorosły widzi ten cały brud i rozgardiasz, jaki tam panował.
Im nawet nie było wstyd, gdy zwróciłam uwagę na temat bałaganu – ewidentnie widać, że w domu to rodzice składają im ubrania i łóżka ścielą. Dziś na dzieci się chucha i dmucha, dba się o ich komfort psychiczny i emocjonalny poprzez ochranianie przed wszelkim złem i negatywnymi doświadczeniami, co doprowadza do tego, że te dzieciaki sobie absolutnie nie radzą poza domem. Brak im samodzielności, umiejętności logicznego myślenia, silnej psychiki".
Kiedyś też nie było lepiej
Nasza czytelniczka zauważa też, że kiedyś wcale nie było lepiej, bo dzieci były zaniedbane emocjonalnie: "Nie chcę też mówić, że kiedyś było lepiej. Sama również jeździłam na kolonie i doskonale pamiętam, że wtedy 'w terenie' wszyscy lepiej sobie radzili, ale to również nie było dobre. Często było to okupowane płaczem w poduszkę tak, żeby inni nie słyszeli. Byli też tacy, którzy nie płakali i się nie skarżyli na samodzielny wyjazd, bo było im wstyd przed grupą.
Nauczeni byli też z domu, że nie można się mazać, że trzeba wziąć się w garść i działać z zakasanymi rękawami. Teraz to pokolenie ma problemy z emocjami, nie umie mówić o sobie i swoich uczuciach, tkwi w kulturze tyrania od świtu do nocy, żeby tylko pokazać, że ma siłę i jest samodzielne i pewne siebie. Żaden z tych kierunków według mnie nie jest dobry.
Kończąc już mój list, miałabym tylko do rodziców apel – zacznijcie to wszystko traktować z większym luzem. Dajcie dzieciom przestrzeń na samodzielność, ale również nie porzucajcie ich emocji i psychiki całkowicie. Wydaje mi się, że jest szansa na znalezienie złotego środka, bo to, co teraz rodzice robią dzieciom, jest tak samo złe jak metody wychowawcze sprzed 30 lat" – kończy swój list wychowawczyni kolonijna.