Zrezygnowałam z pracy jako niania po jednym dniu. Oczekiwania rodziców mnie zszokowały
Jako niania byłam często członkiem rodziny
"Jestem nianią od ponad 10 lat i w tym czasie byłam związana z dosłownie kilkoma rodzinami. Wszystko dlatego, że zależy mi na tym, by budować z dzieckiem i rodzicami relacje, które maluchowi dadzą poczucie bezpieczeństwa. Byłam najczęściej traktowana jak ciocia, trochę jak członek rodziny, rzadziej jak pracownik, który tylko bierze pieniądze i wykonuje swoje zadania" – rozpoczyna list Kamila.
"Piszę o tym na wstępie, bo uważam, ze to dość istotne dla dalszej opowieści. Teraz w maju zakończyłam współpracę dla pewnej rodziny: 3-letni Tadzio stał się dużym chłopcem i jego rodzice zdecydowali, że maluch pójdzie do przedszkola. Nasza współpraca zakończyła się, choć oczywiście w bardzo miły i pozytywny sposób. Szukałam już od jakiegoś czasu kolejnej pracy, by np. od czerwca lub lipca zająć się jakimś maluchem (lub maluchami)".
Praca po znajomości
Kamila opisuje, na jakie warunki liczyła i jak zazwyczaj znajdowała pracę: "Zwykle znajdowałam kolejnych pracodawców na tzw. zakładkę, co oznacza, że miałam z miesiąca na miesiąc stałe źródło dochodu i kolejnych podopiecznych dość szybko po zakończeniu każdej współpracy. Być może wynikało to z tego, że zawsze były to rodziny z dziećmi, które otrzymywałam z poleceń innych rodzin lub znajomych.
Tym razem nie udało mi się podjąć współpracy z nikim znajomym lub z polecenia, więc jeszcze w maju postanowiłam ogłosić się na kilku różnych grupach dla niań działających w Warszawie, w której mieszkam. Szybko odezwało się do mnie kilka mam, które w wakacje kończyły urlop rodzicielski i chciały się jeszcze wstrzymać z wysyłaniem dzieci do żłobków.
Po kilku rozmowach i spotkaniach udało mi się nawiązać współpracę z jedną rodziną. Miałam mieć pod opieką roczniaka, a popołudniami odbierać z przedszkola jeszcze 4-latka, z którymi siedziałabym do czasu powrotu rodziców z pracy ok. 18:00" – kontynuuje opowieść nasza czytelniczka.
Jestem nianią, a nie służącą
"Rozpoczęłam pracę 1 lipca i jeszcze tego samego dnia z niej zrezygnowałam. Powód? Rodzina, która na wcześniejszych spotkaniach i adaptacji wydawała się cudowna, okazała się dość dziwna i roszczeniowa. Dowiedziałam się, że do moich obowiązków będzie należało też zaprowadzanie dziecka do przedszkola, robienie posiłków młodszemu, a jak się uda to i ogarnięcie bałaganu w domu. Nikt o tym wcześniej nie wspomniał, gdy ustalaliśmy zakres obowiązków.
Uważam, że takie dodatkowe zadania wymagają uwzględnienia tego w pensji, którą będę otrzymywała. Okazało się jednak, że rodzice myśleli, że jeśli biorę 30 zł za godzinę pracy, to jest to na tyle duża kwota, że mogą mi spokojnie dołożyć obowiązków. Nie rozumieją, że z pensji opłacam też księgową prowadzącą moją działalność, podatki, ubezpieczenie i 'gołej' pensji wcale nie zostaje mi aż tak dużo.
Poza tym jestem nianią z pedagogicznym wykształceniem, a nie pomocą domową, która przy okazji opieki nad maluchem będzie też sprzątać i gotować. Czy wymagam za dużo? Po jednym takim dniu harówy zrezygnowałam. Wolę mieć miesiąc przestoju, naruszyć oszczędności na życie i w spokoju znaleźć rodzinę, dla której będę mogła pracować jako opieka dla dziecka, a nie służąca" – kończy swój list Kamila.