2-latek płakał z powodu bólu pleców. Po wyjściu ze żłobka trafił do szpitala z groźną chorobą
- Pewien brytyjski 2-latek po powrocie ze żłobka narzekał na ból w plecach, a jego mama pomyślała, że być może podczas zabawy dziecko o coś się uderzyło.
- Zdarza się, ze ból u dziecka może być objawem groźnej choroby, nigdy więc nie wolno go bagatelizować - na szczęście mama dziecka starała się dowiedzieć, czym spowodowany jest ból pleców jej syna.
- Po wielu wizytach u lekarzy i badaniach odkryto, że maluch cierpi na rzadką wadę rozwojową niemowląt i małych dzieci. Zdiagnozowano u niego zespół Arnolda-Chiariego.
Ból pleców u malucha
Małe dzieci z powodu swojej ruchliwości często narzekają na różne bóle, które spowodowane są np. uderzeniami w trakcie zabawy. Bywa też tak, że jakieś dolegliwości bólowe u kilkulatka wywołuje rośnięcie (czyli tzw. bóle wzrostowe). Bólu u dziecka nigdy nie należy lekceważyć i zawsze trzeba diagnozować jego pochodzenie. Takiego samego zdania była mama pewnego kilkulatka z Wielkiej Brytanii.
Samantha McGee z Knowsley Village w Merseyside (wieś w Anglii) starała się u różnych lekarzy ustalić, dlaczego jej 2-letni syn od dłuższego czasu skarży się na ból w dole pleców. Zaczęło się od tego, że podczas powrotów ze żłobka, dziecko skarżyło się na ból pleców podczas siedzenia w samochodowym foteliku. Chłopczyk miał wtedy ok. 1,5 roku i jego mama pomyślała, że być może w przedszkolu dziecko uderzyło się, będąc nieuważnym podczas zabawy.
W końcu doszło do sytuacji, gdy chłopiec spokojnie bawił się na podłodze i nagle zaczął krzyczeć z bólu. Rodzice natychmiast zawieźli go na pogotowie ratunkowe, z którego trafił do szpitala. Lekarze wciąż rozkładali ręce, ale upór rodziców w odkryciu tego, co się dzieje z ich dzieckiem, okazał się skuteczny. Samantha powiedziała lekarzom, że "jako mama wie, że coś jest nie tak" i nie odpuściła, dopóki nie wykonano jej synowi wszystkich możliwych badań.
Upór rodziców w znalezieniu przyczyny
Chłopiec cierpiał do tego stopnia, że potrafił płakać po kilka godzin w ciągu dnia, zanim trafił w ręce lekarzy, którzy odkryli pochodzenie bólu. Wszyscy medycy, do których kobieta udawała się z małym Lennym, rozkładali ręce i twierdzili, że dziecku nic nie jest. Dopiero po jednej z nagłych wizyt na pogotowiu i hospitalizacji, ustalono, co się dzieje z małym Lennym. W końcu rodzina otrzymała odpowiedzi, których tak bardzo potrzebowała, ale stało się to dopiero po wykonaniu rezonansu magnetycznego.
U dziecka zdiagnozowano chorobę, która jest rzadką chorobą mózgu u niemowląt i małych dzieci: malformację Chiari typu I (zespół Arnolda-Chiariego). Lennego bolały plecki, bo w tym miejscu przechodzą nerwy połączone z mózgiem. W mózgu chłopca uciskany był pień i rdzeń kręgowy, a także dolna część tylnej części mózgu rozciągała się do kanału kręgowego i utrudnia przepływ płynu.
Zespół Arnolda-Chiariego to wada rozwoju
Choroba Arnolda-Chiariego to wada rozwojowa, która powstaje jeszcze w okresie płodowym. Polega na tym, że mózg dziecka jest zbyt duży w stosunku do czaszki i zaczyna ją przerastać, uwalniając płyn z mózgu w stronę kręgosłupa (choć normalnie powinien on krążyć wokół mózgu). By ulżyć dziecku w chorobie, lekarze podjęli decyzję o operacji. Miała ona odbyć się po 3 miesiącach, podczas których nadal obserwowano objawy u dziecka i sprawdzano, czy choroba się pogłębia.
Niestety tak się stało – po krótkim czasie chłopiec zaczął narzekać na ból kolan, z powodu którego nie mógł chodzić, a także ból głowy. Wtedy podjęto decyzję o natychmiastowej operacji i wykonano u chłopca dekompresję mózgu. Skomplikowana operacja polega na usunięciu fragmentów kości z czaszki i górnej części kręgosłupa, dzięki czemu zmniejsza się nacisk na mózg i umożliwia przepływ płynu do mózgu i wokół niego.
Choroba u chłopca jest nieuleczalna, więc będzie musiał z nią żyć. Lekarze są zdania, że nie będzie mógł uprawiać sportu i będzie go obowiązywał bardzo oszczędny tryb życia. Jednak pomimo tego, przez co przeszedł, jego mama powiedziała w rozmowie z brytyjskim "Mirror", że Lenny jest "szczęśliwą małą duszą". I dodała: "Nie sądzimy, że będzie mógł uprawiać sporty kontaktowe, chodzić na festyny i tego typu rzeczy. (...) zmieni się całe jego życie, ponieważ wszystkie rzeczy, które będą robić jego rówieśnicy, dla niego będą nieosiągalne".
Kobieta przyznała jednak, że jest najszczęśliwsza na świecie, że jej dziecko żyje i wreszcie rodzina i lekarze wiedzą, jak mu pomóc. Zaznaczyła też, że jest dumna z synka, bo był podczas badań, operacji i ciągłego bólu bardzo dzielny. Teraz maluch będzie musiał nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, w której ma niestety wiele ograniczeń.