Nie będę przepraszać za to, że w nocy nie słyszę płaczu dziecka. Mam do tego prawo
- Utarło się, że skoro kobieta karmi niemowlę i siedzi w domu, to może także do niego wstawać w nocy.
- Mimo olbrzymiego zaangażowania panów w opiekę nad własnymi pociechami nocna zmiana nadal jest domeną pań.
- Kto musi wstawać do dziecka w nocy? Jeden z rodziców, czyli wcale nie musi to być matka.
Zła matka?
Całe życie miałam problemy ze wstawaniem. Na szczęście nigdy nie mieszkałam sama, więc zawsze miałam kogoś, kto mnie rano budził. Tego kogoś (i całą okolicę) zazwyczaj budził mój jazgotliwy budzik, podczas gdy ja nadal niewzruszona dalej spałam. Gdy na świat przyszła nasza starsza córka, budziło mnie każde jej podejrzane westchnięcie i sapnięcie. Po dwóch miesiącach oswoiłam się i zaczęłam spać mocno... bardzo mocno. Zdaniem niektórych "za mocno" jak na dobrą matkę przystało.
Bardzo się zdziwiłam, słysząc, że mimo olbrzymiego zaangażowania w opiekę nad dziećmi mężowie koleżanek w zasadzie nie wstają do dzieci w nocy. U nas nigdy tak nie było. Ponieważ byłam po cesarce, tak naprawdę na początku wstawał tylko mój mąż. On przewijał i podawał mi ją do karmienia, a potem odkładał maluszka do łóżeczka. Potem wstawaliśmy obydwoje. Jednak znacznie częściej mój mąż.
Po jakimś czasie zaczęły zdarzać się całe przespane noce (nie to bym wstawała jakaś bardzo wyspana). Często rano budziłam się, nie mając nawet świadomości, że któraś z córek w nocy płakała. Oczywiście mówimy jakimś "zwykłym" marudzeniu, bo przy chorobie jakby instynktownie nagle spałam znacznie czujniej.
Nigdy nie ukrywałam, jak jest u nas w domu i zawsze uważałam, że jest to całkiem normalne. Jednak nie zawsze spotykało się to z pozytywnym odbiorem. Bo jak to pracujący ojciec "musi wstawać" a ja nic nierobiąca/pracująca mniej/ pracująca zdalnie z domu - sobie smacznie śpię?! No przecież dobra matka i żona tak nie robi. Czyżby?
Najlepszy tata
Jest to o tyle ciekawe, że jest olbrzymie zrozumienie dla mężczyzn, którzy nie wstają w nocy do dziecka. W końcu ciężko pracują na chleb! Co najmniej jakby wszyscy musieli tyrać w kamieniołomach. Nie dość, że padają ze zmęczenia, to i wyspać się muszą. Za panami nawet stoi nauka, która tłumaczy, że to wcale nie jest ich zła wola, a chciała tego sama natura. Jak wykazało jedno z badań, śpiące kobiety najszybciej reagują na płacz dziecka (nawet jak nie są matkami), natomiast panów prędzej niż łkający maluszek obudzi alarm samochodu, cieknący karna czy latająca po pokoju mucha...
Rozumiem, że są zawody, które naprawdę wymagają, by człowiek był wypoczęty i uważny np. taki chirurg. Jest to jasne, ale dlaczego tak łatwo zapomnieć, że matka, zostając w domu ma także niezwykle odpowiedzialne zadanie? Przecież pod jej opieką zostaje maleńkie dziecko.
Matki też są zmęczone
Nie można zapominać o tym, jak ciężką robotę wykonują matki tylko "siedząc" w domu. Gdy się urodziłam, mój tata był w wojsku, mama musiała sobie radzić zupełnie sama. Nie mogła liczyć na niczyją pomoc, a przede wszystkim nie miała szansy odpoczynek. Jak dziś wspomina, były momenty, gdy nawet musiała sobie zapisywać, czy mnie nakarmiła, bo ze zmęczenia pamięć ją zawodziła (niestety kilkadziesiąt temu nie karmiło się na żądanie, a na godziny). Podstawowe czynności zaczynały sprawiać jej olbrzymie trudności. Nie bez przyczyny sen znajduje się u podstawy piramidy potrzeb, jest niezbędny, by prawidłowo funkcjonować.
Gdy tata przyjeżdżał na przepustkę spała dużo i bardzo mocno, nawet nie słyszała, gdy się budziłam. Ona na co dzień była absolutnie sama, ale jeśli facet pracuje, powiedzmy do 18 i nie wstaje w nocy do dziecka, to w tygodniu pracy wspiera matkę zaledwie przez kilka godzin. Jeśli kobieta nie wykorzystuje tego czasu na sen (mogę się założyć, że większość tego nie robi!), to kiedy ma odpocząć i zregenerować siły?
Matek nikt za to nie chwali
Choć jako rodzice zdecydowanie snu mamy za mało, to też warto zaznaczyć, że z mężem mamy zupełnie inne potrzeby. Ja mam bardzo dużą, wręcz olbrzymią (zmagam się od lat z niedoczynnością tarczycy), mój mąż tego snu potrzebuje znacznie mniej.
Żeby nie było, są i dni, gdy on jest bardziej zmęczony, nie słyszy dziecka, śpi mocniej i wstaję tylko ja. Są noce, gdy się kopiemy, by to drugie poszło. Pewnie jakby podliczyć to on wstaje częściej, tylko po co to liczyć? Jesteśmy rodzicami i razem zajmujemy się naszymi dziećmi.
Nie, nie należy mu się medal za nocne wstawanie (bo to naprawdę nic nadzwyczajnego, matek nikt za to nie chwali!). Ale tak jak on nie zasługuje na wychwalanie, tak ja nie zasługuję za ganienie, za to, że dziecka nie słyszę, bo śpię. Mam prawo mocno spać, nie dlatego, że egoistycznie olewam własne dzieci, ale dlatego, że jestem także zmęczona i tego snu zwyczajnie potrzebuję.
A dzieci? Krzywda im się nie dzieje, w końcu dzieci mają nie tylko matkę.
Czytaj także: https://mamadu.pl/130747,ojcom-nie-trzeba-wspolczuc-przestancie-traktowac-ich-jak-jaskiniowcow