"Zrobiłam sobie wolny dzień bez dzieci, dowiedziało się o tym przedszkole. Była afera!"
Jestem z dziećmi sama
"Nasza rodzinna historia jest jakich wiele. Byłam w ciąży z drugim dzieckiem, kiedy męża zwolnili z pracy, wykorzystał nasze oszczędności, żeby wyjechać za granicę. Tam szybko znalazł pracę, spłacał kredyt, przysyłał pieniądze, miał wrócić albo ściągnąć nas. Poznał tam kogoś i ogłosił, że nie wraca, że będzie pomagał mi finansowo, latem będzie zabierał dzieci, ale między nami koniec" - wspomina kobieta.
Monika wróciła do pracy, kiedy młodsza córka poszła do przedszkola. W mieście, w którym układali sobie życie, nie ma rodziny. "Jestem samotną matką, tak naprawdę samotną. Nie ma mowy o chodzeniu na randki, bo jeśli nie jestem w pracy, to zajmuję się dziećmi. Czasem pracuję z domu albo biorę dzień wolnego, moje dzieci wtedy też idą do przedszkola. Od poniedziałku do piątku są tam codziennie, często 10 godzin".
Kobieta przyznaje, że nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Uważa, że tych kilka godzin wieczorem i całe weekendy, wszystkie święta i pół wakacji z dziećmi obciążają ją aż zanadto.
Dziewczynki widziały mamę
"Wcześniej już zdarzały się przytyki ze strony nauczycielek, że dziewczynki zawsze otwierają i zamykają przedszkole. Tak mówiły. Wiedzą, gdzie mieszkam, czasem widzę, jak patrzą niecierpliwie w stronę moich okien, kiedy o 16.30 jeszcze mnie nie ma po dzieci. Ostatnio jednak nawet nie udawały, że żartują" - wspomina Monika.
Kobieta wzięła wolny dzień, musiała zrobić badania do pracy, postanowiła więc po badaniach pójść na spacer, pobyć sama w ciszy. Tego dnia, jak zawsze zjawiła się po córki tuż przed 17.00. Nauczycielka tym razem nie powitała jej z uśmiechem.
"Poprosiła mnie na rozmowę, powiedziała, że moje dzieci widziały mnie obok przedszkola w ciągu dnia, że młodszej córce było przykro, kiedy po nią nie przyszłam. Niby podkreślała, że rozumieją moją sytuację, ale z drugiej strony wypomniała mi, że dziewczynki były nawet w Wigilię w przedszkolu. Dodała, że mają najwięcej godzin obecności w placówce ze wszystkich podopiecznych" - wspomina kobieta.
"Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, bo zupełnie nie rozumiem, w czym problem. Płacę, nie przyprowadzam chorych dzieci, nigdy nie zdarzyło się, żeby panie musiały na mnie czekać, bo przyszłam po oficjalnym zamknięciu placówki. W czym więc problem?" - zastanawia się Monika.
Dyskryminacja, czy wołanie o rozsądek?
Monika uważa, że nauczycielka niepotrzebnie się wtrąca, że z dziećmi ma dobry kontakt, jednak z racji na bycie samodzielną mamą, nie może sobie pozwolić na "rozpieszczanie" dziewczynek. Kobieta przyznaje, że choć były partner wspiera ją finansowo, to bardzo ciąży jej ciągła i stała odpowiedzialność za dzieci, bo on się nie zjawi, kiedy dziecko zwymiotuje w nocy.
"Nie było go, kiedy Jaśka rozcięła głowę i sama z nią i maleńką wtedy Halszką musiałam jechać na pogotowie. Nie ma go, gdy gorączkują, gdy trzeba je zabrać na urodziny koleżanki i do dentysty, co z tego, że on za wszystko zapłaci?" - pyta retorycznie.
Sytuacja nie jest łatwa. Ale czy dzieci powinny być codziennie 10 godzin w przedszkolu? Może warto, zamiast obrażać się na uwagi nauczycielki, porozmawiać szczerze z córkami? Może choć raz w tygodniu udałoby się Monice odebrać je wcześniej i pójść razem na spacer czy do kina, albo po prostu pobawić się razem w domu. Szczególnie teraz, kiedy dni są coraz krótsze.
Samodzielne mamy nie mają lekkiego życia. Często nawet najbardziej angażujący się partner nie stanowi dla nich wystarczającego oparcia, nawet jeśli nie mieszka tysiące kilometrów od pociech. Jednak czasem i my, kobiety, zapominamy, że opłacenie przedszkola i zapełnienie lodówki nie są naszymi jedynymi powinnościami wobec dzieci.
Jeśli wyjątkowo ciąży ci stała i ciągła opieka nad dziećmi, porozmawiaj o tym z przyjaciółką, lekarzem, terapeutą. Czasem to odsuwanie od siebie bliskich jest wynikiem dołka psychicznego, a w nim każdy potrzebuje wsparcia. Nie bój się o nie prosić.
Czytaj także: https://mamadu.pl/166960,depresja-poporodowa-dwa-oblicza-guli-wywiad-z-matkami