Jestem samotną matką dwójki dzieci. „Nigdy się nie związałaś się z ojcem dziecka, jesteś rozwódką, wdową?” – spytacie. Nic z tego, jestem mężatką. Ale to nie ma większego znaczenia.
„Czym mój związek różni się od innych? Co poszło nie tak?” – zastanawiała się Beata, kiedy widziała na ulicy ojców z małymi dziećmi. Lubiła myśleć, że wszyscy faceci są tacy jak jej mąż, nie mają głowy do dzieci. Tłumaczyła sobie, że koleżanki koloryzują kiedy opowiadają o tym, jak cudownie ich mężowie zajmują się dziećmi. Ale temu, co nieustannie widziała wokół siebie zaprzeczyć nie mogła: tatusiowie czule tulący dzieci w poczekalni rejonowej przychodni, tatusiowie huśtający swoje pociechy na osiedlowym placu zabaw, koledzy w pracy żywo dyskutujący kwestie szczepień czy sposobów na dziecięcy katarek i ząbkowanie. Jej mąż Marcin taki nie był.
Jasny podział obowiązków
Kiedy urodziła się ich córeczka oboje byli bardzo szczęśliwi. Marcin opiekował się nią i małą Hanią, robił dziesiątki zdjęć, chwalił się wszystkim, że ma taką piękną córkę. Jednak to na Beatę spadły wszystkie obowiązki związane z opieką nad dzieckiem. Zdecydowali, że ona zrobi sobie półtoraroczną przerwę w pracy, a on będzie zarabiał.
Marcin pracował naprawdę dużo, dużo też zarabiał. To dzięki niemu żyli w dostatku. Beata w tym czasie dzielnie brała na siebie wszystkie obowiązki związane z opieką nad dzieckiem. Kiedy Marcin wracał z pracy, był naprawdę zmęczony, zresztą córeczka wtedy z reguły już spała. W weekendy pracował nad dodatkowymi projektami. A gdy kończył pracę, wychodził spotkać się z kolegami albo poćwiczyć na siłowni. Beata nie miała nic przeciwko temu, w końcu Marcin pracował naprawdę dużo i należał mu się odpoczynek. Przecież ona też miała czas dla siebie. Kiedy Hania zostawała w domu pod opieką babci Beata mogła iść na zakupy, do kosmetyczki albo na masaż. I wiedziała, że to są przyjemności, na które może sobie pozwolić dzięki ciężkiej pracy Marcina.
"Jakoś musisz sobie poradzić"
Czas, który Beata spędziła w domu przedłużył się, bo na świat przyszło ich kolejne dziecko. Podział obowiązków w domu nie zmienił się. Ona zajmowała się dziećmi, on zarabiał. Jednak w końcu i ona zapragnęła powrotu do pracy. Miała do czego wracać – wprawdzie nieco wypadła z rytmu, ale lubiła swoją pracę, szybko nadrabiała zaległości, dobrze zarabiała.
Kiedy planowała powrót do pracy wyobrażała sobie, że podział obowiązków w domu nieco się zmieni. „- Kto dzisiaj odbiera dzieci?” „- Musisz sobie poradzić, ja będę musiał zostać w pracy trochę dłużej” – taką odpowiedź słyszała od Marka codziennie, w końcu przestała pytać.
Dziecko się rozchorowało i trzeba było wziąć zwolnienie lekarskie? To było oczywiste, że weźmie je ona. Zakup wyprawki do przedszkola? Musiała załatwić to po pracy. Zebranie rodziców w przedszkolu? Marcin nawet nie wiedział, gdzie ono się mieściło. Po tym, jak wróciła do pracy Marcin ani trochę nie zaangażował się w życie dzieci.
Nie lepiej wyglądała też sytuacja czasu spędzanego z dziećmi. To ona czytała książeczki, opowiadała bajki, śpiewała piosenki. W weekendy zabierała je na spacery i do dziecięcego teatru. I nie mogła się doczekać tych niedziel, które dzieci spędzały z jedną z babć. Z czasem jednak wyjść do kosmetyczki i na masaż było coraz mniej. Czas bez dzieci poświęcała na planowanie jadłospisu na cały tydzień, zakupy dla całej rodziny, domowe porządki.
Rodzic to mama
A dzieci? Mają zwyczaj postrzegania rzeczywistości tak, jak im ją pokażą dorośli. Nauczyły się, że rodzic to mama. To do niej przychodziły z każdym problemem, gdy się nudziły, gdy miały zły sen, z każdą codzienną sprawą. Beata robiła wszystko, co w jej mocy, by sprostać wszystkim dziecięcym oczekiwaniom.
Wiele razy rozmawiała o tym z Marcinem, nalegała, by bardziej zaangażował się w życie dzieci. On za każdym razem powtarzał, że to zrobi. Że ona i dzieci są dla niego najważniejsze. I jeśli dużo pracuje to tylko po to, by zapewnić im wszystko, czego potrzebują. Przyznawał jej też rację, obiecywał zmianę. Jeszcze tylko ten jeden projekt, tylko zamknie sprawy wyjątkowo trudnego klienta… Tyle tylko że gdy nie pracował, wychodził z kolegami, szedł na siłownię, albo zasiadał przed laptopem z słuchawkami na uszach. Za każdym razem obiecywał jej, że to się zmieni. Ale nie zmieniało się nigdy.
Czasami Beata lubiła łudzić się, że tak jest we wszystkich domach. Że mężczyźni po prostu nie zajmują się dziećmi. Jednak dziesiątki przykładów z codziennego życia jej to umożliwiały. Znajomi mężczyźni angażowali się w życie swoich dzieci na każdym etapie ich życia. Innym razem tłumaczyła sobie, że nie jest tak źle. Co do tego, że Marcin na swój sposób dzieci kocha nie miała żadnych wątpliwości. Niekiedy lubiła też wierzyć w obietnice męża, że w końcu wszystko się zmieni, on że zacznie się angażować w wychowanie dzieci.
Momentem, kiedy naprawdę przestała się łudzić był czas, kiedy musiała poddać się zabiegowi chirurgicznemu. Jej problemy zdrowotne nie były poważne, ale musiała pozostać w szpitalu przez kilka dni. Planując nieobecność w domu zaczęła tłumaczyć Marcinowi, co będzie należało w tym czasie do jego obowiązków. „A gdzie mieści się to przedszkole?”, „To my tyle za nie płacimy?”, „Oni w domu odrabiają jakieś lekcje?”, „Trzeba im przygotować kolację, nie jedzą jej w przedszkolu?”, „I śniadanie też?”. Marcin nie wiedział nic na temat opieki nad własnymi dziećmi. Beata poddała się. Zadzwoniła do mamy i poprosiła, by to ona zajęła się dziećmi przez tych kilka dni.