Dla nich powinno zamknąć się place zabaw? Kontrowersyjni goście przeszkadzają rodzicom
Po uroczystym rozpoczęciu roku dzieci i młodzież mogli kontynuować wakacje. To był ostatni taki dzień w tym roku szkolnym. Nic dziwnego, że wszyscy ruszyli na place zabaw, by skorzystać z wolnego popołudnia.
Mojej sąsiadce bardzo nie spodobały się nastolatki, które jeszcze w białych koszulach obsiadły domki i huśtawki. Grupa chłopców przyniosła także pistolety na rzutki i ganiała się, grając w wojnę.
- Byłam tam przed chwilą z Miłoszem. Nie miał jak się bawić, bo ciągle jakiś chłopak przebiegał mu drogę i mały czuł się zagubiony. Nie mówię już o hałasie, bo oczywiście zabrali ze sobą głośnik bezprzewodowy, z którego puszczają muzykę - wymieniała przewinienia młodych moja znajoma.
Mimo jej przestróg poszłam z dziećmi na plac zabaw. Muzykę przeplataną z okrzykami dzieci było słychać już z pewnej odległości. Nastolatki, których tak obawiała się moja sąsiadka, nie siedziały już na placu zabaw, a pod nim. Na trawniku przebywała grupa z głośniczkiem. Chłopaki z pistoletami nadal biegali po placu, ale kręcili się tylko wokół jednej budowli.
Na placu zabaw nie brakowały młodszych dzieci, którym chyba jednak nie przeszkadzało starsze towarzystwo. Największymi przeciwnikami tej integracji okazywali się rodzice, którzy biegali za dziećmi i nieustannie krzyczeli o uwadze.
Gdy tylko usiadłam na ławce, usłyszałam rozmowę, w której dwie zaprzyjaźnione mamy dzieliły się opowieścią o przepędzaniu nastolatków z placu zabaw. Najwidoczniej doszło do wypadku, w którym rzeczywiście chłopcy przewrócili małe dziecko. Przeprosili, ale atmosfera wśród młodzieży się popsuła i część młodych ludzi "wyprowadziła się" poza plac.
Ci, którzy zostali, starali się zachowywać cicho, ale trudno zachować spokój w czasie zmagań wojennych. "Nie podchodź do chłopców" - usłyszałam, a mama z rozwianym włosem już biegła za przedszkolakiem, który chciał obejrzeć narzędzia zabawkowej zbrodni. Nastolatki przestraszyły się chyba tej kobiety, bo szybko wskoczyli na drabinki.
- Nie rozumiem, dlaczego nie pójdą sobie gdzie indziej - narzekały mamy z sąsiedniej ławki. - Przecież są za duzi na place zabaw.
- Oni przychodzą tutaj także wieczorem. Mieszkam w tym bloku i słyszę całą noc prawie muzykę i śmiechy. Spać się nie da. Moim zdaniem plac zabaw powinien być zamknięty wieczorem i postawiona tabliczka - tłumaczyła jedna z nich.
- Zwykle jak widzę, jak te dziewuchy kręcą się na huśtawkach, to nawet z dziećmi nie zachodzę, bo wiem, że zaraz zleci się ich więcej i moje nie będą miały się gdzie bawić - odpowiadała jej koleżanka. - Tylko przynoszą chipsy i siedzą w telefonach.
Mówiąc szczerze, dziwiła mnie ta niechęć. Jednak pamiętałam, że czasem nawet moja córka mówiła, że zdarza jej się z "ekipą" straszyć maluchy na placach zabaw. Przestrzenie do zabawy są miejscem publicznym i nastolatki mogą na nich przebywać. Najwyraźniej to nie dzieci, a rodzice mają problem z ich obecnością. Być może powinni spróbować zwrócić im uwagę, potrenować, skoro i tak niedługo sami w domu będą mieli nastoletnie dziecko, a nie chcą, by zachowywało się w przyszłości tak jak "współczesna młodzież".
Czytaj także: https://mamadu.pl/162928,dzieci-halasuja-czy-dobrze-sie-bawia-zdania-sa-mocno-podzielone