"Drą się pod oknem od świtu do nocy, mam dość bachorów". Afera o plac zabaw pod oknem
List czytelniczki
19 maja 2022, 14:47·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 maja 2022, 14:47
Plac zabaw to od zawsze punkt sporny wśród sąsiadów. Gdzie jest granica między hałasem a dobrą zabawą? Na ile pozwolić dzieciom i kiedy zwrócić uwagę, że są za głośno? A może w ogóle nie zwracać, bo to ich przestrzeń? Czy w takiej sytuacji możliwy jest jakikolwiek kompromis? Zdaniem naszej czytelniczki nie!
Reklama.
Reklama.
Są dzieci, jest i zabawa
"Jesteśmy świeżo po przeprowadzce. To nowe osiedle, więc mieszkają tu głównie rodzice z małymi dziećmi. Nawet nastolatków praktycznie nie widać. Sama infrastruktura osiedla też raczej została przemyślana z myślą rodzinach z dziećmi. Jest tu kilka placów zabaw, dużo zieleni i trawy do zabawy czy gry w piłkę. Nie powiem, że nie miało to dla mnie znaczenia przy wyborze mieszkania. Synek chodzi do 2 klasy, a córeczka ma 4 latka. Bardzo mi zależało na przeprowadzce w miejsce, gdzie dzieci będą miały dużo swobody, a także kolegów do zabawy.
Wcześniej mieszkaliśmy w małym bloku, gdzie w większości mieszkali emeryci. Daleko było do najbliższego placu zabaw, który i tak już lata świetności miał dawno za sobą. Taka okolica zupełnie nie pod dzieci i chyba też miasto zupełnie nie planuje tam zmian, bo nic nowego nie ma szansy się tam wybudować.
Ponieważ sama wychowywałam się niemalże na podwórku, chciałabym,by i dzieci zasmakowały takiego dzieciństwa. Kiedy postanowiliśmy, że czas zmienić mieszkanie na większe, jednym z ważnych elementów było to, by były tam inne dzieci. Naiwnie pomyślałam, że każdy, kto sprowadza się na takie osiedle, ma świadomość, jak dzieci potrafią się bawić i dokładnie na tym mu zależy dla swoich pociech. Jednak nie minęło kilka tygodni, a na osiedlowym forum rozpętała się prawdziwa burza na temat tego jak dzieci (nie) powinny się bawić.
Plac zabaw nie do zabawy?
Sama mam okna na plac zabaw i ku mojemu zdziwieniu jest dość cicho. Bywałam na dużych warszawskich placach zabaw i faktycznie hałas mnie przytłaczał, no ale w końcu po coś są te place zabaw. Na naszym osiedlu są to małe placyki, dzięki czemu jest atrakcyjniej dla dzieci, ale całe towarzystwo żądne zabawy rozprasza się po całym osiedlu. Maluszki korzystają w ciągu dnia, a starsze przedszkolaki i szkolne dzieci głównie z klas 1-3 bawią się dopiero od ok. 17.00 do 19.30. Mnie osobiście zastanawia, co tak krótko, ale mamy rok szkolny - może lekcje i dodatkowe zajęcia sprawiają, że dzieci nie mają jak siedzieć na dworze.
Jedak okazuje się, że każdy ma inną definicję hałasu i ciszy, a także nie każdy ma świadomość, że dzieci naprawdę nie bawią się w milczeniu. Moje dzieci dość cicho zachowują się w domu, ale widzę, kiedy je nosi lub kiedy muszą się wykrzyczeć i wybiegać. Taka dziecięca natura. Widzę to szczególnie po synku, po kilku godzinach w szkolne ławce po prostu musi się wyszaleć, tak samo jak reszta jego kolegów. Nawet pani czasem w szkole mówi, że gdy już ciężko ze skupieniem, idzie z nimi na boisko, bo po ciężkim dniu już widzi, że nic więcej z nich nie wyciśnie.
Fajny nauczyciel, ale nie każdy ma takie podejście do dzieci. Okazuje się, że mamy na osiedlu osobę, która jest wręcz urażona obecnością dzieci. Na osiedlowym forum pojawia się cała masa wpisów, w których kobieta wyraża swoje oburzenie, niezadowolenie i co więcej, apele do rodziców, by 'coś zrobili z hałaśliwymi dziećmi'.
Hałaśliwe i niegrzeczne
'Czy one naprawdę muszą się tak wydzierać? Mam okna na plac zabaw i jestem skazana na wieczny jazgot!'. Trochę zdziwił mnie ten wpis, bo sama mam okna w tym kierunku i nie narzekam. Swoją drogą kupując mieszkanie z oknami na plac zabaw, czego można się spodziewać? Kobiecie nie podobają się krzyki, choć moim zdaniem to w dużej mierze wzajemne nawoływania i śmiech. Nie podoba się również, że dzieci jeżdżą na hulajnogach po podjeździe dla wózków inwalidzkich, co też mnie nie dziwi, nie ma żadnej rampy, a zjazd po pochyłej i krętej dróżce jest świetną zabawą.
Sąsiadka narzeka, że nie może odpocząć po pracy. Poza tym, że pani jest zmęczona, przez hałas ma problem z uśpieniem (uwaga!) 4-letniej córeczki.
"Widziały gały, co brały"
Chyba na każdym osiedlu trafia się taki wariat, ale dla mnie to niepojęte. Sprowadzać się na młode osiedle, wybierać mieszkanie z oknami na plac zabaw, tuż przy osiedlowym głównym przejściu i przy podjeździe dla wózków inwalidzkich i mieć pretensje absolutnie do całego świata. No ciśnie się na usta tylko jedno: 'widziały gały, co brały'.
Pani po serii argumentów od innych lokatorów, żeby może okna zamknęła i przestała narzekać na naprawdę grzeczne dzieci, które tylko się bawią, na moment się uspokoiła. Po czym powróciła z nowym pomysłem. Tym razem zaczęły jej przeszkadzać 'obce' dzieci. Osiedle nie jest zamknięte, więc dużo dzieci z ciekawości przychodzi z okolicy.
Pani wymyśliła, że z pewnością te hałasy to wina 'obcych dzieci', które przychodzą na nasze osiedle i należy kategorycznie zamknąć place zabaw, tak by były dostępne tylko dla 'naszych' dzieci, najlepiej zamykane na klucz. W dłuższej dyskusji okazało się, że jej dziecko musiało czekać w kolejce na huśtawkę i to niedomyślenia, by 'nasze dzieci musiały czekać, gdy obce się bawią'.
Kobieta poza mądrościami w sieci, wydziera się na dzieci przez okno i grozi im policją. Niestety też znalazła swoich zwolenników, którym dzieci przeszkadzają. Na szczęście nie emanują aż taką nienawiścią jak ta kobieta.
Ludzie, którzy nienawidzą dzieci
Owszem uważam, że trzeba uczyć dzieci kultury, by nie niszczyły rzeczy i żeby nie przeszkadzały innym. Jednak plac zabaw ma jakieś przeznaczenie? Dzieci mają prawo do swobodnej zabawy, my i tak już bardzo wcześnie wkładamy je w buty dorosłych i każemy być poważnymi i odpowiedzialnymi.
Niestety z różnych postów i artykułów w sieci zauważyłam, że to nie jest odosobniony przypadek. Dlaczego ludzie o dzieciach, które się po prostu bawią, mówią, że są niegrzeczne? Przeszkadza im piękne dzieło na chodniku namalowane kredą, radość po zdobytym golu, trenowanie nowych umiejętności na rowerze czy rolkach. Jeśli jako dorośli nie nauczymy się doceniać dziecięcej zabawy, to na kogo te dzieci wyrosną? Temperujemy, hamujemy i ograniczamy je na każdym kroku. Czy naprawdę już muszą być śmiertelnie poważne, wyważonei stonowane?".
Dlaczego dzieci potrzebują zabawy na placu zabaw?
Eksperci od lat powtarzają, jak niezwykle ważna dla prawidłowego rozwoju dziecka jest zabawa, a tym bardziej ta na świeżym powietrzu. Endorfiny, jakie wyzwalają się podczas beztroskiej zabawy, są świetnym lekarstwem na poprawę humoru. Robienie czegoś, co się lubi i sprawia to dużo przyjemności, jest najlepszym sposobem, by wychować optymistę. Ale powodów jest znacznie więcej.
Bujanie, kołysanie, huśtanie czy kręcenie się stymulują układ nerwowy. To działa bardzo kojąco i uspokajająco na organizm dziecka. Zabawa oprócz tego wzmacnia mięśnie i kości, a także poprawia kondycję i koordynację.
To także miejsce, gdzie dzieci pokonują trudności i własne lęki. Dzięki temu mają szansę stać się bardziej pewnymi siebie ludźmi. Plac zabaw to także ważny obszar do nauki funkcjonowania w grupie. To tu bez mamy, taty i pani, zarówno mniejsze, jak i większe, dzieci uczą się dogadywać, ale i rozwiązywać pierwsze konflikty. Kreatywność, współpraca i współzawodnictwo to ważne elementy zabawy.
Nie można oczywiście nie wspomnieć o tym, że szybko rosnące dzieci, by prawidłowo się rozwijać, potrzebują świeżego powietrza.