Wcale nie jest nam łatwiej niż naszym matkom. Wolałybyśmy pieluszki tetrowe niż to, co nas spotyka
Same widzimy, że jest ciężko
Millenialsi nie cieszą się zbyt dobrą opinią. Wychowani w dobrobycie i bez stresu, skupieni na markach i konsumpcji. Ile razy słyszałaś, że teraz jest prościej żyć i być rodzicem? Zakupy w sieci, tyle rzeczy na sklepowych półkach, zagraniczne wakacje, internet, zajęcia dla dzieci, tyle możliwości... nasi rodzice mogli tylko pomarzyć o takich udogodnieniach i ułatwieniach!
Jest łatwiej? Jeśli tak myślisz, to absolutnie nie masz pojęcia, jak współczesnym matkom jest trudno!
Badania wykazały, że dla większości millenialnych matek macierzyństwo nie jest usłane różami. Moment, gdy urodziło się dziecko, określają jako trudny, chaotyczny i izolujący od społeczeństwa. Bo tak naprawdę mama millenials ma wiele problemów, o których poprzednim pokoleniom się nawet nie śniło.
Kim jestem i kim chcę być?
Dziś kobiety decydują się na macierzyństwo znacznie później, jednak tak naprawdę nie ma badań, które by analizowały, jaki to ma wpływ na zdrowie psychiczne i emocjonalne kobiet. Kobiety rodzą później, bo stawiają na studia, rozwój osobisty i zawodowy. Większość pracuje, zanim zajdzie w pierwszą ciążę (i wraca dość szybko po porodzie do pracy).
Stawiając na swój rozwój i karierę, mają także czas na rozwinięcie i zdefiniowanie osobistego poczucia tożsamości. Ustalenie czegoś więcej niż "jestem córką", "jestem żoną" czy "jestem matką". Poprzednie pokolenia nie miały takich dylematów. Kobiety szybko wychodziły za mąż i zachodziły w ciążę. Skupianie się na karierze były traktowane jak coś wręcz ekscentrycznego.
Jednak to wszystko sprawia, że zostając rodzicem, panie stają przed niełatwymi decyzjami. Co dalej? W jakim stopniu chcę rezygnować z siebie, a w jakim chcę poświecić się macierzyństwu? Wiele zależy od tego, na ile zdefiniowały siebie przed ciążą, ale olbrzymie znacznie ma także presja społeczna. Bo tu nie ma prawidłowej odpowiedzi. Poświęcisz się karierze, jesteś złą matką. Poświecisz się macierzyństwu, jesteś leniwa i nieambitna.
Dobre i lepsze rady
Nasze matki ufały babkom i ciotkom oraz ich "sprawdzonym" metodom. Nikt nie dyskutował z "wypłakiwaniem się" czy rozszerzeniem diety w drugim miesiącu życia. Dziś wiemy, że zdecydowanie nie wszystkie babcine rady są dobre. Jednak z oceną co jest słuszne, musimy borykać się same. Millenialsi mają zbyt dużo informacji, w których ciężko się połapać. Nikt nas nie uczył, jak w tym natłoku selekcjonować, oceniać i wybierać te najlepsze i najbardziej wartościowe. Same musimy to robić, nierzadko sprawdzając metodą prób i błędów. Poruszając się w gąszczu sprzecznych porad, próbujemy odnaleźć złoty środek, a to potrafi być bardzo meczące i frustrujące.
Chciałaś być matką? To walcz
Co więcej, nawet sam system opieki sugeruje, że po 6 tygodniach połogu kobieta jest gotowa na seks, ćwiczenia i stawianie czoła całemu światu bez niczyjej pomocy. Potwornie zmęczone żyjemy w przeświadczeniu, że musimy same dać ze wszystkim radę, nie możemy zawieść. Pomoc? No jak? Przecież jestem dumną samowystarczalną kobietą, która sobie poradzi sama z każdym wyzwaniem.
Osamotnione w swojej walce, przepełnione poczuciem porażki, gdy coś nie wychodzi, brniemy do przodu. Nieustannie chcemy coś udowodnić światu, a przede wszystkim sobie. Tymczasem w rzeczywistości często ledwo trzymamy się w kupie, bo to, co robimy sobie, nie jest intuicyjne, jest czymś, do czego nas wychowano, czymś, co nam wmówiono.
Szkoła rodzenia jest ekstra, tylko że to jakiś zarys tego, z czym przyjdzie się nam mierzyć po porodzie. Gdzie kursy dla mam niemowlaków, dwulatków, przedszkolaków, uczniów?! Pozostaje internet i poradniki, tysiące publikacji, miliony rad, które trzeba znowu samodzielnie ocenić.
Nie mówię, że byliśmy olani przez rodziców. Ale umówmy się, nie siadali z nami każdego dnia do gier planszowych, nie szukali zajęć dodatkowych, nie czytali starannie wybranych książek, nie zastanawiali się nad naszymi emocjami i nie analizowali porad dotyczących najlepszej komunikacji z dzieckiem. Dbali, byśmy mieli, co zjeść, byli zdrowi i wybiegali się na świeżym powietrzu. Gdy było trzeba, otrzepali z kurzu, dali buziaka i kazali bawić się dalej.
Jestem sama
Wiele kobiet cierpi w milczeniu i samotności. Znaczna część millenialsów wyprowadza się z dala od swoich rodzimych miejscowości, co powoduje geograficzną izolację. Może mężczyźni kiedyś byli mniej zaangażowani, ale nasze matki miały babki, teściowe, ciotki, doświadczone sąsiadki, na które mogły liczyć. My przez większość czasu jesteśmy absolutnie same. Nawet jeśli rodzina jest blisko, niejednokrotnie matka tak naprawdę jest sama, bo musi się mierzyć z niezrozumieniem i brakiem poszanowania metod wychowawczych, które wybrała.
Potrzeba kogoś, kto nas zrozumie, jest tak silna, że millenialsi szukają towarzystwa w sieci. To Instagram czy Facebook staje się najlepszym przyjacielem. Tyle że tam trafiamy na kolejne idealne matki, które dają radę. Zapominamy, jak łatwo pokazać wycinek i życia i przepuść go przez atrakcyjny filtr. Patrzymy na ten ideał i karzemy same siebie, że nasza rzeczywistość nie jest tak perfekcyjna.
Częściej towarzyszy nam depresja
Według raportu opublikowanego w "Journal of Perinatal Education", wiele badań sugeruje bezpośredni związek między brakiem wsparcia społecznego a depresją poporodową. A to coraz poważniejszy problem. W badaniu z 2009 roku, opublikowanym przez "American Journal of Obstetrics & Gynecology", 15 procent wszystkich matek cierpiało na depresję poporodową, natomiast dane National Perinatal Association z 2018 roku sugerują, że problem dotyczył już 25 procent świeżo upieczonych mam. Dane publikowane na pacjent.gov.pl mówią o 10-22 procentach kobiet, które po porodzie cierpią na depresję. Niestety co druga nie zwraca się o pomoc do specjalisty.
Ale nie trzeba być naukowcem, by zaważyć, jak matkom ciężko poprosić o pomoc i – co gorsza – jak trudno ją uzyskać. Przyjęło się, że millenialsi łatwo się poddają, jęczą bez powodu, nie wiedzą, jak walczyć, gdy pojawiają się trudności. Tyle że to nie jest prawda!
Zasługujemy na pochwałę
My dalej będziemy robiły swoje, ale może im głośniej będziemy o tym mówić, tym jaśniejsze stanie się, że macierzyństwo dla millenialsów to nie je jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Tak, nie jesteśmy ideałami! Nikt nie jest. Ale to nie znaczy, że każdego dnia nie podciągamy rękawów i nie stajemy do boju. Wychodzimy na ring i dajemy z siebie absolutnie wszystko, bo kochamy swoje dzieci.
Nadal uważasz, że współczesne matki mają łatwiej? Nie oczekuję, że od razu zrozumiesz. Wiele jest do przemyślenia i zauważania, ale daruj sobie krytykę.
Zasługujemy na poklepanie po ramieniu i dobre słowo, za to, że się staramy i robimy tę matczyną robotę najlepiej jak potrafimy!
Zasługujemy na szacunek, wyrozumiałość i zrozumienie!
Zasługujemy na pomoc i wsparcie, nawet jeśli nie zawsze umiemy o nie poprosić!
Czytaj także: https://mamadu.pl/116161,matka-na-skraju-zalamania