"Ciągle boję się, że mojemu dziecku coś dolega. Zazdroszczę matkom, które są takie nieświadome"
Przewrażliwiona mama
Odkąd urodziłam syna, żyję w permanentnym stresie. Ciągle go obserwuję, przyglądam się, a gdy coś odbiegnie od mojego wyobrażania, zaczynam się bać, że coś mu dolega. Strasznie mnie to męczy i czasami żałuję, że nie jestem jak te matki, które niczym się nie interesują, o żadnych chorobach nie słyszały, a na placu zabaw patrzą w telefon a nie na dziecko.
Myślę, że one są znacznie spokojniejsze niż ja. Przez to, że jestem świadoma tych wszystkich dolegliwości, chorób czy przypadłości, które objawiają się w wieku dziecięcym, gdy tylko zauważę coś, co może uznać za jakiś objaw, zaczynam się denerwować, przeszukiwać internet i umawiać syna na wizyty lekarskie.
Od SMA po zespół Aspergera
Jedną z takich rzeczy, których panicznie się bałam, był rdzeniowy zanik mięśni, czyli SMA. Wydaje mi się, że inne matki z przyjemnością, a nie lękiem, śledzą postępy i skoki rozwojowe swoich dzieci. U mnie było zupełnie na odwrót: cały czas patrzyłam czy aby na pewno mały sam trzyma główkę, czy na pewno prawidłowo się rozwija, czy nie zaczął siedzieć za późno. Gdy dziecko mojej przyjaciółki, które jest w podobnym wieku co mój syn, zaczęło stać o kilka tygodni wcześniej niż mój mały, potrafiłam wybuchnąć płaczem i przygotowywać się na najgorsze scenariusze.
Mało tego, pamiętam, że gdy mój synek miał kilka miesięcy, specjalnie zrobiłam mu zdjęcie z fleszem, żeby zobaczyć czy nie ma tego "błysku" w oku, który zwiastuje siatkówczaka. Potem bałam się, czy... nie uszkodziłam mu tym wzroku.
Pięć lat stresu
Dziś moje dziecko ma pięć lat i wydawało mi się, że moja obsesja na punkcie jego zdrowia nieco zmalała. Nie wiem czy to kwestia tego, ze faktycznie się uspokoiłam, czy po prostu zdążyłam już przerobić w głowie większość znanych mi chorób. A tym samym je wykluczyć podczas wizyt u specjalistów.
Jednak ostatnio znów zaczęłam się bać, że mojemu synkowi coś dolega. Jego wychowawczyni z przedszkola zasygnalizowała mi, że nie do końca odnajduje się w grupie rówieśniczej. Powiedziała, że nie panikowałaby i być może mój synek jest nieco wycofany, może jest nieśmiały w stosunku do innych dzieci. I że póki co trzeba obserwować.
Jednak w mojej głowie od razu pojawiły się różne czarne myśli i uznałam, że skoro ktoś obcy zauważył jakieś nieprawidłowości u mojego dziecka, to musi coś być na rzeczy. Pomyślałam, że faktycznie syn jest dosyć wrażliwy. Chyba nie lubi za bardzo zmian. Przypomniałam sobie, jak wiele razy zdarzało mu się zareagować zbyt emocjonalnie, a jego zainteresowania są dość nietypowe i bardzo scentralizowane. Od razu zalałam się zimnym potem: musi mieć zespół Aspergera.
Niekończący się lęk
Mój mąż chce mieć drugie dziecko i jak mówi, nasz synek też skorzystałby z obecności drugiego dziecka w domu. Nie ukrywam, że zawsze marzyłam o dużej rodzinie i zawsze myślałam, że dwoje dzieci to takie minimum. Jednak tak panicznie boję się o zdrowie mojego dziecka, że nie wiem, czy dam radę tak przejmować się jeszcze jednym maluchem.
Jak pomyślę, że miałabym od nowa przerabiać te wszystkie lęki o te same choroby, które często są diagnozowane w wieku niemowlęcym, to aż mi się robi słabo. Czy to normalne, że tak bardzo boję się o własne dziecko?
Od redakcji
To, że matka martwi się o swoje dziecko, jest zupełnie naturalną sprawą. Jednak takie obsesyjne myślenie o chorobach, a czasem nawet usilne doszukiwanie się ich, powinno skłonić autorkę listu do wizyty u psychologa.
Skoro sama widzi, że ją to męczy i ogranicza, nie powinna zwlekać ze zgłoszeniem się do specjalisty. Zyska na tym nie tylko ona sama, ale cała jej rodzina – ciągły strach i lęk musi się odbijać na wszystkich domownikach.